Zacznę od bardzo możliwych cytatów z jakiegoś"medium".
Medium bo choćby niezawodny TVN najmniej chwilowo przysiadł na zadzie.
"Wczoraj było wczoraj a dziś jest dziś".
"Brońmy Naszej Demokracji".
"KOD da Vinc..ekhm. Wolności".
"Dajmy odpór złu".
Oraz innych miłych myśli rodem z napisów w publicznych szaletach.
Owszem. Mizerniutka grupka wygrzebanego wreszcie spod nawozu Pana Kijowskiego będącego za przeproszeniem twarzą. Bo szefem jest niejaki mr.Karyś, starała się jak mogła, nie dała rady.
Tak jak i sędziowie nie wystraszyli się samego Pana Bodnara plus wsparcie, rozbierając wszystko na czynniki pierwsze. Drugie oraz trzecie.
A plan zarzucenia PKW masą makulatury oraz zarzucenia Sądowi Najwyższemu jakichś głupot z nią związanych wziął w łeb.
Koński łeb, to pozostało tylko dokładnie opisać głupotę tzw.zarzutów i wzorem tamtych, podziałać na zmęczenie materiału.
I teraz Muszę opowiedzieć o czymś adekwatnie niewiarygodnym. To się przytrafiło moim dobrym znajomym. W zasadzie dalszej rodzinie. Być może kiedyś już o tym wspomniałem, wiecie pamięć nie ta ale zasada działania wypisz wymaluj...
Rodzina mego szwagra jest nieco porozrzucana. Część tu, tam a na miejscu mają wykupione spore mieszkanie z tzw.zasobów.
Jako iż wnuki od ładnych paru lat dorosłe, wtedy uczące się i pracujące, ich matka oraz babka wyjechały( obie ) do opieki. Jak niektórzy mówią, na pampersy.
Niemcy, Austria, choćby i Szwajcaria. Dzięki temu ponad 70- cio metrowe mieszkanie zostało wykupione, potem tak odpicowane że... ech.
A młodzi dostali surowy prikaz: zero sprowadzania kolegów, imprezowania na miejscu, choćby i palenia pod blokiem.
Wnuk zmajstrował fajną ławkę na której mogli siadać sobie nie tylko oni.
Można powiedzieć, spokój, aż zbyt duży jak na kilkoro młodych ludzi.
I pewnego dnia przyjeżdża z robót babka. Trochę wcześniej bo tak się złożyły terminy.
Patrzy, a tu pod drzwiami pani z adeemu, policaj i jakiś urzędol, chyba komornik.
Zatkało ją. A iż to twarda kobieta, zaczęła się drzeć.
Pani z adeemu: tu były b.liczne naruszenia regulaminu i w związku z tym bla, bla, bla...
Jakie naruszenia! Co pani pier... policaj coś o słownictwie a babka iż jak sie ma nie wściekać.
Poza tym, gdzie korespondencja, gdzie inne takie, gdzie jakieś interwencje, gdzie niepłacone rachunki! A wszystkie przelewy robiła osobiście.
Towarzycho zwątpiło. Najbardziej policaj bo miał zgłoszenia ale podjeżdżali, ponoć młodzi imprezowali, hałasowali a kiedy organa się dobijały, tylko świerszcze cykały.
Pani z adeemu- mamy tyyle zgłoszeń. Nie mogliśmy lekceważyć interwencji policji i naruszeń regulaminu!
To idziemy do was, co to za zgłoszenia!
Ta coś o poufności. Babka o sfałszowanych zarzutach z doopy. I iż zaskarży adeem oraz tych którzy to pisali.
Cóż się okazało. Dzielni policjanci zawiadomili dzielną prokuraturę o możliwości...
Ta nakazała wgląd.
I.
Było zgłoszenie. Jedno, pod którym podpisało się kilku lokatorów. Wymogła to na nich nowa lokatorka która im( wg.oświadczeń tamtych ) nie dawała spokoju.
A potem, okazało się iż reszta to choćby zawiadomienie o samowoli- bo chłopak postawił własnoręcznie zrobioną ławkę.
Adeem ustosunkowywał się, wysyłał pisma a te dziwnym trafem znikały ze skrzynki.
Wszystkie inne pisma oraz wezwania policji były zgłoszeniami jej autorstwa.
I zebrała się tego niezła kupka. Cóż to przypomina?
A jak w końcu wygadała się owa sąsiadka, dzwoniła na policję, gdy młodych nie było w mieszkaniu. Mieli się uciszać widząc iż władza nadchodzi ale przed chwilą...
Inni lokatorzy?
Zlewali całą sprawę. Nie ich.
Tamta łaziła po instytucjach, skargi na bezczynność, oskarżanie o układy, ciągłe dostarczanie masy pism. Odkładanych ad acta.
A młodzi?
Nic o tym nie wiedzieli bo całość szła drogą korespondencji do skrzynki regularnie przetrzepywanej przez miłą panią z naprzeciwka.
Można powiedzieć, babcia zjawiła się dosłownie w ostatniej chwili.
Sprawa głośna w okolicy.
Wytoczono sprawę.
Tamta b.szybko załatwiła sobie zaświadczenie o niepoczytalności.
Tylko adeem został z ręką w nocniku.
Bo odpowiedzialna urzędniczka składała wszystkie donosy na kupkę mało zwracając uwagę na to iż podpis był wciąż jeden.
Tak samo dzielnicowy nie zwrócił na to uwagi. Jego kilka skutecznych wizyt zostało skwitowanych wyrazami zdumienia i dosłownego pukania się w czoło.
ale miejscowy Giertych dalej robił swoje.
Zaś na końcu poszedł w chorobę psychiczną.
Jak pisałem na wstępie, coś niewyobrażalnego.
A owa paniusia dziś jest spokojniutka, można powiedzieć, idealna sąsiadka.