Establishment postkomunistycznego UBekistanu ma niezmiennie wrogi stosunek do prawdy o dziejach Polski, do historii najnowszej a do wiedzy na temat źródeł, kształtu i transformacji PRL – owskiego ustroju w szczególności.
W czasach Polski zwanej „ludową” większość młodzieży kształciła się w zasadniczych szkołach zawodowych, w których lekcji historii aż do czasów Solidarności w ogóle nie było. Zapomnianą zdobyczą Sierpnia 1980 (którego to zryw być może powinniśmy zaliczać do polskich powstań narodowych) było wprowadzenie nauczania historii właśnie do zawodówek. Po to, by wielka część młodych Polaków nie kończyła edukacji historycznej na skromnym kursie ostatecznie zamykanym w piętnastym roku życia, wraz z opuszczeniem murów szkół podstawowych. Ludziom Sierpnia, działaczom Solidarności i po prostu polskim patriotom zależało na tym, by nasze społeczeństwo miało solidną świadomość historyczną co przecież oznacza – świadomość narodową. jeżeli doniosłość owej edukacyjnej, propaństwowej, „świadomościowej” zdobyczy Sierpnia 1980 zestawimy z tym, co w Polsce działo się po zmowie z Magdalenki, po „okrągłym stole” i dokooptowaniu do nomenklaturowych szeregów wyselekcjonowanych przez bezpiekę szczątkowych gremiów Solidarności to dostrzeżemy, iż w tej ogromnie ważnej sprawie przełom roku 1989 był przeciwieństwem diametralnie odmiennego przełomu z roku 1980. Wraz z rokiem 1980 nauczanie ojczystej historii zostało w polskich szkołach zwielokrotnione. A natychmiast po roku 1989 – radykalnie okrojone. Od roku 1991 historii we wszystkich polskich szkołach było już o połowę mniej. A potem przyszła kolej na jej całkowite wyrzucanie z programu klas licealnych, przeciw czemu w strajkach głodowych protestowali najszlachetniejsi z bohaterów Solidarności. Jedną też z pierwszych decyzji reżimu, który dorwał się do władzy nad Polską 13 grudnia roku 2023, było wyrzucenie ze szkolnych programów przedmiotu Historia i Teraźniejszość.
Dlaczego establisment UBekistanu, szumnie zwanego „Trzecią Rzeczpospolitą” tak bardzo nienawidzi polskiej historii a w szczególności dziejów najnowszych? Odpowiedź jest bardzo prosta. Ja zdałem sobie sprawę z owych przyczyn w stanie wojennym za sprawą pewnej audycji Radia Solidarność Walcząca. Redaktorom tej ultra – konspiracyjnej i niesłychanie zaciekle zwalczanej rozgłośni jakimś cudem udało się nagrać obrady Komitetu Wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (czyli po prostu – partii prosowieckich komunistów) wraz z wystąpieniem jej pierwszego sekretarza. Owym I sekretarzem wrocławskiego KW PZPR był Tadeusz Porębski i tu może taka mała ciekawostka, iż na tle reszty ówczesnej komunistycznej nomenklatury ten Porębski wyróżniał się na korzyść. Oczywiście – jako na funkcjonariuszu reżimu stanu wojennego ciąży na nim odpowiedzialność za to, co się wtedy w województwie wrocławskim działo. Z opowieści moich znajomych, współpracowników i przyjaciół z Solidarności Walczącej, z których setki studiowały lub pracowały na Politechnice Wrocławskiej wynikało, iż ów Tadeusz Porębski był tzw. „uczciwym partyjnym”. Oczywiście – pojęcie to jest samo w sobie oksymoronem, ale w PRL – owskiej krainie absurdów tego rodzaju zjawiska wewnętrznie sprzeczne miewały miejsce. Porębski był profesorem nauk technicznych, przez kilka lat rektorem a przy tym może i prawdziwym intelektualistą. Co wraz z obserwowaną także przez studentów i pracowników „marksistowską uczciwością” (kolejny oksymoron) musiało go w końcu wyeliminować z kręgów wyższej PZPR – owskiej nomenklatury. Bodaj w 1983 popadł w niełaskę i partyjną karierę jakiś czas później zakończył. Wg znanych mi ludzi z jego uczelni przyczyną miała być zdolność do mówienia tego, co myślał oraz IQ przerażająco dystansującego cały Komitet Centralny PZPR o wszystkich wojewódzkich komitetach choćby nie wspominając. Ja Porębskiego widywałem i słyszałem rzadko, ale owe wystąpienie skierowane do członków wrocławskiego KW, mimo iż tajne to jakimś cudem nagrane i wyemitowane przez podziemną rozgłośnię, utkwiło mi w pamięci. Bo i zaskoczyło mnie swą treścią niezmiernie a zarazem uświadomiło dlaczego komuniści prawdy o polskiej historii boją się bardziej, niż ognia. Porębski do swych towarzyszy mówił bowiem wprost, iż prawda o powojennej historii Polski jest straszna. Że nie zawiera ona tylko wydarzeń takich, jak odbudowa kraju, wielkie przemiany gospodarcze i społeczne, urbanizacji i industrializacji, ale także – mnóstwo wydarzeń tragicznych, które nie były jedynie błędami czy wypaczeniami, ale zbrodniami. I to zbrodniami w swej skali wielkimi a przy tym – licznymi. Porębski stwierdzał, iż ujawnianie tej prawdy w realiach stanu wojennego byłoby dla partii działaniem samobójczym. Dodawał jednak, iż jej ukrywanie będzie na dłuższą metę trudne, bo w tysiącach polskich rodzin jest ona przekazywana z pokolenia na pokolenie, iż mówią o niej zagraniczne rozgłośnie, iż kolportuje ją Kościół, iż piszą o niej podziemne wydawnictwa. Jedno ze zdań Porębskiego, które zrobiło na mnie największe wrażenie, brzmiało jakoś tak: „Możemy jej nie ujawniać, możemy się do niej nie przyznawać, ale sami siebie towarzysze nie okłamujmy, miejmy tego świadomość, iż prawda o historii ostatnich czterdziestu lat w dużej mierze jest naprawdę straszna”. Po czym dodał, iż „będzie ona w przyszłości naszym problemem” i iż „ciągle nie mamy sposobu, jakim z problemem tym moglibyśmy sobie poradzić”. Porębski nie mówił o żadnych faktach, które dla komunistów miałyby być szczególnie niewygodne. Trochę mnie to wtedy zaskoczyło, bo za sprawą publikacji drukowanych na łamach prasy Solidarności od Sierpnia roku 1980 o wydarzeniach roku 1956, 1970 czy 1976 Polacy dowiadywali się całkiem sporo. Przypuszczam, iż miał na myśli dziesiątki tysięcy ofiar terroru lat czterdziestych i pięćdziesiątych, okoliczności zainstalowania jako rzekomej polskiej władzy agentury stricte sowieckiej i rozliczne, dla partyjnej nomenklatury immanentne, potworne patologie wyniszczające ważne sfery narodowego życia Polaków. Porębski mówił na dużym poziomie ogólności, zdecydowanie ale i z prawdziwą trwogą w głosie. Bo w tym głosie dało się słyszeć najprawdziwszą trwogę. Wręcz uderzała w nim – świadomość zagrożenia. I właśnie wtedy zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo komuniści boją się prawdy. Prawda o polskiej historii komunistów dosłownie przeraża. Ta prawda jest dla nich zagrożeniem. I dlatego zarówno komuniści, jak i postkomuniści – są śmiertelnymi wrogami prawdy.
Książek poświęconych polskiej historii XX wieku powstało sporo. Znacznie jednak mniej tych, których tematyka dotyczyłaby głównie PRL -u a do tego ze święcą trzeba wśród nich szukać prac uczciwych czy choćby nieprzesadnie zakłamanych. Jedną z rozpropagowanych najbardziej jest „PRL dla początkujących” Jacka Kuronia (napisana we współpracy z Jackiem Żakowskim) i stanowiąca typowy przykład istnej symfonii przemilczeń, przeinaczeń, przekłamań a zarazem krańcowo egocentrycznej autokreacji. Głównym nurtem dziejów autor uczynił bowiem historię własną oraz tych, których on sam wychował w bolszewickim ośrodku edukacyjnym, któremu nadał imię generała Karola Świerczewskiego „Waltera” – jednej z najpodlejszych kreatur, jakie kiedykolwiek chodziły po polskiej ziemi. Takim właśnie wypocinom w postkomunistycznym UBekistanie, drogą lansowania przez medialno – propagandowy quasi – monopol nadawano status bestsellerów. I takie właśnie knoty deformowały świadomość młodych pokoleń, do gruntu wypaczając ich wyobrażenia o nieszczęściu, jakim była komunistyczna Polska. Wraz z faktem tak strasznym jak ten, iż przez trzy dziesięciolecia zdecydowana większość młodych Polaków swą edukację historyczną kończyła na początku XX wieku, rzadko tylko sięgając lat II wojny światowej, takie właśnie Kuroniowe kurioza wydawnicze sprawiły, iż w zakresie wiedzy o dziejach najnowszych nasze społeczeństwo jest w punkcie gorszym od „stanu zero”. Ten poziom wiedzy jest tak dramatyczny, iż efektem filmów takich, jak „Miś” Bareji czy „Rozmowy kontrolowane” Chęcińskiego (skądinąd świetnych) jest postrzeganie PRL – u jako półwiecza wesołej groteski, o ile nie radosnego karnawału czy cyrku w którym codziennie ze śmiechu można było boki zrywać.
Tym bardziej więc, iż stan wiedzy współczesnych Polaków o czasach, w których ich ojczyzna znajdowała się w ucisku dominacji sowieckiej, jest na poziomie krytycznym, doceniać trzeba pracę tak wyjątkową, jak wydany przez Białego Kruka okazały tom pt. „Opresja. Ilustrowana historia PRL” Profesor Wojciech Polak podjął się w niej opisu uwzględniającego wręcz dziesiątki aspektów przedmiotowego zagadnienia. Za każdym razem – skupionego na tym, co najważniejsze i kierując się zamiarem, by czytelnik sam zdołał dojść do kluczowych konkluzji. Tym, co na mnie zrobiło w tej książce wrażenie największe, jest wręcz ogromna ilość nazwisk postaci zapisanych w PRL – owskiej historii. Wielka ich część to nazwiska ludzi, którzy funkcjonując w przeróżnych miejscach i wywodząc się z najrozmaitszych środowisk na przeróżne sposoby sprzeciwiali się tytułowej „opresji”. Autor w najmniejszym stopniu nie umniejszał tu roli osób wywodzących się wprost z komunistycznej nomenklatury, z rodzin funkcjonariuszy aparatu terroru, w tym i potomków bolszewickich zbrodniarzy czy stalinowskich agentów, formujących partie KPP, PPZU i inne antypolskie bandy dążące do likwidacji naszego państwa. Uważnemu czytelnikowi nie umknie jednak rola tych ludzi w momencie, w którym na kartach książki prof. Wojciecha Polaka pojawi się temat ustrojowej transformacji z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Bo wtedy okaże się, iż niemała część postaci w latach PRL – u chodzących z nimbem bohaterów de facto nie była tymi, za których się podawała. Część z nich po prostu zrzuci maski lub porzuci wszystko, z czym była dotąd identyfikowana, by gromadzić fortuny i robić błyskotliwe kariery dzięki wsparciu swoich oficerów prowadzących z SB lub starych przyjaciół, nierzadko krewnych z elit PZPR – u. Większość tych elit, wcześniej nazywanych „właścicielami Polski Ludowej”, w bycie szumnie zwanym Trzecią Rzeczpospolitą błyskawicznie przeobraziła się w właścicieli fortun. Zawsze zdobytych nielegalnie, ale zalegalizowanych przez nie muśniętą najmniejszą choćby weryfikacją kastę postkomunistycznego sądownictwa.
W bardzo szerokiej panoramie postaci stawiających mniejszy czy większy opór komunistycznej tyranii prof. Wojciech Polak absolutnie nie faworyzuje środowisk konserwatywnych, radykalnie antykomunistycznych i niepodległościowych czy blisko związanych z Kościołem. Szczodrze oddaje pełnię zasług wszystkim wywodzącym się kręgów w PRL – u uprzywilejowanych. Dostrzegając rolę, jaką wielu opozycjonistów odgrywało w latach osiemdziesiątych, w najmniejszym stopniu nie umniejsza jej mogącą budzić zastrzeżenia karierą tych ludzi, robioną w kolejnych dekadach. Jedna z większych i podpisanych bardziej szczegółowo fotografii, umieszczona na stronie 375, przedstawia np. ogarnięty studenckim strajkiem gmach Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Wrocławskiego z transparentem zawierającym żądanie uwolnienia Pawła Skrzywanka. Profesor Wojciech Polak, któremu bliskie są wartości tradycyjne i katolickie, bez wątpienia kojarzy niniejsze nazwisko z osobą Jakuba Skrzywanka, przez minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego Hannę Wróblewską niedawno mianowaną na najmłodszego z dotychczasowych wicedyrektorów krakowskiego Teatru Starego, czyli najpierwszej polskiej sceny narodowej. I świetnie przecież wie, iż ten głośny reżyser najmłodszego pokolenia to oczywiście syn osoby krótko zatrzymanej przez SB tuż przed studenckim strajkiem, zilustrowanym fotografią z wydarzeń roku 1988. Dziś nazwisko wymalowane na transparencie Polakom kojarzy się ze spektaklami takimi, jak „Mein Kampf” czy „Śmierć Jana Pawła II” co też znaczy, iż dalece nie wszystkim kojarzy się pozytywnie. W roku 1988 było to jednak nazwisko na Uniwersytecie Wrocławskim kojarzące się ze studentem dążącym do wskrzeszenia organizacji Bratnia Pomoc i nie będącym jeszcze wówczas ojcem dzisiejszego człowieka sceny (czy obsceny).
Warsztat historyczny prof. Wojciecha Polaka jest więc jak najdalszy od tego, by czyjąkolwiek rolę umniejszać przez fakt takiego czy innego jej zaistnienia na późniejszych etapach polskiej historii. prawdopodobnie z tej samej przyczyny wymieniając bohaterów Sierpnia 1980 nie uzupełnia tychże nazwisk pseudonimami, pod którymi wykonywali zadania jako tajni współpracownicy SB. W realiach przedstawianych wydarzeń była to bowiem wiedza znana jedynie służbom wykonującym zadanie sprawowania nad społeczeństwem totalnej kontroli. Z perspektywy większości członków dziesięciomilionowego związku Solidarność – osoby te postrzegane były jako liderzy ich ruchu a często wręcz przywódcy narodowi czy nieustraszeni, charyzmatyczni bohaterowie.
Bardzo docenić należy także to, iż w książce o tytule „Opresja” tak wiele miejsca znalazło się na oddanie sprawiedliwości wielkim dokonaniom literatury, kultury i sztuki PRL – owskiego czterdziestopięciolecia. Zapoznawszy się z przedstawionym przez prof. Wojciecha Polaka przeglądem tego dorobku trudno nie zadumać się nad uwiądem naszego współczesnego życia teatralnego czy kinematografii. Filmowa Szkoła Polska lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, pomimo działania cenzury, należała w swej dziedzinie do najciekawszych zjawisk w skali całego świata. Odbierając najwyższe artystyczne laury Roman Polański bez trudu wówczas udowadniał, iż najlepsza z filmowych szkół świata znajduje się w polskiej Łodzi. Pod względem ilości znaczących nagród filmowych, zbieranych przez jej absolwentów, statystycznie nie mogła się bowiem z nią równać absolutnie żadna inna. Z kolei za teatr w skali całego świata w drugiej połowie XX wieku najważniejszy – na wszystkich kontynentach niemal jednogłośnie uznawano wrocławskie Laboratorium Jerzego Grotowskiego. To z tej przyczyny największy z dotychczasowych festiwali (do dziś zwany „festiwalem festiwali”) odbył się właśnie u nas, w grodzie nad Odrą, w roku 1975. A wielkim uznaniem cieszyła się także działalność teatru Tadeusza Kantora (wyróżnianego np. laurem Spektaklu Roku Nowojorskiego Broadwayu), Henryka Tomaszewskiego, Jerzego Grzegorzewskiego. Dodajmy, iż w latach siedemdziesiątych za największego z aktorów nowojorska krytyka uznała naszego Ryszarda Cieślaka. Rok wcześniej tym samym laurem wyróżniony został Lawrance Olivier a w roku następnym – Dustin Hoffman. Do takich naszych wówczas zaliczano, taka wówczas była klasa polskich aktorów! Profesor Wojciech Polak zauważył też, iż Polska tamtego czasu miała twórców muzyki, należących do najściślejszej czołówki ówczesnego świata i iż choćby reżimowa telewizja, mimo iż kipiąca propagandą, miała też w swym programie liczne dzieła wybitne. Takie, jak teatr czy kabaret. I iż znakomitych mieliśmy też ludzi jazzu, sztuki plakatowej czy literatury. Niestety, ale dziś liczne dziedziny twórczej aktywności nie są już choćby cieniami tego, czego poprzednie pokolenia dokonywać potrafiły pomimo realiów totalitarnej opresji …
Profesor Wojciech Polak stanowczo jednak zauważa, iż czasy PRL – u były przede wszystkim właśnie – czasami opresji. I z wielką mocą podkreśla, iż miał wówczas nasz naród największej miary bohaterów potrafiących się owej tyranii opierać. Często płacąc cenę najwyższą, jak to było w przypadku dziesiątek tysięcy żołnierzy Powojennego Powstania Antykomunistycznego, poddawanych najokrutniejszym praktykom ludzi opozycji czy Kościoła. Takich, jak ks. biskup Antoni Baraniak – niezłomny pomimo tortur bestialskich, ohydnych i niewyobrażalnie okrutnych. Autor książki bardzo trafnie i sprawiedliwie wskazuje to, co w stopniu najwyższym stanowi najbardziej zasadniczy główny nurt polskich dziejów. W latach PRL – u była nim kontynuacja walki o wolność i niepodległość. Najlepsi z Polaków dołączyli wówczas do sztafety pokoleń złożonych z powstańców, konspiratorów, obrońców polskich granic. To, iż w każdej generacji takich właśnie zawsze mieliśmy wyjątkowo dużo, jest być może fenomenem od wielu stuleci wyróżniającym Polaków spośród innych nacji naszego kontynentu. Ta arcyważna prawda na kartach dzieła profesora Wojciecha Polaka brzmi bardzo dobitnie i bardzo prawdziwie. A prawda to tym bardziej ważka, iż od trzydziestu sześciu już lat najbardziej uprzywilejowaną pozycję mają w Polsce organy propagandy służące pedagogice wstydu. Żadnym przypadkiem tu nie jest to, iż grubo ponad trzy czwarte działającego w Polsce rynku medialnego to środki masowego przekazu stricte post – PRL – owskie lub niemieckie (i to należące do koncernów o genezie wprost hitlerowskiej).
Rafał Ziemkiewicz mawia o Polakach, iż to „naród nie do zatłuczenia”. Systematycznie wykrwawiany, jak mało który napadany, rozkradany, terroryzowany i ciemiężony. A zarazem zawsze stawiający opór, nigdy się nie poddający, błyskawicznie odtwarzający tkankę swoich elit a swe miasta i wioski niezliczoną ilość razy niezmordowanie dźwigający z ruin. Być może dzieje się tak za sprawę tego, jak polskość zdefiniował Jarosław Marek Rymkiewicz, wg którego jest to „niezrównana siła duchowa”. Profesor Wojciech Polak na kilkadziesiąt lat tego zjawiska spojrzał od strony historycznych procesów, faktów i ludzkich losów. A ta też prowadzi do wniosku takiego, jaki w swym retorycznym pytaniu do Polski zawarł Jan Lechon: „Któż ma historię tak piękną, jak Ty?”
Znakomite, przepięknie wydane dzieło profesora Wojciecha Polaka jest najbardziej przekrojowym, najpełniejszym, najdoskonalszym ze znanych mi kompendiów na temat losów Polski i Polaków pod dominacją sowiecką. Dla pamiętających tamte czasy będzie ono niezrównaną podróżą do lat młodości. Dla tych, którzy epoki tej nie znają, najznakomitszym źródłem wiedzy. Popularnym, ale przydatnym także zawodowym historykom. „Opresja” Wojciecha Polaka będzie więc lekturą arcyciekawą i niezbędną dla kręgów najszerszych. Ze wszech miar warto, by z tą skarbnicą wiedzy o podstawach i źródłach naszej współczesności solidnie zapoznali się wszyscy Polacy.
Artur Adamski