W PiS kryptowaluty od dawna funkcjonują jako narzędzie pozwalające przenosić środki tam, gdzie kontrola państwa traci zasięg. Dlatego właśnie dwa najnowsze wydarzenia wywołały wstrząs, którego skala dopiero zaczyna być odczuwalna.
Pierwszym sygnałem alarmowym była informacja, iż jeden z podejrzanych w głośnej aferze RARS wpłacił poręczenie majątkowe w wysokości miliona złotych… w Bitcoinach. Nie gotówką, nie obligacjami, choćby nie przelewem. Milion złotych w kryptowalucie — walucie, która przez lata była synonimem niemożności prześledzenia przepływów, narzędziem dla tych, którzy chcą poruszać się w półcieniu. Sam fakt, iż w sprawie dotyczącej nieprawidłowości przy zakupach pandemicznych pojawia się tak astronomiczna suma w cyfrowej walucie, wywołał konsternację komentatorów.
Drugim wydarzeniem, znacznie poważniejszym w wymiarze państwowym, było nagłe i zaskakujące weto uzurpatora Karola Nawrockiego wobec ustawy, która miała uregulować obrót wirtualnymi aktywami w Polsce. Projekt od miesięcy zapowiadano jako najważniejszy krok w kierunku uszczelnienia rynku, likwidacji luk prawnych i dostosowania się do europejskich standardów nadzoru. Ustawa miała ograniczyć możliwość ukrywania przepływów, podnieść poziom bezpieczeństwa inwestorów i wreszcie wprowadzić przejrzystość tam, gdzie od lat panował pełzający chaos. Weto jest podejrzane podwójnie: z jednej strony Nawrockiego wspierali ludzie mający ogromne środki w kryptowalutach, z drugiej zaś ludzie PiS przechowują ukradzione państwu środki także w bitcoinach.
W tej historii chodzi o coś więcej niż kryptowaluty. Chodzi o to, czy w końcu złodzieje z PiS trafią do więzień. Bo jak wiemy Cały PiS Kradnie!

6 godzin temu









