Lekcja nieodrobiona. Dlaczego Morawiecki wciąż nie rozumie klęski PiS?

23 godzin temu
Zdjęcie: Morawiecki


Mateusz Morawiecki znów przemówił – tym razem w programie „Polityczny WF” – i znów dał do zrozumienia, iż z porażki Prawa i Sprawiedliwości w 2023 r. nie zrozumiał adekwatnie nic. Albo zrozumiał bardzo niewiele, a to, co zrozumiał, starannie dopasował do własnej autobiografii politycznej.

W jego opowieści klęska PiS-u nie była konsekwencją systemowych nadużyć władzy, konfliktu z instytucjami państwa prawa czy społecznego zmęczenia permanentną wojną. Była raczej drobną korektą kursu, po której wystarczy wrócić do sprawdzonych haseł o rozwoju i inwestycjach.

Były premier przekonuje, iż receptą na przyszłość jest kampania prezydencka Karola Nawrockiego. Już samo to porównanie brzmi jak intelektualna ucieczka do przodu. Morawiecki mówi: „jak popatrzymy sobie na kampanię pana prezydenta, to zobaczymy, jakie główne tematy wówczas dominowały. Był to rozwój. Były to inwestycje”. W tej wizji świata PiS przegrało, bo za mało mówiło o betonie, stali i wykresach wzrostu, a za dużo o ideologii. To wygodne uproszczenie, bo pozwala nie zauważać realnych powodów przegranej: erozji zaufania, chaosu w instytucjach i poczucia, iż państwo stało się narzędziem partyjnym.

Morawiecki z uporem twierdzi, iż kwestie światopoglądowe „nie były istotne” i nie będą istotne w przyszłości. To zdanie brzmi jak echo gabinetowego myślenia, w którym społeczne konflikty da się zamieść pod dywan prezentacją o inwestycjach. Tymczasem to właśnie wojna kulturowa była paliwem PiS-u przez lata i to ona spolaryzowała wyborców do granic wytrzymałości. Udawanie, iż tego nie było, jest nie tyle analizą, ile wyparciem.

Były premier chwali się dokonaniami swojego rządu: „pokazaliśmy, iż kolejki do lekarzy mogą się skracać”, „pokazaliśmy, iż mieszkań można budować o 80 tysięcy rocznie więcej”. Problem w tym, iż wyborcy nie głosują na „pokazaliśmy”, tylko na to, co realnie odczuwają. A odczuwali drożyznę, niepewność i państwo, które coraz częściej działało przeciw nim. Morawiecki mówi, iż „nie było idealnie”, jakby chodziło o drobną rysę na lakierze, a nie o głęboki kryzys zaufania do władzy.

Najbardziej uderzający jest jednak wątek osobisty. Morawiecki subtelnie, ale konsekwentnie przypomina, iż kiedy był „twarzą kampanii w 2019 roku”, PiS wygrywało. „Wygrywaliśmy, mieliśmy rekordowe wyniki” – mówi, sugerując, iż problemem nie była polityka partii, ale niewłaściwa ekspozycja liderów. To narracja, która zamienia klęskę całego obozu w komunikacyjny błąd, a odpowiedzialność rozmywa w marketingowych kategoriach.

Odwołanie do Nawrockiego – który „łowił wyborców wszędzie” i wygrał dzięki „szerokiemu spektrum poparcia” – brzmi jak próba transplantacji jednego sukcesu na zupełnie inne realia. Morawiecki zdaje się wierzyć, iż wystarczy zmienić slajdy w PowerPoincie, by odzyskać władzę. Nie dostrzega, iż w 2023 r. wyborcy powiedzieli PiS-owi „dość” nie dlatego, iż brakowało mu opowieści o rozwoju, ale dlatego, iż ta opowieść przestała być wiarygodna.

W stylu charakterystycznym dla Morawieckiego – gładkim, technokratycznym, pozbawionym autokrytycznej refleksji – porażka zostaje zredukowana do złej strategii. A to oznacza jedno: PiS, przynajmniej w tej wersji, przez cały czas nie rozumie, dlaczego przegrało. I jeżeli rzeczywiście pójdzie drogą wskazywaną przez byłego premiera, może się okazać, iż jedyną „receptą na przyszłość” będzie powtórka z tej samej porażki.

Idź do oryginalnego materiału