Kuriozalne pismo Ministerstwa Sprawiedliwości. "Wyraz bezradności"

2 miesięcy temu
Zdjęcie: Minister sprawiedliwości, prokurator generalny Adam Bodnar Źródło: PAP / Tomasz Gzell


Fundacja Instytut Suwerenności i Dziedzictwa w Europie otrzymała pismo z departamentu Funduszu Sprawiedliwości Ministerstwa Sprawiedliwości, w którym można przeczytać, iż zawarta wcześniej umowa „jest wadliwa”. Problem w tym, iż w piśmie nie wskazano jakiejkolwiek podstawy prawnej. – Najpierw niech poszukają podstawy prawnej, a dopiero później niech wysyłają pisma – komentuje mec. Krzysztof Wąsowski.


Przypomnijmy, iż pod koniec maja minister sprawiedliwości Adam Bodnar i wiceminister Zuzanna Rudzińska-Bluszcz poinformowali, iż po konsultacji z Prokuratorią Generalną 23 umowy zawarte z Funduszem Sprawiedliwości są objęte "sankcją nieważności z powodu sprzecznością z ustawą, zasad współżycia społecznego lub pozorności czynności". Nie wiadomo jednak, na jakiej podstawie tak stwierdzono, ponieważ informacje nie są jawne.


Lista umów, o których informowało Ministerstwo Sprawiedliwości de facto obejmuje organizacje społeczne o profilu ideowym odległym od aktualnej polityki resort Adama Bodnara. Wśród nich znalazła się m.in. Fundacja Instytut Suwerenności i Dziedzictwa w Europie, która zamieszczała anglojęzyczne teksty na portalu sovereignty.pl, które dotyczyły polskiej historii i tożsamości narodowej. Niestety, nowa ekipa rządząca sprawiła, iż wszelkie przedsięwzięcia o charakterze patriotycznym, historycznym, czy konserwatywnym, zostały zablokowane.


Wydaje się, iż niedawne zapowiedzi kierownictwa Ministerstwa Sprawiedliwości właśnie się materializują. Fundacja Instytut Suwerenności i Dziedzictwa w Europie otrzymała pismo z departamentu Funduszu Sprawiedliwości Ministerstwa Sprawiedliwości, w którym możemy przeczytać, iż „weryfikacja umowy, odnoszącej się do niej dokumentacji oraz zdarzeń z nią związanych każe przyjąć, iż Umowa jest wadliwa, a środki, które miałyby być tytułem Umowy wypłacone, podlegałyby zwrotowi”. „Wykonywanie Umowy należy także oceniać w kontekście naruszenia norm prawa publicznego. Wobec powyższego, żadne środki tytułem Umowy nie będą Państwu udostępniane, w odniesieniu zaś do środków już wypłaconych przedsięwzięte zostaną czynności przewidziane prawem, w związku z którym skierujemy do Państwa oddzielną korespondencję” – czytamy w piśmie, pod którym podpisała się Maria Cywińska, zastępca departamentu Funduszu Sprawiedliwości.


"Niech poszukają podstawy prawnej", "wyraz bezradności"


To, co niewątpliwie rzuca się w oczy, to niezwykle enigmatyczna treść pisma oraz brak powołania się na jakąkolwiek podstawę prawną. Trudno przecież za taką uznać zwrot „każe przyjąć, iż Umowa jest wadliwa”. – Najpierw niech poszukają podstawy prawnej, a dopiero później niech wysyłają pisma. Warto przypomnieć konstytucyjnemu urzędowi, na którego czele stoi człowiek, który jeszcze nie tak dawno czytał na głos Konstytucję, iż jest art. 7. o ile urzędnik pisze pismo do obywatela, czy jak w tym przypadku do prywatnego podmiotu, to musi podać podstawę prawną. Każdy ma prawo do poznania podstawy prawnej – komentuje treść pisma w rozmowie z DoRzeczy.pl mec. Krzysztof Wąsowski.


Pismo, które otrzymaliśmy, zacytowaliśmy również Marcinowi Romanowskiemu, b. wiceministrowi sprawiedliwości, który odpowiadał za Fundusz Sprawiedliwości. – To skandaliczne pismo i wyraz bezradności Adama Bodnara, który najwyraźniej przez pół roku szukał podstawy prawnej do tego typu bezprawnego działania, ale nie był w stanie jej zakomunikować. Zablokowanie finansowania dziesiątek projektów było bezpodstawne i bezprawne i to pismo po raz kolejny to potwierdza – ocenia Marcin Romanowski, poseł Suwerennej Polski.


– Na początku roku złożyłem w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury i do rzecznika dyscypliny finansów publicznych. Tymczasem zamiast wyjaśnienia tej sprawy, mamy działanie bodnarowców na polityczne zlecenie, motywowane chęcią zemsty wobec ministra Zbigniewa Ziobro oraz zdemolowania środowiska Suwerennej Polski, a następnie całej Zjednoczonej Prawicy. Nielegalnie przejęta prokuratura chce mnie pozbawić wolności i stawiać oczywiście bezzasadne zarzuty, nie wskazując podstawowych elementów na ich poparcie. Jak widać celem tych działań jest również uniknięcie odpowiedzialności za to bezprawie, którego dokonali na przełomie 2023 i 2024 roku – bezprawnie pozbawiając finansowania trwające projekty. W tym uniemożliwiając dokończenie największego projektu Archipelag wysp wolnych od przemocy, gdzie budynek stoi i czeka na wykończenie, aby mógł służyć ofiarom przemocy domowej. Na dodatek widzimy kolejne przykłady bezprawia – najpierw łamanie prawa do obrony zatrzymanych, potem dowiedzieliśmy się poniżającym i nieludzkim traktowaniu księdza Michała Olszewskiego, teraz jednej z bezpodstawnie aresztowanej dyrektorek. Tak wygląda działanie reżimu Tuska i Bodnara – mówi DoRzeczy.pl Marcin Romanowski, poseł Suwerennej Polski.


Lisicki: Chodzi o efekt mrożący


Głos w sprawie pisma zabrał również Paweł Lisicki, red. naczelny „Do Rzeczy”, jak również prezes Fundacji Instytut Suwerenności i Dziedzictwa w Europie. – Lewicowe i liberalne elity chcą wykluczyć z debaty publicznej głos konserwatywny. Chcą doprowadzić do sytuacji pełnego i całkowitego monopolu w tak ważnej dla społeczeństwa obywatelskiego sferze jaką jest działalność NGO-sów, fundacji i stowarzyszeń. W tym celu używają także instrumentów przymusu państwowego. Fundacje i stowarzyszenia o profilu konserwatywnym, broniące polskiego interesu narodowego, przeciwstawiające się rewolucji genderowej, podkreślające znaczenie i potrzebę ochrony polskiej pamięci narodowej i tradycji tak w Polsce, jak i za granicą nie mają prawa, zgodnie z doktryną obecnych władz, ubiegać się o dotacje i wsparcie na swoją działalność z pieniędzy publicznych. Każda taka dotacja i każdy grant jest w ich oczach podejrzana i nie na miejscu – ocenia Lisicki.


Prezes Fundacji zwraca także uwagę, iż o ile w przypadku fundacji lewicowych mamy do czynienia z „ubieganiem się o wsparcie”, to w przypadku konserwatywnych mamy do czynienia z „dokonywaniem skoku na kasę”. – Taki jest przekaz liberalnej propagandy i zgodnie z nim zachowują się organy państwa. Dlatego niesłuszne fundacje i stowarzyszenia nie mają prawa bronić Polski przed oskarżeniami o „polskie obozy koncentracyjne”, nie mają prawa wskazywać na zagrożenia dla wolności, jakie niesie ruch LGBT, nie mogą wreszcie, docierać ze swoim przekazem na Zachód. Nie wolno im tego robić choćby jeżeli wciąż promowane przez nie wartości zapisane są formalnie w polskim prawie. jeżeli to robiły lub robią muszą się liczyć z nieprzyjemnymi konsekwencjami. Dotacje publiczne mają być przeznaczone wyłącznie na cele postępowe, na wsparcie dla niszczenia tradycyjnej tkanki społecznej, na osłabianie tożsamości narodowej. Nie ma niemal dnia, żeby ten lub inny polityk rządowy, lub prorządowy propagandzista medialny nie groził zemstą. Takie działania mają wywołać efekt mrożący: nie tylko mają zastraszyć obecnych przeciwników ideologii demoliberalnej, ale na przyszłość raz na zawsze wbić wszystkim do głowy, iż środki publiczne mogą trafiać wyłącznie do podmiotów promujących ideologie lewicowe. Tam od lat wędrują dziesiątki milionów złotych z funduszy unijnych, miejskich oraz w tej chwili rządowych. Kto śmie występować o środki publiczne na równi z lewicowymi NGO-sami, kto sądził, iż konserwatywne podmioty, tak stowarzyszenia jak fundacje, mają równe prawa udziału w życiu publicznym jak lewicowe, sam ściąga na siebie problemy – takie jest przesłanie i do jego propagowania jest wykorzystywane obecne polskie państwo i jego służby. Nie należy się temu szantażowi poddawać – podsumowuje.


W związku z atakami obecnej władzy, na portalu DoRzeczy.pl regularnie przypominamy najważniejsze teksty anglojęzyczne z portalu sovereignty.pl Zachęcamy naszych Czytelników do ich rozpowszechniania wśród osób zainteresowanych polską historią i kulturą, a
nieznających polskiego języka.


Czytaj też:Witold Pilecki – Polish superhero from Auschwitz
Idź do oryginalnego materiału