Janusz Kowalski, poseł Prawa i Sprawiedliwości, w swojej wypowiedzi dla mediów kolejny raz daje popis retoryki, która bardziej przypomina polityczne fantazje niż realną analizę sytuacji.
Jego wizja przyspieszonych wyborów, paktu senackiego z Konfederacją i odrzucenia rozmów z PSL-em to zbiór pobożnych życzeń, które nie wytrzymują konfrontacji z rzeczywistością. Kowalski, kreując się na orędownika „czystej drogi” dla prawicy, zdaje się pleść androny, ignorując zarówno polityczne realia, jak i oczekiwania wyborców.
Po pierwsze, pomysł przyspieszonych wyborów jako panaceum na obecne problemy polityczne jest mrzonką. Kowalski sugeruje, iż PiS w sojuszu z Konfederacją mogłoby zdobyć konstytucyjną większość i odzyskać władzę. choćby w optymistycznym scenariuszu taki sojusz nie ma szans na większość konstytucyjną. Kowalski zdaje się ignorować fakt, iż Polacy są zmęczeni polaryzacją i konfliktami, a wizja powrotu do władzy prawicy w glorii i chwale jest oderwana od rzeczywistości. Większość wyborców, jak pokazują badania, oczekuje stabilności i współpracy, a nie kolejnego politycznego trzęsienia ziemi.
Po drugie, zachwyt Kowalskiego nad Konfederacją jako „promodernizacyjną i propolską” partią budzi zdumienie. Konfederacja, choć zyskała popularność wśród młodych wyborców, jest wewnętrznie podzielona i pełna kontrowersji. Jej liderzy, tacy jak Sławomir Mentzen, niejednokrotnie wygłaszali skrajne poglądy, które odstraszają centrowych wyborców – kluczowych dla zdobycia szerszego poparcia. Kowalski mówi o „10 punktach” porozumienia z Konfederacją, ale nie precyzuje, jak miałyby one zostać zrealizowane w praktyce. Czy naprawdę wierzy, iż program gospodarczy Mentzena, oparty na radykalnym liberalizmie, jest do pogodzenia z etatystyczną polityką PiS? To raczej polityczna utopia niż realny plan.
Najbardziej kuriozalny jest jednak pomysł „paktu senackiego” z Konfederacją i „środowiskiem Korony Polski”. Kowalski snuje wizję zdobycia 60-70 mandatów w Senacie, co brzmi jak political fiction. W wyborach w 2023 roku opozycja (w tym PiS) zdobyła większość w Senacie dzięki szerokiej koalicji, a nie partykularnym interesom jednej partii. Proponowany przez Kowalskiego pakt to powtórka tamtego pomysłu, ale w węższym, wyłącznie prawicowym gronie, które nie ma szans na szerokie poparcie. Dodatkowo, mówienie o „konkurencji Fair Play” w sojuszu z Konfederacją, która nie raz krytykowała PiS za „socjalizm” i „miękką politykę”, zakrawa na naiwność. Kowalski zdaje się nie dostrzegać, iż takie porozumienie byłoby niestabilne i skazane na wewnętrzne konflikty.
Odrzucenie rozmów z PSL-em to kolejny dowód na oderwanie Kowalskiego od rzeczywistości. PSL, choć różni się ideowo od PiS, jest partią pragmatyczną, z którą możliwa jest kooperacja w kluczowych kwestiach, takich jak rolnictwo czy polityka regionalna. Kowalski, nazywając PSL „niemodernizacyjnym”, ignoruje fakt, iż partia ta od lat skutecznie reprezentuje interesy wsi i mniejszych miast, co mogłoby być atutem w potencjalnej koalicji. Zamiast szukać sojuszników, którzy mogliby poszerzyć elektorat, Kowalski stawia na Konfederację, która polaryzuje i odstrasza bardziej umiarkowanych wyborców.
Wypowiedzi Kowalskiego to klasyczny przykład politycznego populizmu, który stawia na emocje i radykalne hasła zamiast na realną strategię. Jego wizja „czystej drogi” to w gruncie rzeczy droga donikąd – ignoruje realia polityczne, sondaże i potrzeby Polaków. Zamiast budować szeroką koalicję, która mogłaby realnie wpłynąć na zmianę władzy, Kowalski snuje fantazje o prawicowej dominacji, która nie ma pokrycia w liczbach ani w społecznym poparciu. jeżeli PiS chce odzyskać wpływy, potrzebuje realizmu i współpracy, a nie andronów plecionych przez Janusza Kowalskiego.