Lasecki: Prognoza dotycząca wydarzeń międzynarodowych

myslpolska.info 2 dni temu

W USA trzeba pamiętać iż Trump to nie Alt-Right a rząd USA to nie Trump. Czyli, Trump nie zrobi na pewno wszystkiego co by chciał ani wszystkiego, co chciałaby Alt-Right, by on zrobił. Obecna kadencja Trumpa w USA będzie momentem zwrotnym; spodziewałem się osobiście, iż System nie dopuści Trumpa, ale najwyraźniej albo System okazał się za słaby albo postanowił przepoczwarzyć się w postać nacjonalistyczno-populistyczną. Stawiam raczej na to pierwsze, bo jednak jazgot światowych liberałów jest duży, być może zatem Trump będzie starał się przedefiniować tożsamość USA i coś po sobie zostawić – jeżeli mu się nie uda, jego kadencja będzie tylko epizodem.

Istotne jest też, czy Trump ugnie się przed globalnym kapitałem (pójdzie drogą Xaviera Mileja), czy spróbuje wyemancypować spod niego jankeski lud (pójdzie drogą Orbána). Dylemat ten symbolizuje wspomniany w poprzednim statusie konflikt nacjonalistycznych i libertariańskich skrzydeł w obozie Trumpa (Musk+Rasvamy vs. MAGA). Od jego rozstrzygnięcia też zależą kierunki polityki na świecie.

Grenlandii ani kanału panamskiego USA raczej nie przyłączą, w każdym razie dopóki Trump nie przedefiniuje całkowicie aksjologii politycznej USA i Zachodu. Nie jest to całkowicie niemożliwe ale wydaje się jednak niezbyt prawdopodobne. W charakterze ciekawostki można natomiast zastanowić się, jak cała awantura z Grenlandią wpłynie na wyniki kwietniowych wyborów w tym kraju? W sumie, w dłuższej perspektywie, może to być też wskazówka, jaki będzie przyszły status tej wyspy.

W Eurazji nie zmieni się nic. Najważniejsze rozstrzygnęło się wraz z niepowodzeniem rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2022 roku. Nie jest już w tej chwili istotne, czy Ukraina „skapituluje”, czy zostanie zawarty jakiś „kompromisowy układ”, czy może wojna będzie się przez cały czas snuć po tym kraju jak smród po gaciach. Dość powiedzieć, iż Ukraina w imperium rosyjskim już się nie znajdzie – przynajmniej w dającej się przewidzieć przyszłości, i iż większość tego kraju będzie szpicą Zachodu wbitą w Ruski Świat. To oznacza iż Rosja nie stanie się graczem światowym i iż będzie atakowana przez Zachód na swoim własnym terytorium.(ostrzał, wtargnięcia przez granicę, ataki dywersyjne, bunty na peryferiach).

Trochę prawem kontrastu, wybory prezydenckie na Białorusi też najpewniej nic nie zmienią (co tym razem jest dobre). Nie sądzę, by, pomimo demonstracji w Gruzji, liberałowie mieli podobne perspektywy na Białorusi. Byłem w tym kraju rok temu i moim zdaniem, wyciągnięto tam wnioski z kryzysu 2020 roku i kompleksowo zabezpieczono się przed powtórką. Liberalnej rewolucji na Białorusi raczej nie będzie. (w Gruzji, moim zdaniem, liberalna opozycja też zostanie raczej rozładowana).

Powyższe pociąga za sobą również przekreślenie perspektyw Inicjatywy Pasa i Szlaku. Chiny będą oczywiście przez cały czas wzrastać gospodarczo ale Europa (Niemcy) już nie odwróci się gospodarczo od Atlantyku ku Eurazji. Najważniejsza odnoga BRI miała przechodzić przez Rosję, Białoruś i Polskę, co jest w tej chwili niemożliwe. Zniszczone też zostały dostawy rosyjskiego gazu do UE. Czyli, UE będzie na wojnie ze Wschodem, zamiast się ku niemu zwrócić przynajmniej geoekonomicznie.

Oznacza to, iż w Europie nie mają perspektyw żadne ruchu prorosyjskie – AfD nie wygra a Zjednoczenie Narodowe zejdzie raczej w buty Meloni niż de Gaulle’a. Po pierwsze, dlatego iż w warunkach nowej zimnej wojny, środowiska prorosyjskie nie będą miały pola do działania. Po drugie, dlatego iż zdegradowana geopolitycznie Rosja nie ma swoim potencjalnym sojusznikom nic do zaoferowania.

W Niemczech najpewniej wygra projankeska chadecja, we Francji rządzi oligarchiczna ekspozytura globalnego kapitału, w Italii miejscowy odpowiednik bosakizmu a Anglia to drugi obok USA filar anglosaskiego hegemonizmu. Oznacza to wszystko zaostrzenie kursu Europy Zachodniej wobec Rosji.
Na Bliskim Wschodzie upadek Syrii oznacza ruinę wpływów Iranu i Rosji. Przypieczętowany jest najpewniej los Palestyńczyków ze Strefy Gazy. Zwycięzcą, póki co, jest Izrael. USA najpewniej przekaże swoje plenipotencje w regionie Turcji, to zaś w dłuższej perspektywie może być dla Izraela dużo większym problemem niż Syria jako protektorat rosyjsko-irański. Może tak być ale nie musi. Wątpię jednak, czy kwestia ta zdąży się rozstrzygnąć w 2025 roku. Zostaniemy najpewniej z tym problemem jako „otwartym” na kolejne lata (perspektywa geopolityczna jest perspektywą „długiego trwania”).

Zobaczymy, jak trwały okaże się Nowy Songhaj w zachodniej Afryce. W tym regionie z kolei zwroty polityczne następują tak gwałtownie i bywają tak niespodziewane, iż trudno prognozować coś choćby ze średnią dozą prawdopodobieństwa. Nowy Songhaj jest tellurokracją-timokracją o jednak niemal zerowych podstawach ekonomicznych i dużo szczuplejszej niż wynika z oficjalnym map politycznych podstawie terytorialnej. Wsparcie wojskowe Rosji jest cenne ale pamiętajmy, iż to już nie jest Wagner z czasów Prigożina. Czynnikiem zmiany mogłyby natomiast okazać się wejście do tych państw Chin na dużą skalę. Tyle, iż są one położone na marginesie obszarów którymi Chiny są zainteresowane, a Pekin kieruje się w swoich inwestycjach przesłankami raczej ekonomicznymi niż sympatiami (geo)politycznymi.

Polityczny islam będzie słabo bulgotał pod powierzchnią, w niektórych krajach wypływając okresowo na powierzchnię, ale oczywiste jest, iż liczące sobie po kilkuset czy kilka tysięcy osób formacje, niemal pozbawione podstawy terytorialnej, wiele nie zwojują. W Strefie Gazy i w Libanie lokalne formacje islamskie zostały pokiereszowane przez Izrael. W Syrii i Iraku, Turcja będzie prawdopodobnie unikała zderzenia z Izraelem, żeby rozbudować najpierw i umocnić swoją pozycję. W Afryce Wschodniej ani w Sahelu islamizm nie jest siłą zdolną pokonać różne formacje lokalne. W Pakistanie rządzi prozachodnia oligarchia, zwalczająca islamistyczną opozycję choćby w Afganistanie; miejmy nadzieję, iż w oparciu o Taliban, w Pakistanie będą narastać tendencje do islamskiej rewolucji.

Dryf po 1989 roku Indii od sojuszu z Rosją ku sojuszowi z USA obrazuje realne przeobrażenia w światowym układzie sił (tzn. degradację Rosji). W każdym razie, nie będzie żadnej alternatywnej waluty BRICS+ a gremium to nie odegra istotnej roli w stosunkach międzynarodowych, bo jest po prostu zbyt heterogeniczne politycznie i gospodarczo – analogicznie jak w przypadku UE, za dużo tam w tej chwili „koni trojańskich USA”, jednym z których są właśnie Indie.

Cały pas Indo-Pacyfiku to w zasadzie sojusznicy lub wasale gwiazd i pasów. Wyjątkami są może Mjanma (podobnie jednak zdezorganizowana jak Sudan) i Laos. Można sobie wyobrazić „kupienie” jeszcze tego czy owego archipelagu na Pacyfiku przez Chiny, ale globalnie układ w Indo-Pacyfiku w 2025 roku raczej się nie zmieni.

W Ameryce Łacińskiej jedynym ciekawym epizodem jaki czeka nas w tym roku są wybory w Boliwii. Krajowi temu raczej nie grozi wypadnięcie z osi boliwariańskiej ze względu na głębokość zaszłych tam przemian społecznych ale też oś ta nie ma za bardzo jak rozszerzyć się na inne kraje.

W sumie, myślę iż 2025 rok na poziomie międzynarodowym będzie dla Antysystemu dość „nudny” i nie wydarzy się w nim nic przełomowego. Zwroty mogą dotyczyć samego Systemu (prezydentura Trumpa w USA).

Nie życzę niczego, bo, czy nam się to podoba czy nie, na procesy na poziomie globalnym nie mamy żadnego wpływu.

Ronald Lasecki

Idź do oryginalnego materiału