W sporze o rozliczenia po erze Zbigniewa Ziobry coraz wyraźniej słychać głos prokuratora Dariusza Korneluka. Choć część środowiska związanego z poprzednią władzą wciąż próbuje kwestionować jego status, to fakty są takie, iż to właśnie pod jego kierownictwem prokuratura prowadzi najpoważniejsze od lat postępowania wobec byłego ministra sprawiedliwości i jego współpracowników. A Korneluk — w przeciwieństwie do wielu polityków — mówi o nich wprost, bez eufemizmów i uników.
W rozmowie z „Rzeczpospolitą” ujawnił, iż „aktualnie jest wydane postanowienie o przedstawieniu zarzutów. Czekamy na termin w przedmiocie tymczasowego aresztowania podejrzanego. Termin wyznaczony jest na 22 grudnia”. Mówiąc to, nie tylko informował opinię publiczną, ale również podkreślał fundamentalną zasadę: nikt — choćby były minister sprawiedliwości — nie stoi ponad prawem.
Korneluk nie ukrywa, iż śledztwo napotyka przeszkody wynikające z zachowania samego Ziobry. Jak wyjaśnił, „on już się nie stawia i dlatego prokuratorzy wnioskują o areszt tymczasowy”. Butne deklaracje byłego ministra, iż nie zamierza wracać do kraju, stawia w kłopotliwej sytuacji nie tylko jego samego, ale i cały obóz polityczny, który przez lata prezentował Ziobrę jako strażnika praworządności.
Według Korneluka były minister „nie przebywa pod polskim adresem, ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości, czemu daje publicznie wyraz”, a to wypełnia przesłanki do zastosowania najsurowszych środków zapobiegawczych. Pada również przypomnienie, które trudno zignorować: „w grę wchodzi 26 zarzutów, w tym kierowanie grupą przestępczą. Tak więc jest to bardzo poważna sprawa”.
Ziobro i jego środowisko mogą protestować, mogą mówić o „polowaniu na polityków”, mogą kreować się na ofiary — ale im dłużej ignorują wezwania prokuratury, tym bardziej ich argumenty brzmią jak próba ucieczki od odpowiedzialności.
Podobnie rzecz ma się z Marcinem Romanowskim, byłym wiceministrem i jednym z najbliższych współpracowników Ziobry. Pytany o jego sytuację, Korneluk odpowiedział ze spokojem, który kontrastuje z chaosem retorycznym strony byłych rządzących: „Niestawiennictwo byłego wiceministra Marcina Romanowskiego nie tamuje postępowania i jak tylko będzie możliwość doprowadzenia go przed polski wymiar sprawiedliwości, to tak się stanie”.
To jasny komunikat: prawo działa, choćby jeżeli trwa to dłużej. Choć Romanowski korzysta w tej chwili z węgierskiego azylu, polska prokuratura nie zamierza rezygnować. Korneluk podkreśla: „prokuratorzy wykonujący czynności skorzystają ze wszystkich instrumentów umożliwiających doprowadzenie byłego wiceministra Romanowskiego z Węgier do Polski”. Problem polega na tym, iż „sąd węgierski nie wykonał Europejskiego Nakazu Aresztowania. W tej chwili możliwość wydania podejrzanego jest zablokowana”.
To sytuacja tyleż prawnie skomplikowana, co symboliczna. Romanowski — jeden z polityków, którzy najgłośniej domagali się twardego egzekwowania prawa wobec „wrogów politycznych” — dziś korzysta z ochrony przed europejskimi instrumentami prawnymi, które sam niegdyś uważał za fundament współpracy państw UE.
Wystąpienia Korneluka mają jeszcze jeden wymiar: są próbą odbudowania utraconego zaufania do instytucji prokuratury. Przez lata jej działalność splatała się z ambicjami politycznymi Ziobry. Teraz, gdy były minister sam znalazł się w centrum postępowania, kontrast jest aż nadto widoczny. Korneluk przedstawia fakty, nie insynuacje; procedury, nie polityczne emocje.
Nie chodzi więc tylko o to, co stanie się 22 grudnia. Chodzi o powrót do zasady, iż prokuratura nie jest narzędziem w rękach ministra, ale organem państwa. I o to, iż po latach politycznego zaczadzenia ktoś wreszcie próbuje przywrócić jej elementarną wiarygodność.

1 dzień temu










