Krzyk Czarnka, spokój Żurka. Tak wygląda starcie prawa z paranoją

1 tydzień temu
Zdjęcie: Czarnek


Trudno oprzeć się wrażeniu, iż Przemysław Czarnek żyje w świecie, w którym każdy przejaw praworządności to „rewolucja neomarksistowska”. Były minister edukacji, który zdewastował szkoły, teraz postanowił wziąć się za sądy – przynajmniej w komentarzach. W Telewizji wPolsce 24 powiedział z powagą, iż „Żurek robi rewolucję neomarksistowską, lewacką”, i iż „na pewno odpowie za przekroczenie uprawnień”.

Brzmi groźnie. Problem w tym, iż nic z tego nie ma pokrycia w rzeczywistości. Czarnek, jak zwykle, nie potrzebuje faktów – wystarczą mu inwektywy, epitet i odrobina moralnej paniki. W końcu od lat żyje z wmawiania Polakom, iż każdy, kto myśli inaczej niż on, to „lewacki rewolucjonista” albo „komunista z odzysku”.

Tymczasem Waldemar Żurek – sędzia i minister, który dziś próbuje posprzątać po zgliszczach, jakie zostawiło PiS w wymiarze sprawiedliwości – robi dokładnie to, czego Polska potrzebuje: przywraca normalność, porządek i niezależność sądów. Nic więcej, nic mniej.

Ale dla Czarnka to wystarczający powód, by wszcząć alarm. W swoim stylu rzuca więc oskarżeniami bez cienia dowodów: „Nie mając żadnych argumentów merytorycznych, po prostu gwałci się prawo” – mówi, zupełnie jakby zapomniał, iż przez osiem lat to jego partia gwałciła Konstytucję dzień w dzień. To pod rządami PiS sędziów wyrzucano z pracy, prokuratorzy stali się narzędziem partii, a Trybunał Konstytucyjny zamienił się w prywatny notariat Jarosława Kaczyńskiego.

Czarnek ma czelność mówić o „przekraczaniu uprawnień”? To właśnie on, jako minister edukacji, przekraczał granice przyzwoitości, wpychając ideologię do szkół, zastraszając dyrektorów i mówiąc nauczycielom, jak mają myśleć o świecie. Teraz próbuje robić to samo z sądami – tylko iż z drugiego rzędu.

Gdy mówi: „Każdy, kto będzie stosował rozporządzenie Żurka, będzie sądzony”, brzmi to jak zapowiedź odwetu, nie jak głos byłego ministra. To ton człowieka, który nie pogodził się z utratą władzy i przez cały czas marzy o Polsce, w której strach zastępuje prawo.

W rzeczywistości Żurek nie robi żadnej „rewolucji”. On naprawia system, który PiS świadomie zniszczył, zamieniając sądy w teatr polityczny. Wprowadza zasady losowania składów sędziowskich, które mają uniemożliwić manualne sterowanie wyrokami – coś, co dla ludzi pokroju Czarnka musi być nie do zniesienia. Bo jak tu żyć bez sędziego „zaufanego politycznie”?

Czarnek straszy „chaosem w sądownictwie”, ale to właśnie jego partia chaos ten stworzyła. To PiS doprowadził do sytuacji, w której obywatele nie wiedzieli, czy wyrok wydany przez sąd w ogóle jest ważny, bo w składzie zasiadał „neo-sędzia” powołany przez upolitycznioną KRS. Żurek – z całą determinacją i konsekwencją – próbuje ten absurd zakończyć.

I właśnie dlatego PiS-owscy politycy tak go nienawidzą. Bo przypomina im, iż prawo to nie pałka, ale zasada. Bo nie boi się mówić o odpowiedzialności tych, którzy przez lata deptali konstytucję. Bo ma odwagę odbudowywać państwo prawa, które Czarnek i jego koledzy traktowali jak prywatny folwark.

Czarnek, mówiący o „lewackiej rewolucji”, brzmi dziś jak człowiek, który patrzy na lustro i widzi w nim własny cień z 2020 roku. Bo to on był symbolem ideologicznej wojny, nienawiści do inności i pogardy dla prawa. Żurek natomiast staje się symbolem odwrotu od tej toksycznej epoki – symbolem odwagi i porządkowania tego, co zrujnowała władza PiS.

Warto zauważyć, iż to nie Żurek wzywa do rozliczeń, ale Czarnek straszy nimi w telewizji. Bo wie, iż prawdziwe rozliczenie dopiero nadchodzi – i iż to on oraz jego środowisko będą musieli wytłumaczyć się z lat politycznego bezprawia.

Na razie więc Czarnek może mówić, iż „Żurek traci głowę”. Ale prawda jest taka, iż to on stracił głowę dawno temu – wtedy, gdy uznał, iż władza stoi ponad prawem. A Polska właśnie zaczyna wracać do normalności. Dzięki ludziom takim jak Waldemar Żurek.

Idź do oryginalnego materiału