Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Orlenu przegłosowało we wtorek uchwałę, która może na dobre zburzyć wizerunek Daniela Obajtka jako cudownego dziecka PiS-u. Były prezes paliwowego giganta ma się teraz zmierzyć nie z opozycją, nie z dziennikarzami, ale z własną przeszłością – i to w sądzie. Spółka została bowiem formalnie upoważniona do dochodzenia roszczeń wobec swojego byłego szefa.
Decyzja zapadła większością głosów, z poparciem Skarbu Państwa – czyli w praktyce rządu. To symboliczne odwrócenie sytuacji: przez sześć lat (od lutego 2018 do lutego 2024 roku) Daniel Obajtek był jednym z filarów pisowskiej gospodarki, ulubieńcem Jarosława Kaczyńskiego i twarzą sukcesu „narodowego koncernu multienergetycznego”. Dziś ten sam koncern zarzuca mu działania na szkodę spółki.
„Część decyzji podejmowanych w czasie kierowania Orlenem mogła narazić koncern na realne straty finansowe” – stwierdzili przedstawiciele obecnego zarządu. To oskarżenie, które brzmi jak wyrok na mit sprawnego menedżera z Pcimia.
Lista zastrzeżeń wobec byłego prezesa jest długa i – jak na standardy państwowej spółki – kompromitująca. Obajtka obarcza się winą za „wykorzystywanie środków Orlenu na cele prywatne”, brak nadzoru nad polityką cen paliw w drugiej połowie 2023 roku, a także za decyzje, które „skutkowały bezzasadnym i sprzecznym z interesem spółki zaniżaniem cen hurtowych”. W praktyce chodzi o ten moment kampanii wyborczej, gdy ceny benzyny w Polsce spadły nagle do poziomu niemal baśniowego – tuż przed wyborami parlamentarnymi. Kierowcy byli zachwyceni, wyborcy wdzięczni, ale rafineria liczyła straty. Dziś Orlen przyznaje, iż decyzje mogły być motywowane politycznie, nie ekonomicznie.
Szczególne emocje budzi też wątek Orlen Trading Switzerland – spółki-córki, przez którą miały przepływać ogromne środki z centrali. Obecny zarząd twierdzi, iż wydatki były „nienależyte” i iż część z nich może być już nie do odzyskania. Trudno o bardziej symboliczny obraz zarządzania w stylu Obajtka: hojność wobec swoich, brak kontroli, a potem cisza. Kiedyś reklamowano to jako „skuteczność”, dziś wygląda jak lekkomyślność podszyta arogancją.
Uchwała NWZ dotyczy również lat, za które Obajtek otrzymał wcześniej absolutorium. W praktyce oznacza to, iż choćby formalne przyzwolenie rady nadzorczej nie ochroni go przed odpowiedzialnością. Jak podkreślono w komunikacie, możliwe jest „uchylenie absolutorium w sytuacji, gdy walne zgromadzenie nie zostało wcześniej należycie poinformowane o skutkach podejmowanych decyzji”. To jak cofnięcie w czasie – i przypomnienie, iż władza bez kontroli nie jest zarządzaniem, ale samowolą.
Jakby tego było mało, początek października przyniósł kolejne upokorzenie: Parlament Europejski uchylił immunitet europosłowi Danielowi Obajtkowi. To efekt wniosku polskiej prokuratury, która zarzuca mu niedopełnienie obowiązków i przekroczenie uprawnień podczas kierowania Orlenem. Według śledczych chodzi m.in. o zawarcie dwóch umów na usługi detektywistyczne z firmą, która wcześniej zajmowała się jego prywatną ochroną. Innymi słowy – publiczne pieniądze miały służyć prywatnemu bezpieczeństwu.
Obajtek zareagował w swoim stylu: z agresją i tonem ofiary. „Parlament Europejski ułatwia ekipie Tuska prowadzenie wobec mnie dalszych represji politycznych” – napisał, dodając, iż „nie zamierza się poddać”. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż to echo tej samej retoryki, która przez lata chroniła go przed odpowiedzialnością. Tyle iż dziś polityczna osłona już nie działa.
Historia Daniela Obajtka to opowieść o spektakularnym awansie i równie spektakularnym upadku. Z wójta Pcimia – na szczyty największego koncernu w Europie Środkowej. Ale to także historia o tym, jak łatwo można pomylić lojalność wobec partii z kompetencją, a marketingową pompę z realnym zarządzaniem.
Dziś, gdy kolejne komisje i zarządy zaglądają w dokumenty po byłym prezesie, z blasku „człowieka sukcesu” zostaje tylko cień politycznego wykonawcy poleceń. Orlen – przez lata przedstawiany jako „narodowa perła gospodarki” – będzie się teraz tłumaczyć nie z błędów rynkowych, ale z decyzji podejmowanych z myślą o wyborczych słupkach.
Jak napisał kiedyś klasyk polskiej publicystyki: „Każda władza, która przestaje się bać, zaczyna się psuć.” W przypadku Obajtka – psucie zaczęło się od poczucia bezkarności.

11 godzin temu












