Krytyczny błąd sztabu Nawrockiego. „Symptom wyczerpania się politycznej maszyny PiS”

1 dzień temu
Zdjęcie: Krytyczny błąd sztabu Nawrockiego. „Symptom wyczerpania się politycznej maszyny PiS”


Patrząc na kampanię Karola Nawrockiego, trudno nie odnieść wrażenia, iż sztab PiS znalazł się w intelektualnej pułapce. Próbują skopiować strategię sprzed dekady, jakby czas się zatrzymał, jakby Polacy wciąż byli gotowi uwierzyć w kolejnego „prezydenta znikąd”, którego największą zaletą jest brak poglądów, a jedyną emocją – sztuczny uśmiech i drewniana agresja w atakowaniu przeciwnika. Problem w tym, iż Karol Nawrocki to nie Andrzej Duda z 2015 roku. To nieudolna kopia kopii, produkt politycznego taśmociągu, który nie zdaje sobie sprawy, iż przepis na Dudę Bis po prostu się przeterminował.

Bo o ile Duda w swoim czasie potrafił udawać sympatycznego, „nowego” człowieka, który przynajmniej na początku sprawiał wrażenie, iż mówi coś od siebie, Nawrocki nie sprawia wrażenia, iż mówi cokolwiek poza tym, co napisali mu w Excelu. Na każde trudniejsze pytanie – ucieczka. Na każde wyzwanie – wyuczona fraza o „zagrożeniach dla suwerenności”. Zero osobowości, zero własnego zdania, zero ikry. Nawrocki uśmiecha się głupawo, kiwa głową jak porcelanowy piesek na tylnej półce w polonezie z lat 90., ale choćby najbardziej zagorzali wyborcy PiS zaczynają czuć, iż to plastikowy produkt, a nie lider.

Sztab nie ma pomysłu, jak z tego wybrnąć. Bo czym zagospodarować tak spektakularny brak charyzmy? Jak obronić człowieka, który w każdej debacie wygląda, jakby przez przypadek wszedł nie do tego studia, a potem bał się zapytać, jak wyjść? „Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?” – taka jest strategia sztabu Nawrockiego wobec faktu, iż ich kandydat jest politycznym kartonem.

Nie pomagają choćby ataki. Nawrocki próbuje być agresywny, bo ktoś mu powiedział, iż tak trzeba. Ale wychodzi z tego coś żenująco nienaturalnego, jakby sztucznie wzburzony recytował tekst z kartki, nie bardzo rozumiejąc, o co adekwatnie chodzi. Atakowanie Trzaskowskiego bez choćby minimum błyskotliwości kończy się groteską – Nawrocki nie jest w stanie choćby udawać, iż prowadzi spór na równych zasadach.

I najważniejsze: to nie jest rok 2015. Zbyt mało czasu upłynęło od katastrofy PiS, zbyt świeża jest pamięć o 1300 aferach, o nepotyzmie, o funduszach przepalanych na wyborcze łapówki. Zbyt dobrze ludzie pamiętają, jak kończy się oddanie państwa w ręce bezwolnych pionków sterowanych z Nowogrodzkiej. Nawrocki nie budzi żadnych pozytywnych emocji – ani nadziei, ani szacunku. W najlepszym razie budzi politowanie, w najgorszym – irytację.

Na zapleczu kampanii słychać już szeptane pytania, których nikt nie ma odwagi zadać głośno: „Czy my naprawdę postawiliśmy na adekwatnego konia? Czy to na pewno jest ten człowiek, który ma odbudować elektorat PiS?” Odpowiedź brzmi: nie. Nawrocki jest błędem systemowym, symptomem wyczerpania tej politycznej maszyny, która kiedyś jeszcze potrafiła sprzedać tekturowego prezydenta jako „młodego, energicznego patriotę”. Dziś sprzedają już tylko tekturę. A wyborcy, choćby ci najwierniejsi, zaczynają to widzieć.

Idź do oryginalnego materiału