Kontrola bagażu w Ryanairze była tylko początkiem. Polacy nie polecieli do Hiszpanii

3 godzin temu
Sezon wakacyjny coraz bliżej, a nerwowych sytuacji związanych z kontrolą bagażu Ryanaira nie brakuje już od kilku miesięcy. Jedna z nich miała miejsce w Krakowie i budzi duże wątpliwości. Sprawę skomentował już przewoźnik.


Ryanair od początku roku bardzo mocno wdrożył dwie polityki. Po pierwsze zaczął uważnie weryfikować, czy pasażerowie nie zabierają na pokład zbyt dużego bagażu. Druga zmiana dotyczy "polityki zerowej tolerancji" wobec osób pijanych i agresywnych. Obie te zasady zostały zastosowane wobec pasażera z Krakowa, który nie rozumie, dlaczego ostatecznie nie został wpuszczony na pokład samolotu Ryanaira do Alicante w Hiszpanii.

Problem z Ryanairem zaczął się od kontroli bagażu


Do opisanego przez "Gazetę Wyborczą" zdarzenia doszło 20 lutego, ale turysta dopiero teraz zdecydował się nagłośnić tę sprawę. Jak zrelacjonował w rozmowie z dziennikarzami mężczyzna, na chwilę przed lotem do Alicante przedstawicielka Ryanaira poprosiła, aby włożył bagaż do sizera, w celu sprawdzenia, czy nie jest za duży.

Tę kwestię pasażer postanowił wówczas skomentować. – Umieściliśmy torby w stojaku z wymiarami i bagaże były w porządku. Powiedziałem wtedy do tej pani, iż zawsze mam ze swoją torbą w linii Ryanair problem, bo wygląda na dużą, ale się mieści. Nie wiem, dlaczego pani się zdenerwowała taką uwagą – opowiedział "Wyborczej" pan Marcin.

Po tym komentarzu pracownica lotniska zauważyła, iż małżonka pasażera ma założoną nerkę, co zostało odebrane jako dodatkowy bagaż, za który powinna zostać naliczona opłata. Pasażer twierdzi, iż odpowiedział wówczas, iż nerka zmieści się w bagażu. W tym momencie przedstawicielka Ryanaira zwróciła jednak uwagę na sposób mówienia pana Marcina.

Ostatecznie z Ryanairem z Krakowa nigdzie nie poleciał


Jak zrelacjonował "Wyborczej" mężczyzna, przedstawicielka Ryanaira uznała, iż najwyraźniej jest pijany. Miała też dodać, iż jest agresywny dla innych pasażerów i z tego powodu nie wsiądzie na pokład samolotu. Nic nie dały też tłumaczenia, iż głos ma zmieniony po chorobie.

– Nie rozumiem, dlaczego dostało się jeszcze mojej żonie, która się nie odzywała. Poszliśmy do Straży Ochrony Lotniska, pouczyli mnie, żebym najlepiej wezwał policję. Zrobiłem to. Badanie z alkomatu niczego nie wykazało – wyjaśnił pasażer, który na potwierdzenie swoich słów ma notatkę policyjną.

Ryanair tłumaczy, iż nie toleruje agresywnych pasażerów


Dziennikarze "Gazety Wyborczej" skontaktowali się z Ryanairem w celu uzyskania komentarza do tej sprawy. – Podczas wejścia na pokład agenci poprosili pasażerów o umieszczenie dziesięciokilogramowego bagażu podręcznego w sortowniku bagażu, jednak pasażerowie odmówili i stali się agresywni wobec personelu bramki. Dlatego agenci odmówili im wejścia na pokład – opisała tę sytuację Alicja Wójcik-Gołębiowska z Ryanaira.

Jej relacja zdecydowanie różni się od tej przedstawionej przez pasażera. Mężczyzna ostatecznie do Alicante poleciał z Wrocławia, ale kosztowało go to ponad 3 tys. zł (nowe bilety i taksówka na lotnisko). o ile będzie chciał odzyskać pieniądze, może ubiegać się o odszkodowanie od Ryanaira. Działają tu takie same zasady jak w przypadku overbookingu, o ile wina nie leżała po stronie pasażera. jeżeli przewoźnik go nie wypłaci, sprawa może, choć nie musi, trafić do sądu.

Idź do oryginalnego materiału