Paweł Kukiz, poseł koła Wolnych Republikanów, po raz kolejny pokazuje, iż jego polityczna strategia opiera się na sianiu strachu i populistycznych hasłach, zamiast na merytorycznej debacie.
W programie „Super Ring” ostrzegł, iż zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego w wyborach prezydenckich, zaplanowanych na 1 czerwca 2025 roku, doprowadzi do „zniszczenia opozycji” przez Donalda Tuska. Kukiz twierdzi, iż Tusk, mając pełnię władzy, „zamknie Brauna do więzienia” i dokona „demontażu PiS i Konfederacji” dzięki subwencji i manipulacji prawem. Takie słowa to nie tylko przejaw politycznej desperacji, ale także dowód na to, iż Kukiz i jego sojusznicy z PiS nie mają nic konstruktywnego do zaoferowania Polakom.
Kukiz, niegdyś przedstawiany jako antysystemowy buntownik, dziś jawi się jako bezrefleksyjny poplecznik PiS, który w imię własnych interesów politycznych gotów jest szerzyć teorie spiskowe. Jego teza, iż Tusk po ewentualnym zwycięstwie Trzaskowskiego rozpocznie czystki polityczne, jest absurdalna i pozbawiona dowodów. Mówienie o „zamykaniu Brauna do więzienia” czy „demontażu opozycji” to czysty populizm, który ma na celu jedynie mobilizację elektoratu poprzez strach. Kukiz nie przedstawia żadnych konkretnych argumentów ani przykładów, które mogłyby poprzeć jego dramatyczne wizje. Zamiast tego ucieka się do emocjonalnych apeli, które mają maskować brak programu i pomysłów na realne problemy Polaków.
Równie krytycznie należy spojrzeć na PiS, które Kukiz wspiera, popierając Karola Nawrockiego w drugiej turze wyborów. Partia Kaczyńskiego od lat stosuje podobną taktykę – straszenie „dyktaturą Tuska” czy „utratą suwerenności” na rzecz Unii Europejskiej. Kukiz, dołączając do tej narracji, staje się jedynie kolejnym głosem w chórze, który zamiast proponować rozwiązania, woli budować atmosferę zagrożenia. PiS, mimo wieloletnich rządów, nie potrafiło skutecznie rozwiązać kluczowych problemów, takich jak kryzys w służbie zdrowia czy rosnące nierówności społeczne. Teraz, gdy władza wymyka im się z rąk, próbują ratować swoje wpływy, grając na emocjach wyborców i przedstawiając Tuska jako zagrożenie dla demokracji.
Słowa Kukiza o rzekomym „demontażu PiS i Konfederacji dzięki subwencji” brzmią szczególnie ironicznie w ustach polityka, który wspiera partię odpowiedzialną za upartyjnienie instytucji państwa. To przecież PiS w czasie swoich rządów obsadzał swoimi ludźmi Trybunał Konstytucyjny, media publiczne czy spółki Skarbu Państwa, wykorzystując publiczne środki do budowania partyjnej machiny. Oskarżanie Tuska o manipulację prawem w sytuacji, gdy PiS samo naginało konstytucję, jest hipokryzją, która nie powinna przejść bez echa. Kukiz, zamiast krytykować te patologie, woli straszyć wizją autorytarnych rządów Tuska, co tylko pokazuje, jak bardzo oddalił się od swoich antysystemowych korzeni.
Apel Kukiza o poparcie Nawrockiego, skierowany choćby do „nowej lewicy” Adriana Zandberga, jest równie oderwany od rzeczywistości. Sugerowanie, iż lewicowy elektorat poprze kandydata PiS, partii, która przez lata prowadziła politykę sprzeczną z wartościami lewicy – od ograniczeń praw kobiet po ignorowanie kryzysu klimatycznego – świadczy o całkowitym braku zrozumienia polskiej sceny politycznej. Kukiz wydaje się zapominać, iż Polacy oczekują od polityków konkretnych pomysłów, a nie jałowych sporów i straszenia przeciwnikiem.
W obliczu drugiej tury wyborów prezydenckich Polacy zasługują na debatę opartą na faktach i wizjach przyszłości, a nie na manipulacjach i polityce strachu, którą reprezentują Kukiz i PiS. Zamiast snuć teorie spiskowe o rzekomej dyktaturze Tuska, powinni oni przedstawić realny program dla Polski – na przykład plan naprawy służby zdrowia, poprawy edukacji czy walki z inflacją. Niestety, zarówno Kukiz, jak i PiS wolą grać na najniższych emocjach, co tylko potwierdza, iż ich czas na polskiej scenie politycznej powinien dobiec końca. Polacy zasługują na więcej niż strach – zasługują na nadzieję i konkretne rozwiązania.