Krzyk pod Kopernikiem. Jak PiS zamienił politykę w widowisko

22 godzin temu
Zdjęcie: PiS


Dwa lata po utracie władzy PiS przez cały czas nie potrafi zrozumieć, iż opozycja to nie wojna, a polityka to coś więcej niż happening pod cudzymi drzwiami. Awantura przed Centrum Nauki Kopernik w Warszawie była kolejnym dowodem, iż partia Jarosława Kaczyńskiego żyje już tylko konfliktem.

W niedzielę, gdy w Centrum Nauki Kopernik odbywała się konwencja zjednoczonej Koalicji Obywatelskiej, na której formalnie połączono Platformę Obywatelską, Nowoczesną i Inicjatywę Polską, przed wejściem pojawiła się nieproszona delegacja z Prawa i Sprawiedliwości. Tobiasz Bocheński, Mateusz Kurzajewski i Jan Kanthak przyszli, jak twierdzili, „podyskutować z Donaldem Tuskiem”. W praktyce – zorganizować polityczny performance.

„Jesteśmy dziś w Warszawie przed Centrum Nauki Kopernik. Tam podobno będzie wykuwany program Koalicji Obywatelskiej. Wiecie, ten sam, który Donald Tusk obiecywał, iż obieca, iż będzie obiecywał” – mówił Bocheński. Występ, który miał przypominać obywatelską interwencję, wyglądał raczej jak żart z kiepskiej telewizji.

Nie zostali wpuszczeni. I właśnie to stało się treścią całego przedstawienia. „Chcieliśmy tam wejść i podyskutować z Donaldem Tuskiem, ale niestety nas nie wpuszczono. Czego się boi Donald Tusk?” – pytał dramatycznie Kurzajewski, jakby chodziło o polityczny przełom, a nie o nieudany happening.

Jan Kanthak dorzucił swoje trzy grosze: „Zmienili nazwę, a teraz próbują zmienić program. No bo go nie zrealizowali, więc trzeba zastąpić niezrealizowany program kolejnym programem, którego nie zrealizują.”

Brzmi efektownie, ale tylko dla tych, którzy zapomnieli, jak przez osiem lat PiS sam zamieniał program w propagandę. Od czasu, gdy partia przeszła do opozycji, podobne akcje stały się jej codziennością. W Sejmie – teatralne obrazy „buntu przeciwko cenzurze”. W mediach – niekończące się tyrady o „dyktaturze Tuska”. A teraz: próba wejścia na konwencję, której nikt nie zapraszał.

Trudno uwierzyć, iż ktokolwiek w tej scenie naprawdę chciał rozmawiać. Chodziło o obrazek, o medialny moment oburzenia, o to, by znów można było powiedzieć: „Tusk się boi”. Tyle iż za tym nie stoi już żadna idea – tylko rytuał gniewu, który od dawna przestał działać.

W tym samym czasie, wewnątrz Centrum Nauki Kopernik, Koalicja Obywatelska mówiła o czymś zupełnie innym. Katarzyna Lubnauer wyjaśniała spokojnie: „Jako KO startujemy już od 2018 roku, więc ta zmiana oznacza domknięcie pewnego projektu. To uporządkowanie naszej struktury i tożsamości.”

Podczas gdy jedni próbowali porządkować własne szeregi, drudzy urządzali uliczny kabaret. Obok debat o gospodarce, równych szansach i samorządzie rozgrywał się spektakl z udziałem polityków, którzy najwyraźniej pomylili demokrację z reality show.

Wydarzenie pod Kopernikiem to nie incydent – to strategia przetrwania PiS-u. Partia, która przez lata żywiła się konfliktem, nie potrafi inaczej funkcjonować. Każde spotkanie przeciwnika musi zakończyć się awanturą, każda decyzja rządu – oskarżeniem o zdradę. To polityka nie dla wyborców, ale dla widzów.

Dziś PiS przypomina bardziej zespół estradowy niż poważną partię. Scenariusz jest zawsze ten sam: kamera, prowokacja, filmik na X, kilka tysięcy reakcji i przekonanie, iż „walka trwa”. Ale ten gniew, choć wciąż głośny, brzmi coraz bardziej pusto. Bo po dwóch latach w opozycji PiS nie ma już ani programu, ani języka, który poruszałby kogokolwiek poza najwierniejszymi.

To, co wydarzyło się przed Kopernikiem, jest symbolem: polityka zamieniła się w awanturę, a opozycja – w karykaturę samej siebie. Zamiast debatować o przyszłości, politycy PiS wybierają wojnę o emocje. A w tym sporze nie chodzi już choćby o Tuska. Chodzi o to, by wciąż mieć kogoś, na kogo można krzyczeć.

Bo PiS, pozbawiony władzy, szuka sensu w krzyku. A to krzyk coraz bardziej pusty – echo partii, która nie umie zamilknąć, choć nikt jej już nie słucha.

Idź do oryginalnego materiału