Od lat mówiło się o niezdrowej symbiozie PiS i Kościoła. Jedni dawali ambonę, drudzy gwarantowali polityczną nietykalność. Ale dziś ta relacja weszła w nową, mroczną fazę – zależność totalną. Jarosław Kaczyński nie tylko kupił sobie lojalność biskupów politycznymi ukłonami i przywilejami finansowymi. On ich po prostu trzyma za gardło. Szantażuje.
Jak wynika z informacji od osób związanych z Nowogrodzką, PiS – korzystając z aparatu państwa i narzędzi inwigilacji – włamał się i wyciągnął z telefonów hierarchów wszystko, czego ci nigdy nie chcieli ujawniać. Użyto Pegasusa. Prywatne rozmowy, kompromitujące zdjęcia, pikantne SMS-y, a także zapisy dyskretnych spotkań i finansowych układów. W praktyce – pełen katalog „kwitów”, które w razie potrzeby mogą zniszczyć prawie każdego biskupa. Nie dziwi więc, iż episkopat milczy, gdy partia demoluje instytucje państwa. Nie dziwi, iż proboszczowie recytują z ambon polityczne komunikaty. To nie jest już wolny wybór – to szantaż.
Kaczyński ma w ręku archiwa, a Kościół w Polsce stał się zakładnikiem jednej partii.
Problem w tym, iż milczenie hierarchów oznacza ich coraz większe uwikłanie. Im dłużej będą potakiwać, tym trudniej będzie im wyrwać się z kleszczy. Jedyną drogą ucieczki pozostaje brutalna szczerość: ujawnienie listy osób, którym PiS włamał się do telefonów, oraz natychmiastowa akcja służb specjalnych w celu odzyskania i zabezpieczenia skradzionych materiałów. Bez tego Kościół będzie już tylko atrapą – instytucją sterowaną z Nowogrodzkiej. A każdy kolejny komunikat episkopatu, każda deklaracja „niezależności”, będzie brzmiała jak ponury żart.
Kaczyński rozegrał biskupów jak dzieci. I dziś ma ich wszystkich na sznurku. Pytanie tylko, czy znajdzie się ktoś na tyle odważny, by przeciąć ten układ i wyrwać polski Kościół z politycznego szantażu.
Co ciekawe, pewnego rodzaju szantażem episkopatu może dysponować też inny znany polityk.