Zanim PiS zaczął oburzać się na „mafię reprywatyzacyjną”, sam przez lata uczestniczył w procederze, który dzisiaj z wielką pompą potępia. Wystarczy przypomnieć, iż podczas kadencji Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta Warszawy (18 listopada 2002 – 22 grudnia 2005) zwrócono aż 197 kamienic. I to nie puste działki czy ruiny — mówimy o budynkach z lokatorami, żywymi ludźmi, którzy z dnia na dzień trafiali w ręce nowych właścicieli, często gotowych do eksmisji bez sentymentu.
Ale na tym nie koniec. Gdy Lech Kaczyński poszedł „ratować Polskę z Pałacu Prezydenckiego”, w Warszawie rządzili komisarze z PiS. Efekt? Około 200 kolejnych nieruchomości reprywatyzowano w tym samym stylu. Cicho, sprawnie, z podpisami pod decyzjami, które dziś hipokryci z PiS-u najchętniej wieszaliby innym na szyi jako dowód zdrady interesu publicznego. Niech symbolem tej pisowskiej obłudy będzie adres: ul. Nabielaka 9 — kamienica, którą zna dziś każdy, kto śledził sprawę śp. Jolanty Brzeskiej. Decyzję o zwrocie tej nieruchomości wydano 24 stycznia 2006 roku, już po odejściu Kaczyńskiego z warszawskiego ratusza. Podpisał ją Mirosław Kochalski, kolega Kaczyńskich, pełniący obowiązki prezydenta miasta, a zarazem wierny żołnierz PiS-u.
Czy ktoś z tej ekipy stanął przed komisją weryfikacyjną? Czy ktoś się tłumaczył z przekazywania kamienic w ręce handlarzy roszczeń? Oczywiście, iż nie. PiS, jak zwykle, stosuje zasadę: „Nasze złodziejstwo to patriotyzm, cudze to zdrada.”
Hipokryzja? Nie, to cały system władzy, który zbudowano na pamięci, którą wybiera się selektywnie. jeżeli więc szukacie winnych dzikiej reprywatyzacji – nie szukajcie tylko po lewej stronie. Bo pod wieloma decyzjami stoi podpis ludzi z PiS. Tylko o tym jakoś nikt na Nowogrodzkiej już nie pamięta.