Koniec świętej krowy. Pytania o Kaczyńskiego przestają być tabu

8 godzin temu
Zdjęcie: Kaczyński


Dat sugerowanego zakończenia prezesury Jarosława Kaczyńskiego w PiS było już wiele. Co kilka lat wraca pytanie, czy to już ten moment, czy jeszcze nie. Dziś jednak wątpliwości nie formułują wyłącznie przeciwnicy Prawa i Sprawiedliwości ani publicyści zmęczeni dominacją jednej postaci w polskiej polityce. Coraz częściej słychać je także wśród sympatyków i wyborców PiS. A choćby w mediach, które przez lata uchodziły za życzliwe prezesowi.

Jeśli uznać demonstracje marca 1968 r. za inicjację polityczną Jarosława Kaczyńskiego, to czynnie zajmuje się on polityką od niemal 58 lat. jeżeli za punkt wyjścia przyjąć współpracę z podziemnym KSS KOR, w przyszłym roku minie 50 lat jego obecności w życiu publicznym. A jeżeli liczyć wyłącznie staż parlamentarny – senatorski i poselski – to niemal 37 lat zasiadania w Sejmie i Senacie. W polskiej polityce nie ma drugiej takiej biografii.

Ten imponujący staż długo był dla PiS źródłem dumy i argumentem rozstrzygającym wszelkie spory. Kaczyński jako polityk „najbardziej doświadczony”, „najlepiej rozumiejący państwo”, „wiedzący, jak wygrywać wybory”. Ale długowieczność władzy ma też swoją ciemną stronę. Z czasem doświadczenie może przerodzić się w rutynę, a autorytet – w niepodważalność, która blokuje zmianę.

Dziś pytanie o przyszłość prezesa pada już nie tylko na opozycyjnych łamach. Zadaje je również Piotr Semka na łamach „Do Rzeczy”, tygodnika związanego z PiS i jego intelektualnym zapleczem. To sygnał istotny. jeżeli choćby publicysta konsekwentnie broniący linii partii zaczyna zastanawiać się, czy Jarosław Kaczyński nie powinien przygotować scenariusza sukcesji, oznacza to, iż temat przestał być tabu. W środowisku PiS pękła bariera, która dotąd skutecznie chroniła prezesa przed jakąkolwiek refleksją o „czasie po nim”.

„Bez Kaczyńskiego tej partii by nie było” – to zdanie wciąż powtarzają działacze i wyborcy PiS. I trudno z nim polemizować. Ale coraz częściej pojawia się dopowiedzenie: „pytanie, czy dziś bez niego nie byłoby jej łatwiej”. To już nie jest język buntu ani zdrady. To język wątpliwości. A w polityce wątpliwości bywają bardziej niebezpieczne niż otwarty sprzeciw.

Jarosław Kaczyński ma 76 lat. Jego zwolennicy chętnie zauważają, iż Donald Trump ma 79 i wciąż pozostaje aktywnym politykiem. Tyle iż Trump funkcjonuje w systemie, który regularnie go weryfikuje – w prawyborach, w wyborach powszechnych, w starciu z rywalami. Kaczyński od lat nie podlega żadnej realnej weryfikacji wewnątrzpartyjnej. Jego pozycja w PiS jest absolutna, a mechanizm przekazania władzy – niejasny lub wręcz nieistniejący.

Po przegranych wyborach parlamentarnych argument o politycznej nieomylności prezesa wyraźnie osłabł. „Może to już nie jest ten sam instynkt, który kiedyś dawał zwycięstwa” – słychać choćby wśród lojalnych wyborców. Chodzi nie tylko o wynik wyborczy, ale o styl polityki: nieustanną konfrontację, retorykę oblężonej twierdzy, koncentrację na twardym elektoracie kosztem centrum.

„Nie chodzi o to, żeby prezesa wyrzucać na emeryturę” – mówi jeden z sympatyków PiS w rozmowach kuluarowych. „Chodzi o to, żeby dopuścił do głosu młodszych i przestał wszystko trzymać w jednym ręku”. To głos zmęczenia, nie rewolty. Ale zmęczenie bywa początkiem odpływu.

Odpowiedź na pytanie, czy Jarosław Kaczyński jest dziś dla PiS skarbem czy obciążeniem, pozostaje niejednoznaczna. Wciąż jest symbolem partii i jej ideowym spoiwem. Jednocześnie coraz częściej jawi się jako hamulec zmiany, bez której PiS może mieć problem z powrotem do władzy.

Być może najpoważniejszy problem nie poleży w tym, jak długo Kaczyński jeszcze będzie prezesem. Najpoważniejszy problem polega na tym, iż choćby jego zwolennicy zaczynają pytać, co będzie potem. A partia, która nie potrafi odpowiedzieć na pytanie o własną przyszłość, zaczyna żyć wyłącznie przeszłością – choćby jeżeli była ona pasmem sukcesów.

Idź do oryginalnego materiału