Krwiożerczy Tusk nie był krwiożerczy. Ostrożność w expose

5 miesięcy temu

Rozmowa z PIOTREM SZUMLEWICZEM, przewodniczącym Związku Zawodowego Związkowa Alternatywa

– Exposé Donalda Tuska trwało 124 minuty. To i tak krócej niż w 2007 roku, kiedy mówił 185 minut. Że można to zrobić krócej, udowodnili: Suchocka – 30 minut i rekordzista Belka – 21. Tak długie exposé jest niezgodne z tym, czego uczą specjaliści od marketingu politycznego.

– Gdybym ja był na miejscu Tuska, to moje exposé trwałoby maksymalnie pół godziny i składałoby się z samych konkretów. Nie podobała mi się forma rozwleczonego, moralizatorskiego opowiadania. Szczególnie zaskoczyły mnie dwa cytaty z Jana Pawła II. Miałem wrażenie, iż pierwsza godzina była tylko wstępem, ostatnie pół godziny to przedstawianie ministrów, a część merytoryczna zajęła około 10 minut. Trzy bloki, które wygrały wybory już rok temu, deklarowały, iż chcą razem rządzić, więc można się było lepiej przygotować.

– A mnie zaskoczyło, iż ten krwiożerczy Tusk, jak przedstawia go PiS, nie był specjalnie krwiożerczy.

– Właśnie. Zabrakło mi przedstawienia sposobu rozliczeń z PiS-em i przedstawienia dobrych zmian dotyczących praworządności.

– Jak pan ocenia skład Rady Ministrów?

– Niektóre nazwiska mogą budzić wątpliwości. Minister nauki, który nie ma żadnego dorobku naukowego. Kosiniak- Kamysz – nie ma żadnego związku z wojskiem.

– Kosiniaka bym się nie czepiał. Może się nauczy.

– W kampanii wyborczej dużo się mówiło o biurokracji pisowskiej. Tymczasem rząd Tuska jest, obok rządu Morawieckiego, najliczniejszy w historii.

– Bo koalicja składa się faktycznie aż z 9 ugrupowań. Z tego, co słyszę, większa batalia będzie z wiceministrami, których może być choćby do 120.

– Dla mnie, związkowca, zbyt wiele resortów się dubluje. Mamy Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, a jednocześnie ministra do spraw polityki senioralnej, która jest częścią polityki społecznej. Jest też minister ds. równości, minister ds. społeczeństwa obywatelskiego, które jest dziwnym konstruktem. Zastanawiam się, dlaczego powstało Ministerstwo Przemysłu w Katowicach, skoro mamy Ministerstwo Gospodarki. Odebrałem to jako sygnał, iż koalicja zadba o górników jeszcze lepiej niż PiS. A przecież wielu wyborców KO uważa, iż trzeba odchodzić od węgla.

– Zabrakło stołków, więc trzeba było tworzyć nowe.

– Trochę to tak wygląda. W każdym ministerstwie mają być wiceministrowie ze wszystkich koalicyjnych ugrupowań. Zapewne, żeby patrzeć sobie na ręce. To straszna biurokracja, która może sparaliżować pracę poszczególnych resortów. To nie jest dobra praktyka. Zamiast partyjnych działaczy, wolałbym widzieć tam ekspertów.

– Po którym ministrze najwięcej pan sobie obiecuje?

– Po ministrze Bodnarze, który jest dobrze przygotowany do pełnienia stanowiska ministra sprawiedliwości. Ale takich fachowców w tym rządzie nie ma zbyt wielu. W związku z trudną sytuacją finansów publicznych liczyłem, iż ministrem finansów będzie uznany fachowiec, których kilku kręci się przy Koalicji Obywatelskiej.

– Nie podoba się panu Andrzej Domański, ekonomista ze szkoły Balcerowicza?

– Wielokrotnie miałem kontakt z Domańskim i moim zdaniem prezentuje pewien rodzaj populizmu. Jakim cudem zamierza poprawić sytuację finansów publicznych i zrealizować obietnice wyborcze? Na szczęście zrezygnował z kwoty wolnej od podatku w wysokości 60 tys. zł rocznie, bo to postawiłoby państwo i samorządy w bardzo trudnej sytuacji. Zapowiedziano kontynuację wszystkich socjalnych programów PiS-u, dodając jeszcze „babciowe”. Pytałem już o to pana Domańskiego, a on odpowiedział mi coś o praworządności.

– Większość gospodarczej części exposé dotyczyła przedsiębiorców, a nie pracowników.

– Donald Tusk uznał, iż przedsiębiorcy są grupą na swój sposób wyjątkową. To od premiera zależy, co jest priorytetem i co wybiera na początek. To, iż wybrał tzw. urlop od płacenia składek, może budzić wątpliwości, gdyż jest to uprzywilejowanie jednej grupy społecznej. Szkoda, iż nie zaproponował odsetek za niepłacenie pensji na czas. Nie wspomniał o nowych formach dialogu społecznego. O transparentności finansów organizacji zaufania publicznego, w tym Kościołów. Premier zapomniał też o nauce. W krajach zachodnich nauka jest motorem postępu cywilizacyjnego. Państwa inwestują w naukę grube miliardy. W Polsce, mam wrażenie, nauka jest od 30 lat elementem przede wszystkim rozgrywek koalicyjnych. W PRL-u, przynajmniej na poziomie retorycznym, władza była bardziej zainteresowana rozwojem technologicznym niż dzisiaj. Ale szukajmy pozytywów. Wydaje mi się, iż Tusk odblokuje większość środków z KPO. To dobrze, ale ten program powinien być już zmodyfikowany. Mam nadzieję, iż 20 proc. podwyżki dostanie budżetówka i stanie się to w 2024 r. Cieszę się z obietnicy, iż nauczyciele dostaną 30-procentową podwyżkę. Szkoda tylko, iż nowa władza rozgrywa jednych przeciwko drugim, dopieszczając nauczycieli, a zapominając o pracownikach socjalnych. Wyważone, osobiste

Rozmowa z dr. RYSZARDEM KESSLEREM, politologiem

– Jak pan ocenia exposé Donalda Tuska?

– Po pierwsze, zaskoczyła mnie jego ostrożność, wyważenie słów. Było to wystąpienie bardzo emocjonalne, osobiste, odnoszące się do naszej historii. Moim zdaniem, premier pokazał, iż jest mężem stanu klasy europejskiej, który przypomniał rodakom, iż Polska jest ważnym punktem na mapie świata. Tusk kilka razy wracał do marszów z 4 czerwca i 1 października, które były jego pomysłem, i w znacznym stopniu przyczyniły się do zwycięstwa.

– Kilku polityków koalicji, z którymi rozmawiałem, mówiło, iż trudno im było zachować koncentrację podczas dwugodzinnego wystąpienia.

– Premier wiele czasu poświęcił nie tylko naszej sytuacji geopolitycznej, ale i Ukrainie. Dla mnie było to bardzo ważne. Mówił o tych ważnych kwestiach w polityce zagranicznej, które popsuł PiS, ale jednocześnie nie atakował go brutalnie, ale delikatnie, co choćby mnie zdziwiło. Długo trwało przedstawienie każdego z nowych ministrów. Biorąc to wszystko pod uwagę, uważam, iż exposé nie było strasznie długie. Donald Tusk się nie śpieszył, był spokojny, rozluźniony. Z jednej strony chciał pokazać się jako mąż stanu, z drugiej jako zwykły człowiek. I to mu się udało.

– choćby posłowie koalicji liczyli, iż wystąpienie będzie bardziej konkretne.

– Skupił się tylko na kilku kwestiach. Zaskoczyło mnie, iż tak ostrożnie mówił o prawach kobiet i nie wspomniał o czarnych protestach.

– Ponieważ te protesty nie były organizowane przez jego ugrupowanie, a przyczyniły się do porażki PiS-u.

– Być może. Mimo tego emocjonalnego exposé Tusk miał wszystko pod kontrolą. Powiedział tylko to, co chciał powiedzieć. Mottem jego filozofii wyborczej był on sam. Jego powrót do polskiej polityki, który zapewnił zwycięstwo. Dlatego premier tak wiele mówił o swoich odczuciach, a praktycznie w ogóle o innych. Nie chciał dzielić się zwycięstwem.

– Przedstawiając ministrów, zwłaszcza wywodzących się z ugrupowań koalicyjnych, nie był przesadnie wylewny.

– Z wyjątkiem laudacji na cześć Władysława Kosiniaka-Kamysza był bardzo wstrzemięźliwy. O Lewicy czy Polsce 2050 jako takich mówił bardzo oszczędnie.

– Koalicję tworzą cztery partie, a licząc z ugrupowaniami wchodzącymi w skład Koalicji Obywatelskiej i Partią Razem – aż dziewięć. Trudno jest trzymać taki układ twardą ręką.

– W podejmowaniu wielu decyzji potrzebny będzie kompromis. Tymczasem to słowo rzadko padało podczas wystąpienia premiera.

– Bo ani Tusk, ani Kaczyński nie lubią tego słowa.

– Zgadza się. Kompromis to także dzielenie się częścią władzy i żaden silny lider tego nie lubi.

– W którym z ministrów pokłada pan największe nadzieje?

– W Adamie Bodnarze. Cenię Władysława Kosiniaka-Kamysza, ale zastanawiam się, czy nie powinien kierować innym resortem. Cieszę się z nominacji Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, chociaż przypuszczam, iż ona prawdopodobnie wołałaby być szefową ministerstwa edukacji.

Idź do oryginalnego materiału