Jan Piński, znany z ostrych opinii o Andrzeju Dudzie, postanowił zrobić coś, co w normalnym kraju uchodziłoby za zwyczajny gest konsumenta – kupić książkę głowy państwa. I to nie jedną, ale od razu dziesięć egzemplarzy z autografem autora. Jednak księgarnia gwałtownie anulowała zamówienie.
„Hej prawnicy, czy to legalne?” – zapytał Piński w mediach społecznościowych, sugerując, iż ktoś w kancelarii Dudy spanikował. I trudno się dziwić – wizja, iż jeden z najgłośniejszych krytyków prezydenta zacznie cytować jego własne słowa, podpisane jeszcze charakterystycznym, szkolnym charakterem pisma Andrzeja Dudy, musi przyprawiać otoczenie Pałacu o dreszcze.Cała sytuacja odsłania absurd polskiej polityki. Mamy prezydenta, który podpisał setki ustaw przeforsowanych przez PiS – często w nocy, bez refleksji – ale sprzedanie dziesięciu książek przeciwnikowi politycznemu to już zbyt duże ryzyko. Ktoś w otoczeniu Dudy najwyraźniej uznał, iż lepiej zrezygnować ze sprzedaży niż narażać się na to, iż Piński użyje tych publikacji do kolejnej kompromitującej Dudę analizy.
Czy to legalne? Raczej nie. Czy to kompromitujące Dudę? Zdecydowanie. W końcu mówimy o człowieku, który przez osiem lat podpisywał wszystko, co mu podsuwano, a dziś boi się własnej książki sprzedanej krytykowi. Pozostaje pytanie: czego obawia się Andrzej Duda? Tego, iż Piński przeczyta jego książkę i znajdzie w niej coś, co okaże się jeszcze bardziej kompromitujące niż dotychczasowe decyzje? A może prawda jest prostsza – Andrzej Duda po prostu nie znosi krytyki tak bardzo, iż woli odciąć do niej choćby własne autografy.