Słowo to nie to samo co słowa. O nich tu nie mówimy. Słowo – znak to sprawa bardzo poważna. Jest więc podstawą wszelkiej filozofii, a jeżeli tak – to i antropologii, przede wszystkim zaś różnych religijnych systemów. Jest tak ważne, iż bywa przyczyną wojen i rewolucji. Słowo przeciwko Słowu… Jednak bywa także istotą różnych herezji i leży u źródeł szeregu nieprawidłowych poglądów.
Odpowiednio interpretowane oznacza to samo co Prawda; a pisane małą literą – opis rzeczywistości, jej rozeznanie i adekwatne wnioskowanie. I nic ponadto. Wszystko przekraczające ów zakres należy do złowróżbnego świata gnozy. Tej wielkiej, ale zgubnej herezji, która przez całe wieki wykoślawia nasz los, stając się przyczyną dużej ilości nieszczęść. Tak przejawia się działanie zła. O co więc chodzi? Głównie o nadawanie słowu magicznego znaczenia, a więc mocy, którą ono ujawnia przed wtajemniczonymi. Bo tylko oni mają wiedzę, a w ślad za nią władzę i panowanie.
Te uogólnienia sprowadźmy teraz na przysłowiową ziemię. Tak więc w toku prawidłowego rozumienia spraw, słowo opisuje, porządkuje, definiuje i umiejscawia. Jednym słowem analizuje rzeczywistość. Bada ją i odkrywa prawdę, aż po tę najwyższą. Tę ostateczną. Ale słowo jako narzędzie poznania, a przede wszystkim komunikacji, samo od siebie nic nie ustanawia, nie tworzy, nie zamyka, ale i nie otwiera. Gnostyccy mistycy myślą inaczej. Oni dzięki swojemu „Słowu” próbują świat zaczarować, ale i odczarować, tworząc urojoną rzeczywistość. Są zatem nie tylko interpretatorami, ale aż choćby Budowniczymi. Człowiek jest więc twórcą i jednocześnie niszczycielem. Te przeświadczenia do chrześcijaństwa przenikały w postaci błędów antropocentryzmu. I to może być rzeczywistą przyczyną uwiądu rzymskiego katolicyzmu? O tym już szereg razy wspominaliśmy przy wielu licznych okazjach.
Tak błędnie rozumiane znaczenie słowa przenika poprzez filozofię, aż do teologii; stając się samym jądrem wielu nieprawidłowych systemów. Poprzez socjalizm, aż po liberalizm. Nie pomija również wielu konserwatywno-prawicowych koncepcji. Tkwi także w narodowych doktrynach. We wszystkich tych naukach, roszczących sobie prawa do prawd ostatecznych, do Prawdy (nie jej skromnego opisu), wreszcie przez to do zbawczej wiedzy. A przez to do budowania „nowych idyllicznych społeczeństw”. I różnych tego typu proklamacji…
Ten typ cywilizacji reprezentując całą współczesną kulturę Zachodu znajduje też swoje praktyczne odbicie, także na niższym, niż doktrynalnym poziomie. Jest np. obecne we wszelkiego rodzaju twórczości, w tym też związanej z kulturą słowa. U piszących, ale i u czytelników spotykamy bowiem jakąś zabobonną wiarę w to co jest podane w napisanej formie. Stąd wynika wielkie znaczenie gazetowych i internetowych treści. To co jest wydrukowane, traktowane jest jako coś „do wierzenia”. Stąd też wypływa mocno przesadne mniemanie o rzeczywiście twórczej mocy takiego słowa. I przy jej sposobności o kapłańskiej naturze publicystyki, czy choćby informacyjnego dziennikarstwa. Mówi się więc o misji mediów itp. Nic bardziej zgubnego. Świat jest bowiem taki jaki faktycznie jest, a wszystko ponadto w istocie nie ma większego znaczenia.
Antoni Koniuszewski
fot. public domain
Myśl Polska, nr 17-18 (23-30.04.2023)