Pamiętacie jeszcze ten absurdalny moment pandemii, kiedy rząd PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele postanowił urządzić „wybory widmo”, które nigdy się nie odbyły?
Te słynne wybory kopertowe z 2020 roku, w których:
– nie było ustawy,
– nie było komisji,
– za to byli listonosze w roli komisarzy,
– a wszystko kosztowało nas niemal 133 miliony złotych, które poszły na druk kart i organizację czegoś, co istniało tylko w chorej wyobraźni polityków?
Otóż mamy kolejny akt tego dramatu – tym razem w wykonaniu Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Jak ogłoszono, śledztwo w sprawie narażenia Poczty Polskiej na gigantyczną stratę finansową zostało właśnie umorzone.
Dlaczego? Bo – jak twierdzi prokuratura – udział Poczty w kopertowym szaleństwie był… „szansą na poprawę sytuacji finansowej spółki”. Mało tego: odrzucenie tego kuriozalnego „kontraktu na 700 mln zł” mogłoby rzekomo zostać uznane za działanie na szkodę Poczty.
Czyli – w prostej linii – kiedy politycy łamią prawo, a spółki realizują bezprawne polecenia władzy, to nie mamy do czynienia z przestępstwem, tylko z „szansą rynkową”.
To już nie jest państwo prawa. To jest kpina.
Prokuratura, która w normalnym kraju broniłaby interesu obywateli, działa dziś jak parasolka ochronna dla ludzi władzy i ich szemranych decyzji. Nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Ani premier Morawiecki, który podpisał bezprawne decyzje. Ani Jacek Sasin, który ogarniał całą farsę. Ani żaden z tych, którzy pozwolili roztrwonić 133 miliony złotych, a teraz mają czelność mówić, iż „to nie była szkoda”.
Pytanie brzmi: ile jeszcze takich spraw zostanie „umorzonych w interesie partii”?
Skoro za 133 miliony przepalone na nielegalne wybory nikt nie odpowie, to jaki jest przekaz dla reszty urzędników? Róbcie, co chcecie. Drukujcie, wydawajcie, podpisujcie. Prawo? To dla frajerów.
Nie możemy się na to zgodzić. I nie możemy zapomnieć. Bo państwo, w którym prokuratorzy zamykają oczy na złodziejstwo w białych rękawiczkach, przestaje być państwem. A staje się republiką bezkarności.