Problem spowiadania się dzieci przed potencjalnym statystycznie zboczeńcem w sutannie, to sprawa wręcz kryminalna, więc nic dziwnego, iż cały czas trwa dyskusja, czy i w jaki sposób zakazać tego typu praktyk, oraz jak ów zakaz potem wyegzekwować. Głównie oczywiście na rodzicach, bo to oni są w zdecydowanej większości przypadków ową stroną przemocową, zmuszającą dziecko do opowiadania zboczeńcowi o swoich hipotetycznie złych uczynkach.

Siedzi potem taki jeden z drugich chuj w tej szafie z dziurami i słysząc tylko głos dzieciaka, wali bez przerwy konia, i w sumie, powiem Wam, jest to prawdopodobnie czyn najmniej szkodliwy z możliwych. Niektórzy bowiem nie wytrzymują napięcia, rzucają się na nieletniego grzesznika i siłą zaciągają go do zakrystii, lub wprost do sypialni. Tak to wygląda i temu należy postawić tamę. Samo wsadzanie księży do pierdla, lub kastrowanie w ciemnej bramie, raczej nie wystarcza.
Oczywiście jak ów ewentualny zakaz wyegzekwować, będzie się można zastanawiać, dopiero wtedy, kiedy on powstanie i będzie obowiązujący. Na razie sprawy są w tak zwanych powijakach.
Do Sejmu Najśmieszniejszej ŁRzeczpospolitej trafiła właśnie petycja o zakazie spowiadania nieletnich, wzbudzając niepokój w tak zwanym stanie biskupim, plus oczywiście wyjątkową nerwowość wśród co bardziej katolicko zjebanych posłów. Autorzy petycji powołują się na artykuł 53 Konstytucji, który wprost mówi, iż „nikt nie może być zmuszany do uczestniczenia ani do nieuczestniczenia w praktykach religijnych”, jednak prawnicy sejmowi, zindoktrynowani jak wieść niesie przez zboków z Ordo Iuris, mają na ten temat zupełnie odmienne zdanie. Twierdzą, iż nie ma możliwości by zakazać tego spowiadania, gdyż władze publiczne w Polsce muszą zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych, „zapewniając swobodę ich wyrażania w życiu publicznym” (chodzi o artykuł 25 Konstytucji).
Oczywiście to zwykle prawnicze pierdolenie, by uwalić petycję i zadowolić kościół, a przynajmniej niepotrzebnie go nie denerwować. Czyli raczej żadne zaskoczenie. No i jeszcze wyciągają argument poniżej pasa, a mianowicie, iż w ich przekonaniu nie można jednoznacznie ustalić, czy taki zakaz będzie równoznaczny z dbaniem o dobro dziecka, czy może niekoniecznie. Skurwysyny jak nic.
Jak za chwilę katozjeby się obudzą, łeb podniosą i zaczną wymachiwać krzyżem niczym sierpem i młotem, to prawdopodobnie będą chcieli wzorem kolegów muslimów zalegalizować dajmy na to proceder obrzezania dziewczynek. No bo niby czemu nie? Jestem sobie w stanie to wyobrazić, bo religijni fanatycy do wszystkiego są zdolni.
Oczywiście wtedy zdaniem tych samych prawników, nie będzie tego można zakazać, bo państwo polskie „musi zachowywać bezstronność w sprawach przekonań religijnych i nie ingerować w religijne praktyki”! Palenie na stosie czarownic może jednak nie przejść, ze względu na przepisy o emisji CO.
Na szczęście obowiązuje zakaz gwałtów na dzieciach (przynajmniej tak mi się wydaje), ale nie spałbym spokojnie, bowiem zakaz ów budzi jednak sprzeciw większości księży i jest odczytywany jako „brutalne opiłowywanie katolików”, pozbawianie przynależnym im praw i kastrowanie tradycji, oraz jest przejawem prześladowania kościoła. Bo przecież kościelna pedofilia to w zasadzie kwestia „przekonań religijnych”.
Patrząc więc realnie, zakaz spowiadania dzieci wydaje się iluzoryczny, tak jak i iluzoryczne jest karanie przez kościół swoich oficerów i podoficerów za dymanie dzieci. To tylko udawanie, iż coś się robi. Po stronie zboków bywa stoją też rodzice, bo to dymanie dzieci proszę Was, często niestety odbywa się za wiedzą a choćby cichą ich zgodą. Mnie problem z różnych powodów oczywiście nie dotyczy, potomstwo wszelakie – już dorosłe – wychowane wcześniej zostało w pogardzie dla kościoła, ale trauma spowiedzi dotyczy niestety całej masy bezbronnych dzieci, którym ktoś za młodu cały świat w ten sposób wywraca do góry nogami.
W większości przypadków wyrastają z nich potem osobnicy połamani psychiatrycznie, nie kumający świata, na dodatek przemocowcy, ze zdewaluowaną kompletnie skalę wartości. Statystyki nie kłamią: ☞ dziewięciu z dziesięciu morderców (gwałcicieli, złodziei, szubrawców), to zwykle katolicy, głęboko wierzący, regularnie praktykujący, także w to wierzący, iż jak się potem wyspowiadają, to wszystko zostanie przebaczone i zapomniane.