Kreatywna księgowość państwa. Morawiecki i rachunek za lata iluzji

8 godzin temu
Zdjęcie: Morawiecki


Były premier Mateusz Morawiecki, dziś wiceprezes PiS, próbuje rozliczać rząd Donalda Tuska za stan finansów publicznych, jakby sam nigdy nie kierował państwową kasą. Tymczasem to właśnie za jego czasów budżet stał się laboratorium kreatywnej księgowości, w którym liczby służyły propagandzie, a deficyt udawał sukces.

„Moment przebicia konstytucyjnego ‘sufitu’ długu zbliża się coraz większymi krokami” – alarmuje Mateusz Morawiecki. Tyle iż to właśnie on przez lata podnosił ten sufit, aż przestał on mieć jakiekolwiek znaczenie. Były premier w roli recenzenta finansów publicznych brzmi więc jak podpalacz, który po latach wraca na pogorzelisko i oskarża strażaków o dym.

Morawiecki od kilku dni komentuje dane budżetowe z pasją, jakiej nie wykazywał choćby wtedy, gdy sam zasiadał w fotelu szefa rządu. Na platformie X napisał: „Przy 415 mld dochodów deficyt wynosi już ponad 200 mld. Moment przebicia konstytucyjnego ‘sufitu’ długu zbliża się coraz większymi krokami.”

Z tonu wpisu wynika, iż były premier odkrył właśnie katastrofę, o której nikt wcześniej nie wiedział. Ale to przecież on przez osiem lat rządów PiS rozciągał ten budżet jak gumę: kreatywnym księgowaniem, funduszami poza budżetem, państwowymi spółkami jako skarbonkami władzy.

W 2016 roku PiS odziedziczył po poprzednikach dług publiczny rzędu 51 proc. PKB. Gdy Morawiecki opuszczał Kancelarię Premiera, wskaźnik ten przekraczał 57 proc. – mimo rekordowych dochodów z podatków i transferów z UE. Dziś więc jego alarm brzmi jak ironia losu.

Były premier w swoim wpisie posuwa się dalej: „Prognozy po prostu sfałszowano na polityczne zlecenie z Kancelarii Premiera, aby nie pokazać prawdziwego stanu finansów państwa przed wyborami prezydenckimi.”

Problem w tym, iż dokładnie to samo zarzucano jego rządowi. To Morawiecki przez lata uprawiał tzw. budżet równoległy – w którym miliardy z Funduszu Solidarnościowego, Funduszu Reprywatyzacji czy Banku Gospodarstwa Krajowego nie przechodziły przez oficjalny budżet. Oficjalny deficyt wyglądał dobrze, a prawdziwy dług rósł jak na drożdżach.

Dziś ten sam człowiek, który zbudował labirynt finansowych trików, oburza się, iż ktoś w nim błądzi.

„Trzy złote wydatków – złotówka długu” – pisze Morawiecki, jakby odkrył nową regułę ekonomii. W rzeczywistości ten stosunek był znany już w 2023 roku, kiedy jego rząd wydawał więcej, niż pozwalała na to logika inflacji i wojny w Ukrainie. Wówczas jednak wicepremier i minister finansów w jednej osobie tłumaczył to „inwestycją w bezpieczeństwo”.

Teraz, z ław opozycji, mówi: „Mamy spadające w relacji do PKB wpływy podatkowe, rosnącą szarą strefę i coraz to nowe pożyczki zaciągane przez Skarb Państwa.”

Trudno się nie zgodzić — tyle iż to właśnie jego reformy podatkowe (Polski Ład, likwidacja realnej progresji, niestabilne przepisy) rozszczelniły system i wystraszyły przedsiębiorców. To on uczynił z polityki fiskalnej narzędzie propagandy, nie rozwoju.

Morawiecki nie jest pierwszym politykiem, który próbuje napisać historię od nowa. Ale robi to z wyjątkową determinacją. Mówi dziś o „zniszczonej Krajowej Administracji Skarbowej” i „braku walki z przestępczością podatkową”, jakby zapomniał, iż to właśnie za jego czasów KAS stała się narzędziem politycznych pokazówek.

Wtedy nie przeszkadzało mu, iż setki urzędników traciły kompetencje, bo „ścigały pseudoafery”. Dziś udaje obrońcę instytucji, które sam podporządkował partii.

Osiem lat PiS to nie był czas rozważnego gospodarowania. To była epoka „kreatywności” – tak Morawiecki nazywał własne księgowe iluzje. Fundusze z etykietą „rozwoju”, „walki z COVID-em” czy „pomocy rodzinom” były tak naprawdę wehikułami długu.

Dziś rząd Tuska musi spłacać nie tylko zobowiązania, ale i zaufanie – do państwa, jego liczb, do sensu podatków. To najtrudniejszy dług, bo nie zapisuje się go w tabelach Ministerstwa Finansów.

Morawiecki może dziś liczyć, analizować i moralizować. Ale historia zapamięta go nie jako strażnika budżetu, ale jako człowieka, który przez osiem lat udowadniał, iż w Polsce choćby deficyt można nazwać sukcesem.

Idź do oryginalnego materiału