Gdy w 1919 roku zaplanowano przeprowadzenie plebiscytu na Górnym Śląsku, było jasne, iż dwa zwaśnione narody muszą być nadzorowane przez siły rozjemcze, aby zminimalizować przemoc w kampanii plebiscytowej.
W myśl artykułu 297. Traktatu Wersalskiego państwa-beneficjenci porządku wersalskiego otrzymywały prawo do zastosowania przymusowego wykupu własności niemieckiej, w szczególności majątku publicznego, który pozostał na przejmowanych terenach. W obliczu plebiscytu na Górnym Śląsku, zasobnym regionie przemysłowym, Francuzi i Polacy rozpoczęli intensywne negocjacje, aby przeforsować przyłączenie go do Polski celem późniejszego wspólnego zagospodarowania jego aktywów gospodarczych.
Po względnie udanym rozstrzygnięciu plebiscytowym i w efekcie przyłączeniu wielu górnośląskich kopalni oraz hut do Polski, we wrześniu 1922 roku utworzono spółkę Skarboferm w układzie 50/50 z udziałem polskiego rządu i kapitału francuskiego. Skarboferm był podmiotem gospodarczym, który zagospodarował przejęte od Niemiec państwowe kopalnie oraz inne zakłady przemysłowe, odpowiadające przede wszystkim za 15-20% międzywojennego eksportu węgla. Umowa miała obowiązywać aż 36 lat z opcją przedłużenia. W ten sposób Polacy zyskami z górnośląskiego przemysłu wydobywczego, spłacali Francji jej wsparcie polityczne na arenie międzynarodowej. Tylko, czy te polskie doświadczenie nie przypomina nam obecnego położenia Ukrainy?
W lipcu 2021 roku Unia Europejska podpisała z Ukrainą memorandum dotyczące strategicznego partnerstwa w obszarze surowców krytycznych (CRM). Chodzi głównie o rozpoznane na Ukrainie złoża litu, kobaltu i grafitu naturalnego. W kwietniu tego samego roku australijska firma Volt Resources ogłosiła zakup ukraińskich zakładów wydobycia Zavallivski Grafit działających w środkowej części Ukrainy, a kolejny australijski podmiot European Lithium w grudniu 2021 otrzymał od ukraińskich władz koncesje na wydobycie donbaskiego litu. Co ciekawe, chiński Chengxin Lithium, który również był zainteresowany pozyskaniem złoża litu Szewczenko, został odrzucony przez stronę ukraińską.
Wszystkie te negocjacje i zezwolenia były procedowane na parę miesięcy przed rosyjskim uderzeniem na Ukrainie, gdy sytuacja dyplomatyczna był coraz gęstsza wokół Kijowa, a Ukraińcy starali się za wszelką cenę budować związki z Zachodem, aby zapewnić sobie ewentualne wsparcie w zwarciu z Moskwą. Podobnie jak z polsko-francuskim Skarboferm, zanim jeszcze zagrzmiały armaty, dyplomaci i prawnicy już pracowali nad formułą dopuszczenia zachodnich partnerów do spółki przy pożądanych przez rynek surowcach.
Jednakże, o ile Francuzi mogli czerpać korzyści z górnośląskiego węgla aż do września 1939 roku, w przypadku euroatlantyckich podmiotów liczących na zyski z Ukrainy, sprawa jest bardziej złożona.
Poszczególne podmioty zagraniczne mają poważne problemy z ostatecznym uzyskaniem koncesji na wydobycie ze względu na dochodzenia antykorupcyjne służb ukraińskich, tworzenie przeszkód prawnych przez tamtejszy urząd geologiczny, ale przede wszystkim ze względu na przesuwanie się linii frontu oraz działania wojenne.
Wymieniony wcześniej podmiot European Lithium ogłosił ustami swojego prezesa Tony’ego Sage’a latem 2023 roku, iż donbaskie złoże znajduje się zbyt blisko pozycji rosyjskich i rezygnuje z roszczeń do niego. Istotnie, w ostatnich miesiącach w tym rejonie toczą się ciężkie walki frontowe, a Rosjanie są bliscy zajęcia tego obszaru. Inna sprawa, iż szewczenkowskie złoże litu opiera się na badaniach radzieckich z 1982 roku, ale na dobrą sprawę chyba nikt nie zdaje sobie sprawy, czy te złoża w ogóle są technicznie dostępne, a jednocześnie opłacalne dla wydobycia?
Zakład produkcji grafitu Zavallivski w grudniu 2024 zawiesił działalność, głównie z powodu nierentowności produkcji wobec cen energii na Ukrainie. Nie była to jednak jedyna przesłanka do zawieszenia produkcji. Jak wskazuje były prezes firmy Roman Saramaga w rozmowie z ukraińskim portalem nadra.info, Australijczycy mieli zapłacić tylko połowę z 7,6 mln dolarów przewidzianych za 70% udziałów w przedsiębiorstwie. Ukraina została tym samym bez produkcji rzadkiego grafitu, a jej biznes z tej branży musi się sądzić z australijskimi inwestorami.
Inaczej wygląda zaostrzająca się rywalizacja kapitału europejskiego i amerykańskiego o dostęp do ukraińskich złóż i infrastruktury. Poza memorandum Ukraina-UE z 2021 roku, wszyscy pamiętamy słynne mapy regionów Ukrainy z 2022 roku, które miały być odbudowywane przez określone państwa europejskie oraz Stany Zjednoczone. Było to pokłosiem deklaracji po szczycie w szwajcarskim Lugano, gdzie ustalono, iż gospodarcza odbudowa zniszczeń na Ukrainie, musi być połączona z narzuconą integracją społeczeństwa ukraińskiego do modelu obecnej UE, czyli w duchu „inkluzywności, równości płci i poszanowania praw mniejszości”. To kolejne hasła, które jak dotąd nie przełożyły się na żadne konkretne działania.
Amerykanie pod rządami Donalda Trumpa przyjęli inną strategię. Starają się bez liberalnej otoczki, a dzięki silnej presji, po prostu narzucić Ukrainie umowę o wydobyciu złóż oraz eksploatacji związanej z nimi infrastruktury. Miałaby ona zasadniczo polegać na wspólnym, amerykańsko-ukraińskim zarabianiu środków i ich docelowym reinwestowaniu na Ukrainie. Odbywałoby się to trochę w ramach odbudowy, trochę powiększania zysków, ale nad tymi wszystkimi propozycjami nieustannie unosi się żądanie Trumpa niejako zwrócenia wszelkich kosztów, które Amerykanie mieli ponieść wspierając Ukrainę, począwszy od jego poprzedniej kadencji. Kwota ta regularnie rośnie i osiągnęła już przynajmniej 500 mld dolarów.
Tylko czy oczekiwania europejskie i amerykańskie wobec złóż Ukrainy, mogą odnieść taki sukces, jaki Francuzi uzyskali ze wsparcia dyplomatycznego dla sprawy polskiego Górnego Śląska w międzywojniu? Na razie kilka na to wskazuje, a wymienione doświadczenia firm zachodnich z ukraińskim obszarem prawnym, oligarchią i władzą w okresie wojennym sugerują, iż jedynie na gruncie międzypaństwowym jest możliwe ustalenie jakichkolwiek koncesji na rzecz zachodnich inwestorów, które nie zostaną podważone na miejscu. Można jednak odnieść wrażenie, iż Trump podbija stawkę negocjacji z Kijowem tak wysoko, aby tylko żadnej umowy… nie zawrzeć, a jedynie pokazać bezsens wspierania Ukrainy przeciętnemu amerykańskiemu wyborcy. Natomiast Europejczycy nie mają w tej chwili ani siły przebicia, ani środków, aby Ukrainę samodzielnie utrzymywać przy życiu, a w zamian otrzymywać koncesje na wydobycie.
Jedyną formą zapewnienia sobie praw wydobywczych na powojennej Ukrainie wydaje się dziś pójść właśnie dawną drogą francuską. Tak, jak rozmieścili wówczas wojska na obszarze plebiscytowego Górnego Śląska, aby między innymi dopilnować konkretnych zakładów, tak Europejczycy głośno rozważają wysłanie kontyngentu na Ukrainę, który zgodnie z wypowiedziami przywódców, miałby stacjonować gdzieś „na tyłach” obecnego frontu. jeżeli w ogóle taka misja udałaby się kiedyś na Ukrainę, to czego mieliby tam „na tyłach” pilnować? Pozostałych hut, kopalni i zakładów produkcyjnych, czy słabnącej pod każdym względem Ukrainy?
Krystian Jachacy
Myśl Polska, nr 11-12 (16-23.03.2025)