Kto winien się bać? Trump czy jego adwersarze?

niepoprawni.pl 2 tygodni temu

Strzelano do niego, raniąc go w ucho. Jak sam mówił, procesów miał więcej niż Al Capowe. O inwektywach demokratów choćby nie wspominając. Tusk ostrzegał przed nim jako sowieckim agentem. Andrzej Seweryn, bodajże czy nie ostatni już egzemplarz spuścizny popererelowskiej „elity”, w jakimś filmiku nazwał Trumpa faszystą i nawoływał, by mu "przypier***ić". O, Seweryn to inteligent, uczeń Marty Lempart. choćby pod budką z piwem nie dadzą mu rady. Ale apogeum „huzia na Trumpa i USA” to list „inteligencji III RP” do prezydenta USA. Oto kilka złotych myśli w nim zawartych:

Nasze przerażenie wywołało także to, iż atmosfera w Gabinecie Owalnym podczas tej rozmowy przypominała nam tę, którą dobrze pamiętamy z przesłuchań przez Służbę Bezpieczeństwa i z sal rozpraw w komunistycznych sądach. Prokuratorzy i sędziowie na zlecenie wszechwładnej komunistycznej policji politycznej też nam tłumaczyli, iż to oni mają w ręku wszystkie karty, a my żadnych. Domagali się od nas zaprzestania działalności, argumentując, iż z naszego powodu cierpią tysiące niewinnych ludzi. Pozbawili nas wolności i praw obywatelskich, ponieważ nie godziliśmy się na współpracę z władzą i nie okazywaliśmy jej wdzięczności. Jesteśmy zszokowani, iż podobnie potraktował Pan Prezydenta Wołodymyra Żeleńskiego”.

O tym, kto z was wtedy godził się na współpracę z UB, a kto nie, lepiej milczeć. Rozmowę w Gabinecie Owalnym oglądało nie wiem ile milionów ludzi. Staraliśmy się rozumieć także Żeleńskiego, ale faktem jest, iż potraktował on prezydenta USA jak kasjera na stacji benzynowej, z którym wykłócał się o zawyżony paragon. To, co pisze Wałęsa, Komorowski, Michnik nie jest w stanie obrazić Donalda Trumpa, podobnie jak wojna wypowiedziana mu przez Tuska, który się chyba zagapił, kiedy przed wylotem do Londynu mówił: „Jest taki paradoks, ktoś słusznie zauważył, iż 500 mlilonów Europejczyków prosi 300 milionów Amerykanów, żeby oni ich obronili przed 140 milionami Rosjan. Chce się tylko powtórzyć te słowa: „umiesz liczyć licz na siebie””. Rzecz ciekawa, wystarczyło, by w Londynie Brytyjczycy i poniekąd także Marcon, zwłaszcza Meloni uświadomili Żeleńskiemu, iż jego rejterada z Białego Domu z pustymi rękami to wielkie błąd, a Tusk już na wyjezdnym z Londyny mówił innym, językiem: „Nie możemy pozwolić, aby emocje podzieliły Europę i Stany Zjednoczone. Musimy zrobić wszystko, co możliwe, aby Europa i Stany Zjednoczone mówiły jednym głosem”.

Niestety, Tusk jest niepoważnym człowiekiem, choćby nie politykiem, bo to oczywiste choćby już z tego powodu, co robi z Polską, ale w polityce gubi się kiedy nie ma szturchańca od pani von der Leyen, z którą najlepiej wychodzą mu powitania. W Londynie Niemcy byli na uboczu, a Tusk był tylko obecny ciałem. A któż powinien mówić w imieniu UE, jak nie premier kraju mającego prezydencję?

Tak więc jesteśmy świadkami wielkiego pogubienia. Gdyby spytać o przyczynę, to jest ich kilka. Kraje wiodące w UE, Niemcy, Francja zapragnęły pozbyć się USA z Europy, bo jakże inaczej przekształcać ją w imperium niemieckie? Niemcy jednak będąc w kryzysie, musiały się przyczaić, z czego skorzystała Francja wysuwając się na czoło, a do spółki weszła Wielka Brytania, jak zawsze z batutą w dłoni. Dziwić musi, jak to było możliwe, by Tusk jadąc do Londynu, nie wiedział jakie stanowisko wobec USA i Ukrainy zajmą Brytyjczycy i Francuzi. Jeszcze większe budziłoby zdziwienie, gdyby wiedział i tak się wypowiadał, jak to uczynił. Jedynym wytłumaczeniem jest lekceważenie go na arenie politycznej jako bezkrytycznego rękodajnego Niemiec, które akurat znalazły się w mniej korzystnej sytuacji.

Gdy chodzi o Ukrainę i sprawę pokoju, to Żeleński przestraszył choćby własny rząd. Doradca prezydenta, Mychajło Podoljak podkreślał wprawdzie opcje zakupów od partnerów europejskich, ale nie wykluczał negocjacji z Amerykanami. Dalej poszedł premier, Denys Szmyhal, zgłaszając gotowość podpisania „w każdej chwili porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi o minerałach”. Dodał, iż „Ukraina uczyni wszystko, by utrzymać współpracę z USA na dotychczasowym poziomi”. Zatem Francja i Wielka Brytania, ewentualnie z Włochami, ale bez innych udziałowców europejskich, za zgodą Ukrainy mają plan rozwiązania kwestii ukraińskiej przedstawić administracji Trumpa. Co więcej, projekt ten ma mieć ograniczony zakres, dotyczyć tylko samego procesu, a nie decyzji dotyczących granic i terytorium. Wszystko wskazuje na to, iż Wielka Brytania i Francja uzgodniły swój projekt z USA, co wskazywałoby na marginalizację Unii Europejskiej, którą uosabiałaby tylko Francja.

Krótko mówiąc, szykuje się nowa konstelacja decydentów w sprawie Ukrainy bez Niemiec, a co za tym idzie i bez Polski, bo Tusk postrzegany jest tylko jako biegnący za orkiestrą, a ta jest niemiecka. W dodatku w takim układzie Polska w sprawie Ukrainy nie ma nic do powiedzenia, co z pewnością w jej interesie nie leży. Naszą sytuację na forum międzynarodowym mamy zatem wyjaśnioną w wymiarze światowym, bo kontakty rządu Tuska z Waszyngtonem są co najmniej wątpliwie, zwłaszcza, iż w tamtejszej naszej ambasadzie króluje mistrz dyplomacji, pan Klich. Kontynuacją takiej sytuacji byłby wybór Trzaskowskiego na prezydenta Polski.

Cóż zatem pozostaje? Ano, pani Sroka ze swą komisją na tyle samorodną, iż nikt przed nią nie chce stawać, zwłaszcza, iż musiałby się zderzyć z takimi asami polityki, jak Trela i Zembaczyński. Pozostają też apartamenty w aresztach, stopniowa likwidacja nietykalności posłów opozycji i w ogóle bondaryzm, jak za dobrych czasów Bieruta i demokracji, wprawdzie nie walczącej, ale ludowej. Bezpiecznie zatem nie jest. Ktoś powinien się bać. Tylko kto?

Idź do oryginalnego materiału