I znowu słychać lament i zgrzytanie zębów. Nasze krajowe media nie zajmowały się tematem, komentując w tym czasie bliższą sercu bijatykę wyborczą, jednakże w USA prominentni badacze biadają, iż skutkiem działań Trumpa nauka już nie będzie taka, jak do tej pory. Co takiego spowodowało ich zgrozę i przerażenie?
Ano fakt, iż właśnie przemijają czasy bezwarunkowej wiary w naukę i w obowiązujący konsensus naukowy, czyli konceptów, które z nauką nic wspólnego nie mają, a choćby są z nią sprzeczne. Można mieć albo naukę, albo wiarę. Można mieć naukę albo konsensus. Nie można mieć ich razem. Może więc nie powinniśmy przesadnie się martwić tym, co zaszło, chyba iż od nauki wolimy wiarę i zgodny chór jej kapłanów.
Przyczyną zamieszania jest niedawne (23 maja 2025) rozporządzenie wykonawcze prezydenta Trumpa zatytułowane Przywracanie Złotego Standardu Nauki. Całość można przeczytać pod poniższym linkiem:
https://www.whitehouse.gov/presidential-actions/2025/05/restoring-gold-standard-science/
We wstępie do rozporządzenia wskazano, iż poprzednio rząd federalny nie był bez winy, o ile chodzi o psucie nauki lub wykorzystywanie jej do celów politycznych. Wymieniono kilka przypadków podejmowania złych decyzji przez rząd. Wspomniano także przypadki łamania zasad i robienia złej nauki na skutek działań rządu federalnego oraz badaczy działających na zamówienie sponsorów i polityków w celu uzyskania pożądanego efektu.
Następnie rozporządzenie całkiem rozsądnie stwierdza, iż aby mogły być finansowane przez rząd lub stać się rzetelną podstawą decyzji wydawanych przez agencje rządowe badania naukowe powinny spełniać fundamentalne wymogi uprawiania nauki wymienione w rozporządzeniu. Oto najważniejszy fragment:
Na potrzeby niniejszego rozporządzenia Złoty Standard Naukowy oznacza naukę prowadzoną w sposób, który jest:
( i ) dający się powtórzyć;
(ii) przejrzysty;
(iii) komunikujący błędy i niepewność;
(iv) współpracujący i interdyscyplinarny;
(v) sceptyczny wobec swoich ustaleń i założeń;
(vi) ustrukturyzowany w celu umożliwienia falsyfikowalności hipotez;
(vii) podlegający bezstronnej recenzji eksperckiej;
(viii) akceptujący negatywne wyniki jako rezultat badań; oraz
(ix) bez konfliktów interesów.
Początkowo miałem zamiar rozwinięcia tych punktów, jednakże po krótkim namyśle uznałem je za oczywiste. Próbując wyjaśnić, mógłbym zaciemnić, na przykład nadmiernie rozpisując się o konflikcie interesów badaczy finansowanych przez koncerny farmaceutyczne. To oczywiste przecież, iż nie znajdą żadnych szkodliwych działań badanego leku ubiegającego się o dopuszczenie do użytkowania.
Mając od ponad półwiecza kontakt z nauką i badaniami naukowymi oceniam powyższe wymagania jako niebudzące wątpliwości. Coś, co nie spełnia tych warunków, nauką nie jest. Każde, choćby najdrobniejsze odstępstwo od zasad skutkuje co najmniej pogorszeniem jakości badań lub ich prezentacji.
Przed laty łamanie zasad zdarzało się rzadziej, przynajmniej w Polsce można było mieć luksus pracy naukowej bez oglądania się na sponsorów. w tej chwili presja grantowego systemu finansowania nauki nieuchronnie zwiększa liczbę takich przypadków. Aby uzyskać finansowanie, trzeba dopasować się do wzorca, czyli wybierać słuszną tematykę, robić na zamówienie, czasem nagiąć zasady, podlizać się i tyle.
Są wrażliwe dziedziny i tematy, gdzie uzyskując wyniki sprzeczne z oficjalną narracją, badacze muszą się nieźle nagimnastykować, aby je dobrze ukryć w nowomowie i gąszczu danych. W przeciwnym wypadku prace nie zostaną opublikowane, projekt nie będzie rozliczony, a szanse na kolejne granty odejdą w niebyt.
Jak to bywa teraz w Polsce i okolicach, opisywałem wcześniej.
Nauka książeczki czekowej

Niedawno opisałem paniczną reakcję instytucji naukowych, wydawałoby się, iż poważnych, na wypowiedź jednego z profesorów, który ośmiela się kwestionować oficjalną narrację klimatyczną. Jako główną przyczynę przedstawionego serwilizmu i zakłamania uczonych podałem obecny system finansowania badań naukowych.
W odpowiedzi na rozporządzenie wykonawcze spora grupa uczonych amerykańskich biada, iż nauka jest oblężona, a najnowsze rozporządzenie daje rządowi narzędzie do ataków na niezależność naukową.
Guardian publikuje bijący na alarm tekst sześciorga uczonych, według których na przykład domaganie się ponownych, tym razem przeprowadzonych zgodnie z zasadami nauki testów bezpieczeństwa i skuteczności szczepionek jest nienaukowe i nieetyczne. Również nienaukowe są próby weryfikacji innych „ustalonych wyników” nauki, na przykład w dziedzinie klimatu, wpływu CO2 i tak dalej.
https://www.theguardian.com/commentisfree/2025/may/29/trump-american-science
Opublikowany w The Guardian tekst zatytułowany „Nowa zasada »złotego standardu« Trumpa zniszczy amerykańską naukę, jaką znamy” operuje barwnym językiem, przemawiając do wyobraźni. Na przykład zawiera taki kwiatek:
Konsekwencje nauki narzuconej przez państwo mogą być katastrofalne. Kiedy Trofim Łysenko, badacz, który zaprzeczał rzeczywistości dziedziczenia genetycznego i doboru naturalnego, zyskał przychylność Józefa Stalina i przejął kontrolę nad rolnictwem w Związku Radzieckim, tysiące naukowców, którzy się z nim nie zgadzali, zostało zwolnionych, uwięzionych lub zabitych. Jego katastrofalne recepty rolnicze ostatecznie doprowadziły do głodu, który zabił miliony ludzi w ZSRR i Chinach.
Plotą od rzeczy, ale na tym nie koniec, gdyż jeden z autorów zbiera podpisy pod listem otwartym, w którym pisze:
https://actionnetwork.org/petitions/open-letter-in-support-of-science
Historia ilustruje, w sposób niebudzący wątpliwości, niebezpieczeństwo narzucanych przez państwo „naukowych prawd”. Antynaukowe interpretacje genetyki Łysenki w Związku Radzieckim doprowadziły do głodu, który zabił miliony ludzi. Programy sponsorowane przez państwo w nazistowskich Niemczech oparte na „nauce” eugeniki doprowadziły do ludobójstwa milionów Żydów, osób niepełnosprawnych i osób identyfikujących się jako LGBTQ+, które uznano za mające „życie niegodne życia”.
Tak więc prezydent Trump jest Stalinem i Hitlerem zarazem. To coś, co nie udało się choćby Putinowi. Tym wszystkim Trump się stał za przypomnienie wymogu rzetelności i jawności badań naukowych, konieczności zapewnienia ich weryfikacji i otwartej debaty nad wynikami. To według protestujących pracowników nauki stwarza wielkie zagrożenie dla nauki jako takiej, która już nigdy nie będzie taka jak wcześniej.
Oczywiście wcześniej przez długie lata nikomu z nich nie przeszkadzało generowanie wyników na zamówienie sponsorów, utajnianie danych na 75 lat przez Pfizera, konieczność przyjmowania przez maluczkich konkluzji badań na wiarę i niewolniczego stosowania się do nich. Zupełnie nie przeszkadzały cenzura ani kneblowanie sceptyków.
Jasno widać, iż w cytowanych fragmentach ci znakomici uczeni piszą o sobie. Znakomicie działa tu stara zasada propagandy:
Zarzucaj przeciwnikowi to, co sam robisz.
Nie widać, w którym miejscu i w jaki sposób miałoby następować narzucanie przez rząd naukowych prawd i treści na mocy obecnego rozporządzenia, gdyż chodzi w nim wyłącznie o kontrolę przestrzegania zasad postępowania, a nie wyboru tematyki ani nie o nakazywanie słusznych wyników badań. Zasady złotego standardu określają ogólne ramy postępowania podczas badań naukowych. Są jak przepisy ruchu drogowego określające zasady adekwatnego poruszania się, które nie kontrolują, dokąd się udamy.
To do tej pory mieliśmy do czynienia z robioną na zamówienie ustaloną nauką o klimacie, pandemii, szczepionkach, cholesterolu itd., z którą nie było dyskusji. Zrozummy i zapamiętajmy tę zasadę propagandy, gdyż stosowana jest nadzwyczaj często. Powtórzę ją raz jeszcze:
Zarzucaj przeciwnikowi to, co sam robisz.
I jeszcze tytułem kontekstu, jeden z autorów Michael E. Mann cytuje w tekście w The Guardian swoją wcześniejszą o ponad pół roku publikację prasową, w której już wtedy ostrzegał, iż nauka jest oblężona.
W tym tekście zajmujący się klimatem Michael E. Mann wspólnie z wielkim adwokatem szczepienia wszystkich na wszystko Peterem J. Hotezem ostrzegają przed zagrożeniami dla ludzkości: Potrójne zagrożenie dla ludzkości: zmiana klimatu, pandemie i antynauka. Groza, bójcie się wszyscy, o ile nie oddacie nam władzy nad waszym życiem.
Słynny „wykres kija hokejowego” autorstwa Manna, Bradleya i Hughesa (1999)
Michael Mann jest znany z niesławnego wykresu kija hokejowego, czyli wykresu temperatury Ziemi w funkcji czasu, która rzekomo w ostatnich latach zaczęła nagle rosnąć. W tym wykresie nie ma żadnej nauki, natomiast, co było wielokrotnie wskazywane przez wielu badaczy, jest on produktem dosyć swobodnego wyboru danych, tak aby pasowały do z góry zadanej tezy. Jednak autor po ćwierćwieczu bez żenady ponownie publikuje swój wykres, który teraz staje się symbolem prześladowanej i zagrożonej prawdziwej nauki. Ziemia płonie. Bójcie się wszyscy.
Odpowiednio torturując dane, można sprawić, iż przyznają się do wszystkiego.
Drugi z autorów, długoletni beneficjent wielomilionowych grantów szczepionkowych znany jest głównie z tego, iż choćby wtedy, gdy jego własna córka ewidentnie została ciężko uszkodzona przez szczepienie, nie zmienił stanowiska. Poszedł w zaparte, publikując książkę Vaccines Did Not Cause Rachel’s Autism. Na zdrowie.
Wkrótce postępowe media w Polsce opamiętają się po kolejnej porażce Trzaskowskiego i znowu będą nam przedstawiać niedolę Ameryki jęczącej pod jarzmem Trumpa. Powinniśmy wtedy wiedzieć, o czym plotą i nie dać się ogłupić.
Mogę się założyć o wszystkie złoża pierwiastków ziem rzadkich Ukrainy, iż wyloty medialne Polski i EU będą cytować za The Guardian i listem otwartym opinie dotyczące nauki USA i opowiedzą nam o tym, jak ten prymitywny nieuk Donald Trump postanowił zniszczyć naukę, podporządkowując ją władzy wykonawczej. Jednakże my powinniśmy wiedzieć lepiej.
Dziękuję za czytanie Substacka Jacka! Subskrybuj za darmo, aby otrzymywać nowe posty i wspierać moją pracę.
No to przywróćmy ten złoty standard.