Wybory prezydenckie w Polsce w 2025 roku budzą rekordowe emocje – i to nie tylko z powodu politycznych starć między głównymi kandydatami, takimi jak Rafał Trzaskowski, Karol Nawrocki czy Sławomir Mentzen. Tym razem na pierwszy plan wysuwa się kontrowersyjna kwestia zbierania podpisów poparcia, bez których żaden kandydat nie może wystartować w wyścigu o Pałac Prezydencki. Były prezydent Bronisław Komorowski, w programie „Prezydenci i premierzy” na antenie Polsat News, rzucił mocne oskarżenie, które wstrząsnęło opinią publiczną: „Mogę się zakładać, że absolutna większość osób, które kandydują, a nie mają zaplecza politycznego, po prostu kupiła te głosy od wyspecjalizowanych firm”.
Wybory prezydenckie, które odbędą się 18 maja 2025 roku, z ewentualną drugą turą 1 czerwca, przyciągnęły aż 17 kandydatów – najwięcej w historii III Rzeczypospolitej, jak podaje Państwowa Komisja Wyborcza. Aby móc wystartować, każdy z nich musiał zebrać co najmniej 100 tysięcy podpisów poparcia. Teoretycznie próg ten miał być barierą eliminującą tzw. „plankton polityczny” – kandydatów bez realnego zaplecza i poparcia społecznego. Jednak, jak zauważył Komorowski, „obecny próg 100 tys. podpisów przestał działać jako bariera dla tzw. planktonu politycznego”. W efekcie na liście kandydatów znaleźli się nie tylko politycy z dużych partii, ale i osoby, o których większość wyborców nigdy nie słyszała.
Komorowski, który sam wygrał wybory prezydenckie w 2010 roku, nie kryje sceptycyzmu wobec uczciwości procesu zbierania podpisów przez mniej znanych kandydatów. Jego słowa są mocnym oskarżeniem: „Mogę się zakładać, że absolutna większość osób, które kandydują, a nie mają zaplecza politycznego, po prostu kupiła te głosy od wyspecjalizowanych firm”. Były prezydent sugeruje, że istnieje rynek, na którym podpisy poparcia są towarem – i to towarem łatwo dostępnym dla tych, którzy mają odpowiednie środki finansowe. Jeśli te zarzuty są prawdziwe, to stawiają pod znakiem zapytania nie tylko uczciwość obecnych wyborów, ale i cały system demokratyczny w Polsce.