Koniec gry pozorów. Kaczyński i Hołownia w jednej drużynie?

6 dni temu
Zdjęcie: Kaczyński


Wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o Szymonie Hołowni, uznająca dotychczasowego marszałka Sejmu za polityka, który „powinien przez cały czas pełnić swoją funkcję”, stanowi przykład sytuacyjnego relatywizmu, charakterystycznego dla obecnej logiki politycznej w Polsce.

Deklaracja ta nie świadczy o rzeczywistej zmianie poglądów lidera Prawa i Sprawiedliwości, ale o chłodnej kalkulacji, która ma zapewnić doraźny zysk w grze o władzę. Hołownia, mimo pozornej niezależności, staje się w tej układance wygodnym narzędziem, a nie samodzielnym podmiotem politycznym.

Jeszcze niedawno Kaczyński zarzucał marszałkowi Sejmu brak kompetencji i oskarżał go o „publicystyczny styl prowadzenia izby”. Obecna zmiana tonu – wynik dwóch rozmów – ujawnia nie spójność ideową, ale instrumentalne podejście do instytucji państwowych. Hołownia przestał być „problemem”, gdy jego wypowiedzi zaczęły pokrywać się z aktualną potrzebą legitymizacji działań obozu byłej władzy. To nie Hołownia okazał się lepszym politykiem – to Kaczyński znalazł w nim użytecznego sojusznika ad hoc.

Niepokoi tu łatwość, z jaką polityczne deklaracje zmieniają kierunek – bez względu na ich konstytucyjne i instytucjonalne konsekwencje. Stawką nie są tu interesy państwa, ale kontrola nad przekazem. Taktyczne pochwały mają zneutralizować konflikt, który mógłby się rozwinąć w szerszy spór o kompetencje Sejmu i legalność działań władzy wykonawczej.

Z kolei Szymon Hołownia, występując jako rzekomy obrońca zasad państwa prawa, nie wykazał w ostatnich miesiącach politycznej odwagi, by jednoznacznie przeciwstawić się naciskom płynącym z obu biegunów sporu. Jego medialna aktywność, nacechowana retoryką środka, maskuje faktyczną pasywność wobec wielu kontrowersyjnych działań. Jako marszałek Sejmu niejednokrotnie reagował z opóźnieniem, unikał jednoznacznych stanowisk i zadowalał się pozorami bezstronności.

Hołownia nie jest przeciwwagą dla Kaczyńskiego, ale funkcjonalnym elementem tej samej logiki pozorowanego sporu. Jego „niezależność” działa wyłącznie w ramach ściśle określonych granic politycznej gry, której nadrzędnym celem pozostaje utrzymanie symetrii – choćby wtedy, gdy wymaga to ignorowania naruszeń prawa.

W tym kontekście racje prokuratury – szczególnie w obliczu intensywnie prowadzonych śledztw dotyczących nadużyć władzy – jawią się jako głos instytucjonalnej racjonalności. Wbrew próbującym zneutralizować jej działania politykom, prokuratura stara się przywrócić adekwatne proporcje między odpowiedzialnością a sprawczością. Zarówno Kaczyński, jak i Hołownia próbują – każdy na swój sposób – kontrolować pole interpretacyjne wokół kluczowych instytucji państwa. Tymczasem to właśnie prokuratura, poddana rygorom formalnym i procedurom, pozostaje jednym z niewielu organów zdolnych do rekonstrukcji reguł demokratycznej odpowiedzialności.

Wbrew twierdzeniom, iż działania śledczych są motywowane politycznie, ich aktywność – szczególnie w przypadkach związanych z nieprawidłowościami przy wydatkowaniu środków publicznych czy nadużywaniu stanowisk – odpowiada społecznemu zapotrzebowaniu na elementarną sprawiedliwość. Tym bardziej, iż opinia publiczna – choćby ta sympatyzująca z dawnym obozem władzy – nie jest już jednolita w ocenach. Coraz więcej obywateli oczekuje nie manifestacji i medialnych zwrotów akcji, ale egzekwowania prawa.

Zaskakujące zbliżenie między Kaczyńskim a Hołownią to kolejny akt politycznego teatru, w którym najważniejsze role obsadzane są według scenariusza bieżących interesów. W tym spektaklu to prokuratura odgrywa rolę reżysera, przypominając, iż fundamenty państwa nie powinny zależeć od sympatii i ukłonów między liderami partii. Ostatecznie to nie wzajemne zaufanie polityków, ale trwałość instytucji decyduje o jakości demokracji.

Idź do oryginalnego materiału