Podczas spotkania Deng Xiaopinga z amerykańskim prezydentem Carterem, ten drugi skarżył się na kłopoty związane z rządzeniem Ameryką. Deng owe utyskiwania skwitował następującą uwagą: „spróbowałby Pan rządzić Chinami!”.
Z kolei Konfucjusz pouczał, iż tam gdzie jest choćby tylko dwóch ludzi, tam występuje hierarchia. Chyba, iż – dodał – w grę wchodzi przyjaźń, która znosi tę uniwersalną oraz żelazną zasadę. Różne są zapatrywania na pochodzenie władzy politycznej. Niektórzy starają się wywodzić ją ze stosunków rodzinnych, np. panowania ojca rodziny. Inni kładą nacisk na jej ewolucyjną naturę, gdyż jakoby w ciągu dziejów w każdej epoce jest czymś trochę innym, niż poprzednio. Różne szkoły powiadają z kolei o tym, iż jest ona konieczna do realizowania tak zwanego dobra wspólnego.
Ale są i tacy – choćby liczni – którzy podkreślają jej antagonistyczny charakter i aspekty przymusu, co ma służyć nielicznym w celu ujarzmienia wielu. Snując te domysły, można zawyrokować, iż wszystkie wzmiankowane teorie zawierają cząstkową prawdę, gdyż władza ma janusowe oblicze. Skomplikowana to materia. Wszystkie te doktryny – mimo duchowych, a choćby fundamentalnych sprzeczności mają jednak bardzo istotną wspólną cechę: jest nią, w każdym przypadku, jakiegoś rodzaju utylitaryzm. Władza zatem musi mieć swój cel i czemuś służy. I to też jest prawda, albowiem w innym przypadku byłaby zaledwie rodzajem teatru na wielkiej scenie naszych dziejów i chyba aż choćby pewną groteską? A tak przecież nie jest! Możemy również zwrócić się w stronę nihilizmu i orzec, iż władza po prostu jest, bo jest. Taki antropocentryzm posunięty do skrajności.
Z kolei patrząc na te sprawy z punktu widzenia bliskich nihilizmowi anarchistów należałoby ocenić, iż jest ona samą istotą zła wcielonego. Jakbyśmy upadli w pułapkę dzielenia włosa na cztery części, czyli zbytniego przeintelektualizowania, wtedy okazałby się, iż zbliżając się w ten sposób do ustalenia prawdy, weszlibyśmy do labiryntu roztrząsań i dywagacji, które do niczego wartościowego w końcu nie doprowadzą. Jak więc jest?
Wszystkie te kontrowersje można sprowadzić do spostrzeżenia, iż te spekulacje oderwano od pojęć chrześcijańskiego nauczenia, dotyczącego wszystkiego co pod słońcem, a więc odnoszące się również do zrozumienia istoty ziemskiej władzy politycznej. Skoro tak się stało, ludzie zaczęli poruszać się, jak we mgle. Pomieszano im języki i zatracili rozum. Jeszcze jeden dowód na cywilizacyjny upadek!
Władza tymczasem ma ponadnaturalne pochodzenie. Została człowiekowi wszczepiona, by na ziemi zaprowadzić ład i pokój. Nie ma rzeczy ważniejszej niż porządek różnych spraw. Może się – co oczywiste – wynaturzać, przebierać choćby złowieszczy charakter, ale choćby taka zdeprawowana władza jest o wiele lepsze niż najdoskonalszy bezrząd! Wszystkie stare kultury zawsze o tym wiedziały i to w sumie na różny sposoby głosiły. Również Konfucjusz nie pisze o niczym innym. Idąc krok dalej musimy uznać, iż skoro tak: oznacza to sakralizację władzy. Dopiero wówczas staje się ona prawowita. Doznając uświęcenia przez przepisane rytuały, a te zostały w naszym świecie zagubione. Żaden świecki władca – prezydent, czy premier – nie jest już namaszczony, stając się przez to adekwatnie buntownikiem i uzurpatorem. Czego możemy się więc spodziewać?
Antoni Koniuszewski
Myśl Polska, nr 11-12 (12-19.03.2023)