Koniec epoki makiet i pustych obietnic. Rząd Tuska daje armii realne wsparcie

3 tygodni temu

Wystąpienie Donalda Tuska podczas posiedzenia Rady Ministrów to coś więcej niż zwykła deklaracja premiera. To wyraźne odcięcie się od dziedzictwa ośmiu lat rządów PiS, które w obszarze obronności zostawiły po sobie bałagan, polityczne igrzyska i wojsko traktowane jak narzędzie propagandy.

Tusk mówił jasno: „Żołnierz, który otwiera ogień do wroga, który atakuje Polskę, musi mieć pełne prawne bezpieczeństwo”. To zdanie wybrzmiało mocno, bo dotykało fundamentu, którego brakowało za czasów Kaczyńskiego – poczucia, iż państwo stoi za swoim żołnierzem murem, a nie wykorzystuje go do partyjnych gier.

Przypomnijmy sobie, jak wyglądała rzeczywistość w epoce PiS. Nieustanne kłótnie o kompetencje, przepychanki między MON a prezydentem, dymisje kolejnych generałów, których jedyną winą było to, iż nie chcieli być dekoracją w partyjnym teatrze. To właśnie wtedy polski żołnierz częściej niż o bezpieczeństwie granicy musiał myśleć o tym, kto tym razem zostanie kozłem ofiarnym w politycznej awanturze.

Dziś Tusk podkreśla: „Nie możemy w żaden sposób pozwolić nikomu, czy to są media, czy to są politycy, opozycja, czy to jest prezydent, nikomu nie można pozwolić na to, aby doprowadził znowu do sytuacji, w której polski żołnierz zanim podejmie decyzję, będzie się zastanawiał, czy coś mu za to grozi”. Te słowa są odpowiedzią na lata paraliżu decyzyjnego, do którego doprowadziły rządy PiS – paraliżu wynikającego ze strachu, chaosu i obsesyjnej kontroli.

Nieprzypadkowo premier posłużył się metaforą: „Jeśli ktoś napada na nasz dom i my, broniąc tego domu, coś uszkodzimy w tym domu, to nie zmienia to faktu, iż będziemy dalej bronili tego domu, a cała odpowiedzialność spada na napastnika, agresora”. To proste porównanie obnaża hipokryzję PiS. Bo to właśnie politycy Kaczyńskiego przez lata próbowali wmówić społeczeństwu, iż największym zagrożeniem nie są rosyjskie prowokacje czy agresywna polityka Kremla, ale opozycja, Unia Europejska, a choćby sami żołnierze, którzy odważyli się mieć inne zdanie.

Tusk przypomniał także, jak ważne jest, by politycy nie wtrącali się w decyzje dowódców. „Z wielką satysfakcją przyjąłem słowa generałów, jak bardzo ważne było dla nich, iż mają poczucie wsparcia i opieki ze strony państwa, a równocześnie docenili bardzo to, iż ani ja, ani żaden z moich ministrów, żaden urzędnik państwowy nie wtrącali się w proces decyzyjny” – mówił premier. To zdanie brzmi jak gorzka recenzja poprzedniej władzy. Bo któż, jeżeli nie PiS, uczynił z MON prywatny folwark, gdzie o zakupach sprzętu decydowały fanaberie polityków, a nie chłodna analiza ekspertów?

Pamiętamy przecież wielkie konferencje prasowe, na których politycy PiS prezentowali makiety czołgów czy śmigłowców, które nigdy do Polski nie trafiły. Pamiętamy nieskończone zmiany koncepcji – raz kupujemy Caracale, potem jednak nie, raz stawiamy na amerykańskie rozwiązania, raz na koreańskie. Brak spójnej strategii obronnej był normą. Zamiast inwestować w stabilny rozwój armii, PiS wolał inwestować w propagandę.

Dziś rząd Tuska ogłasza krok, na który Marynarka Wojenna czekała od lat – zakup okrętów podwodnych w ramach programu „Orka”. „Bardzo się cieszę, iż podejmujemy uchwałę, która doprowadzi do zakupu okrętów podwodnych, na które tak bardzo czeka Marynarka Wojenna. Oceniamy oferty wysoko. Mamy w czym wybierać” – podkreślił premier. To zapowiedź realnych działań, a nie kolejnych pustych obietnic.

Nie mniej ważne było też jego stwierdzenie: „Mam już dosyć tych tysięcy mądrali, którzy nigdy niczego tak naprawdę nie mieli wspólnego z wojną czy z wojskiem, a każdy ma jakiś pogląd na to, jak ma się wojsko zachować, kiedy strzelać, kto ma kogo sprawdzać i jaki sprzęt należy kupić. To się musi wreszcie skończyć, bo tego wymaga interes narodowy i bezpieczeństwo państwa”. To prosta, ale bolesna konstatacja: polska obronność wymaga profesjonalizmu, a nie amatorszczyzny podszytej polityką.

Rządy PiS pokazały, czym kończy się, gdy politycy przedkładają partyjne interesy nad interes państwa. Rząd Tuska pokazuje, jak można to zmienić – wspierać wojsko, słuchać generałów, inwestować w realne zdolności obronne, a nie w konferencje prasowe.

Polacy zasługują na to, by ich bezpieczeństwo nie było elementem politycznej gry. Tusk daje sygnał, iż ta epoka się kończy.

Idź do oryginalnego materiału