Koniec mitu nieomylnego ministra. Ziobro i jego wojna z rzeczywistością

3 tygodni temu
Zdjęcie: Ziobro


Zbigniew Ziobro po raz kolejny próbuje narzucić opinii publicznej opowieść, w której jest nie tyle politykiem odpowiadającym za decyzje podjęte w trakcie swoich rządów, ile ofiarą „systemu”, „układu” i „politycznej zemsty”. Tym razem jednak skala oskarżeń, jakie stawia mu prokuratura, a także jego sposób reakcji – ucieczka na Węgry połączona z agresywną narracją o „areszcie politycznym” – każą postawić pytania, czy nie mamy do czynienia z desperacką próbą uprzedzenia faktów.

Na platformie X były minister sprawiedliwości opublikował wpis: „Oskarżam Donalda Tuska o próbę bezprawnego pozbawienia mnie wolności – o sądową ustawkę!”. Dalej rozwinął zarzuty, twierdząc, iż po uchyleniu mu immunitetu „decyzję o areszcie miał podjąć ustawiony ‘dyżurny’ sędzia Malinowski – wyjątkowo upolityczniony aktywista nadzwyczajnej kasty”. Według Ziobry całość miała być „ukartowana” przez „Tuska z Żurkiem”.

Problem polega na tym, iż Ziobro nie odnosi się do meritum. Prokuratura chce postawić mu 26 zarzutów, w tym kierowania zorganizowaną grupą przestępczą w resorcie sprawiedliwości i nadużycia środków publicznych z Funduszu Sprawiedliwości w wysokości ponad 150 mln zł. To jeden z najpoważniejszych kryzysów prawnych, jakie dotknęły osobę zarządzającą polskim wymiarem sprawiedliwości w ostatnich dekadach. I właśnie dlatego powinniśmy oczekiwać od Ziobry nie emocjonalnych wpisów, ale precyzyjnych, merytorycznych wyjaśnień.

Ziobro od początku próbował budować wrażenie, iż wyjazd na Węgry miał charakter prywatny, a decyzja o pozostaniu za granicą była podyktowana „informacjami o natychmiastowym zatrzymaniu po wylądowaniu”. Równolegle powoływał się na polityków PiS, którzy wzmacniali tezy o „ustawionym sędzim”. Poseł Sebastian Kaleta mówił w TVN24: „Był rozgrzany sędzia gotowy do aresztu w Warszawie. Znamy jego nazwisko. Łukasz Malinowski (…) zawsze za Tuskiem”.

Takie argumenty stanowią klasyczny element politycznej taktyki odwracania odpowiedzialności. Zanim opinia publiczna zdąży zapoznać się z materiałem dowodowym – który, przypomnijmy, dotyczy wielomilionowego funduszu podlegającego dawniej ministrowi – wywołuje się wrażenie, iż cała procedura ma charakter „polowania na czarownice”. Nie jest to nowe. Ziobro korzysta z narzędzi, które sam współtworzył, podkopując zaufanie do instytucji państwa przez lata własnych rządów.

W swoim wpisie były minister pisze: „Wcześniej, gwałcąc ustawy, wyrzucili niezależnych prezesów sądów, usunęli ‘niepasujących’ im sędziów z wydziałów karnych (…) a żeby mieć stuprocentową pewność, skasowali też losowy przydział spraw”. To paradoks, który trudno przeoczyć: człowiek odpowiedzialny za najbardziej kontrowersyjne zmiany w wymiarze sprawiedliwości po 1989 roku – zmiany wielokrotnie kwestionowane przez Trybunał Sprawiedliwości UE – dziś oskarża innych o działania, które sam promował.

Jeżeli ziobryzm pozostawił po sobie trwałą spuściznę, jest nią nie tyle reforma wymiaru sprawiedliwości, ile zniszczenie społecznego zaufania do instytucji. Ziobro, przedstawiając się jako ofiara „nadzwyczajnej kasty”, de facto powtarza mechanizm, którym przez osiem lat legitymizował przejmowanie kontroli nad sądami i prokuraturą. Tym samym podważa zaufanie do państwa, które ma go dziś osądzić.

Narracja Ziobry zamyka się w logice oblężonej twierdzy: „Żurek spełnił obietnicę – mogą już dowolnie ustawiać swoich ‘zaufanych’ sędziów. I każdego zamknąć na jeden telefon”. Tyle tylko, iż to opowieść bez pokrycia w faktach. A jej celem jest raczej mobilizacja politycznego elektoratu niż realna obrona przed zarzutami.

W demokratycznym państwie prawa odpowiedzialność polityczna wiąże się z odpowiedzialnością karną, jeżeli istnieją ku temu przesłanki. Tłumaczenie się jedynie spiskiem przeciwników politycznych jest strategią wyczerpaną – zwłaszcza w sytuacji, w której stawką są publiczne pieniądze i zaufanie do instytucji państwa.

Ziobro wielokrotnie powtarzał, iż „nikogo nie boi się tak jak Tuska”. Tymczasem dzisiejsza sytuacja pokazuje coś zupełnie innego: strach przed wymiarem sprawiedliwości, który zaczyna działać w normalnym trybie. o ile były minister uważa, iż jest niewinny – powinien stanąć przed sądem. Wszyscy inni obywatele muszą.

A państwo, jeżeli ma być poważne, nie może pozwolić, by ci, którzy przez lata mieli pełnię władzy nad wymiarem sprawiedliwości, dziś uciekali przed odpowiedzialnością, zasłaniając się własnymi mitami o prześladowaniach.

Idź do oryginalnego materiału