Koniec miesiąca miodowego Kamali Harris. Donald Trump pokazuje mapę

1 tydzień temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Quinn Glabicki


Ani w jednym, ani w drugim sztabie nie jest za różowo. Entuzjazm wobec Kamali Harris przybladł, pojawiły się pierwsze problemy wizerunkowe. Z kolei Donald Trump nie ma środków na walkę o wszystkie najważniejsze stany. Do wyborów prezydenckich w USA zostało 57 dni. Na wtorkową pigułkę wiedzy o stanie kampanii zapraszają autorzy podcastu "Co to będzie" - Marta Nowak i Miłosz Wiatrowski-Bujacz.
Miesiąc miodowy Kamali Harris dobiegł końca. Po sześciu tygodniach od wymiany kandydatów przez Partię Demokratyczną pył zaczyna opadać, a sondaże się stabilizują. Dobra wiadomość dla Harris jest taka, iż jej notowania są o niebo lepsze niż poparcie dla Bidena z przełomu czerwca i lipca. Zła wiadomość - paliwo entuzjazmu i świeżości zaczęło się wypalać. Wbrew oczekiwaniom wielka sierpniowa konwencja prezydencka (więcej o niej przeczytacie w tym tekście) nie przyniosła Kamali kolejnego zastrzyku poparcia. Na dwa miesiące przed wyborami przewaga Harris nad Trumpem w kluczowych dla wyniku wyborów stanach mieści się w granicach błędu statystycznego. jeżeli nic się zmieni, to o tym, kto zostanie prezydentem, ponownie zdecyduje kilkadziesiąt tysięcy wyborców w Pensylwanii, Michigan, Georgii i Karolinie Północnej.


REKLAMA


Zobacz wideo Co to będzie w Ameryce? Tajemnice skarbca Trumpa


Dlaczego dla Harris skończyły się złote czasy? Mamy dwie hipotezy.
Po pierwsze: widmo Bidena krąży nad kampanią Kamali. Harris odziedziczyła sztab wyborczy Bidena i zachowała ogromną część pracujących dla niego sztabowców. A ci najwyraźniej dalej wierzą, iż wyborcy są zadowoleni z dokonań Białego Domu w ostatnich latach i iż adekwatnie jedyną przyczyną złych sondaży Bidena był jego podeszły wiek. A zatem - skoro jest już nowa, znacznie młodsza kandydatka - to urzędujący prezydent wciąż może mieć wiele do zaoferowania na kampanijnym szlaku. Sierpniowa wielka konwencja demokratów była pełna laudacji, podziękowań i zachwytów nad Bidenem, jego wybitną prezydenturą i heroiczną decyzją o rezygnacji ze startu. Z perspektywy oczekiwań wyborców to mógł być błąd.
Amerykanie domagają się nowego otwarcia... Z najnowszego badania opinii publicznej przeprowadzonego na zamówienie New York Timesa przez Siena College, chyba najbardziej prestiżową amerykańską sondażownię, wyłania się zupełnie inny obraz. Aż 95 proc. ankietowanych oczekuje od nowej administracji nowego otwarcia - 63 proc. chce, by zdecydowanie odciąć się od dziedzictwa Bidena, a 32 proc. ma nadzieję na nieznaczne zmiany. To problem dla Kamali, bo - jak wynika z tego samego sondażu - większość wyborców przewiduje, iż jej prezydentura będzie stanowić kontynuację obecnej. Dla porównania - Trump dla ponad połowy ankietowanych stanowi obietnicę radykalnej zmiany.
… i chcą lepiej poznać Kamalę. Wątpliwości co do tego, iż Harris oferuje nowe otwarcie, wynikają po części z tego, iż wielu wyborców i wyborczyń uważa, iż wie za mało o jej planach i wizji rządzenia. Według sondażu Siena College aż jedna trzecia ankietowanych chciałaby "wiedzieć więcej" o urzędującej wiceprezydentce. Co szczególnie istotne, ta potrzeba jest wyrażana najsilniej przez grupy, które w większości wspierają demokratów - czyli ludzi młodych i należących do mniejszości etnicznych.
Po drugie: liberalne media budują opowieść o "lawirującej" Kamali. Najważniejsze media informacyjne - New York Times, Washington Post, CNN czy portal Politico - uznały rzekomą tajemniczość Kamali za temat, który dobrze się sprzedaje. Na każdym kroku podkreślają, iż Harris unika wywiadów i konferencji prasowych, a jej kampania jest oparta niemal wyłącznie na "pozytywnych wibracjach", a nie na konkretnej wizji państwa. Ale - i to jest druga strona medalu - kiedy dziennikarze już mają okazję rozmawiać z Kamalą, wiele pytań sprowadza się do tego, żeby skomentowała coś, co powiedział Trump.


Przykład? Proszę bardzo. Kiedy Trump rzucił kuriozalne oskarżenie, iż Harris dopiero od niedawna zaczęła publicznie identyfikować się jako czarna kobieta dla celów politycznych, demokratka została poproszona o skomentowanie tej wypowiedzi w wywiadzie dla telewizji CNN. Odpowiedziała, iż to typowa zagrywka jej kontrkandydata, iż nie warto w ogóle o tym mówić, i poprosiła o następne pytanie. W mediach natychmiast pojawiły się nagłówki, iż Harris "wykręca się od udzielenia odpowiedzi na temat swojej tożsamości".


W jakimś sensie trudno się dziwić, iż Harris ma chłodne podejście do mediów. Ludzie, którzy chcą lepiej zrozumieć, kim jest Kamala, nie dowiedzą się niczego wartościowego z odpowiedzi na pytania z cyklu "a Trump powiedział…". Rzecz w tym, iż potem wyborcy czytają nagłówki o tym, iż Harris lawiruje i unika konfrontacji z dziennikarzami. A to z kolei niewątpliwie przyczynia się do poczucia, iż Kamala mało mówi o swoich poglądach - choć jej obietnice są znacznie spójniejsze niż propozycje Trumpa.
Cytat tygodnia


W 248-letniej historii naszego narodu nigdy nie było człowieka groźniejszego dla naszej republiki niż Donald Trump. Próbował ukraść ostatnie wybory, chciał przy pomocy kłamstw i przemocy utrzymać się przy władzy, kiedy wyborcy go odrzucili. Nie można mu ponownie powierzyć władzy. Jako obywatele mamy obowiązek przedkładać interes kraju nad interes partii i bronić Konstytucji. Dlatego ja oddam głos na wiceprezydent Kamalę Harris.


Kto to powiedział? Nie żaden Barack Obama, nie żadna Hillary Clinton, tylko pewien potężny republikanin. Dick Cheney - przez osiem lat wiceprezydent George’a W. Busha - oficjalnie poparł Kamalę Harris. Dlaczego w Stanach się o tym mówi? Bo Cheney to najważniejszy jak do tej pory republikański polityk, który dołączył do chóru głosów przeciwko Trumpowi. Republikanie z przekazem w stylu "dobro kraju ważniejsze niż dobro partii" występowali już na sierpniowej konwencji demokratów. A na amerykańskiej prawicy słychać, iż znaczna część tych, którzy się nie wychylają, też ucieszyłaby się z przegranej Trumpa - i to z powodów mniej wzniosłych niż Konstytucja i Republika. Ponoć wielu nie podoba się zdanie ich kandydata na tematy takie jak gospodarka (za mało wolnorynkowy) czy aborcja (za łagodny).
A skoro już o republikanach, to uwaga, ważna mapka:


Mapa wyborcza według sztabu Trumpa 270towin.com


Jak to czytać? Czerwone stany to te, w których sztab Trumpa liczy na zwycięstwo. W niebieskich dopuszcza wygraną Harris. Innymi słowy: patrzymy na (geo)graficzne przedstawienie strategii wyborczej Trumpa.
Skąd to wiemy? Z tego, gdzie republikanie pompują pieniądze. Spośród "wahadłowych" czy "obrotowych" stanów (czyli tych, o które najbardziej trzeba walczyć, bo wyborcy głosują tam raz tak, a raz inaczej) Trump przeznacza tyle co Kamala tylko na Pensylwanię i Georgię. Przy innych - Nevadzie, Wisconsin, Arizonie, Michigan… - dysproporcje finansowe są bardzo wyraźne.
Czy to dobry plan? Dobry, niedobry, ale na pewno ryzykowny. Trump musi obrać jakąś strategię w obliczu tego, iż ma na kampanię po prostu mniej pieniędzy niż Harris. Ale według takiego scenariusza wygrałby wybory tylko dwoma głosami elektorskimi (270 vs. 268). To ekstremalnie wąski margines. o ile Trump przegra choćby w jednym stanie, w którym według założeń ma odnieść sukces, to do Białego Domu nie wróci.


JD Vance tygodnia


Nie podoba mi się to. Nie podoba mi się, iż muszę to przyznać. Ale tak to w życiu bywa: jeżeli jesteś wariatem i chcesz, żeby było o tobie głośno, to rozumiesz, iż szkoły są dobrym celem.


Kontekst: W środę 4 września w liceum w Georgii miała miejsce strzelanina. Według dotychczasowych ustaleń sprawcą był czternastoletni uczeń. Przyniósł do szkoły karabin półautomatyczny i zabił cztery osoby - dwóch swoich rówieśników, nauczycielkę i nauczyciela. JD Vance, kandydat na wiceprezydenta Trumpa, odniósł się do tej tragedii na wiecu wyborczym. Powiedział, iż trzeba lepiej zabezpieczać szkoły przed "wariatami" - i w tej samej wypowiedzi skrytykował Kamalę Harris za to, iż chce wprowadzić ograniczenia w dostępie do broni palnej. Bo przecież nie ma powodu, prawda?


Reakcja: W kontekście tragicznej śmierci czterech osób słowa Vance’a o tym, iż "tak to w życiu bywa" ("it’s a fact of life") odbiły się w Stanach szerokim echem. Tim Walz - kandydat na wiceprezydenta Harris, orędownik ograniczenia dostępu do broni palnej, a poza tym wieloletni nauczyciel - odniósł się do tego tak:


Czym ci ludzie się zajmują? Opowieściami, iż jak dziecko przeczyta książeczkę o zakochanych panach pingwinach, to niby samo zostanie gejem. To tym według nich mamy się martwić. Tak to w życiu bywa: niektóre osoby nie są hetero. A wiecie, jak nie musi być w życiu? Że ktoś zastrzeli nasze dziecko w szkole. To nie jest naturalna kolej rzeczy. [...] Ci ludzie zakazują książek, ale nie przeszkadza im, iż w szkołach jest broń, której używa się na wojnie. A tak nie musi być. W innych państwach to tak nie wygląda.


Sondaż, o którym się mówi
To z kolei zimny prysznic dla fanów Kamali. Sondaż Siena College dla New York Timesa to pierwsze od dawna badanie, w którym Harris przegrywa z Trumpem. Co prawda tylko o jeden punkt procentowy (47 vs. 48 proc.). Ale to sugeruje, iż poparcie dla Trumpa jest bardzo stabilne i trudno odebrać mu wyborców.


Nie da się przepowiadać przyszłości na podstawie jednego sondażu. Czekamy na to, czy kolejne potwierdzą taki trend, na pewno wpłynie też na nie środowa debata prezydencka. jeżeli chodzi o ostatnią średnią sondażową, to przez cały czas prowadzi Harris - 48,3 do 45,9 proc. (źródło: Vote Hub).
No właśnie. Czekamy na debatę
Po wielkich korowodach i ustaleniach wszystko już jasne. O trzeciej w nocy z wtorku na środę polskiego czasu w telewizji ABC News odbędzie się pierwsza debata Harris vs. Trump. Trumpowi tym razem będzie znacznie trudniej niż w czerwcu, kiedy debatował z Bidenem. Ale Harris czuje chyba choćby większą presję. I tu wracamy do wątku, od którego zaczęliśmy.


Ogromna szansa i duże wyzwanie. Kamala podczas debaty będzie miała okazję pokazać wyborcom i wyborczyniom, iż ma jasną wizję rządzenia i konkretne obietnice. Dostanie też możliwość bezpośredniego przekonania widzów, iż jej propozycje są lepszą receptą na problemy Amerykanów niż meandrujące monologi Trumpa. Ale jednocześnie będzie musiała określić swoją pozycję vis-à-vis prezydentury Bidena. A to dla urzędującej wiceprezydentki trudna kwestia. Niewątpliwie czuje pokusę przekonywania wyborców, iż polityka Białego Domu w ostatnich czterech latach była dobra dla Amerykanów. Ale, jak pokazują sondaże, to niezwykle ryzykowna strategia. To, czy Harris zdecyduje się podkreślić swoją odrębność od Bidena - i w jaki sposób - to chyba najważniejsze pytanie przed jej debatą z Trumpem.
Więcej już w środę rano. Kiedy cała Polska będzie słodko spać, my obejrzymy debatę w ABC News - a rano opowiemy wam, co się tam wydarzyło, jak kto wypadł, co powiedział i jakie możemy z tego wysnuć wnioski. Zapraszamy na specjalne wydanie "Co to będzie" na żywo - w środę 11 września o 9 rano. Nadajemy na stronie głównej Gazeta.pl i na naszym kanale na YouTube.
Chcesz, żeby nic cię nie ominęło, a nie chce ci się szukać? Dołącz do kanału nadawczego Gazeta.pl "Co to będzie w Ameryce". Znajdziesz tam najważniejsze informacje na temat kampanii wyborczej w USA.
Idź do oryginalnego materiału