Koniec "bidenowania". Ujawnili jak minuta po minucie gasła kampania prezydenta USA

1 miesiąc temu
Zdjęcie: Joe Biden wycofuje się z wyborów prezydenckie w USA. Tak zapadła decyzja Fot. AA/ABACA/Abaca/East News


Informacja o wycofaniu się Joe Bidena z wyścigu o fotel prezydenta wprawiła w osłupienie Amerykanów, ale i wielu obserwatorów amerykańskiej sceny politycznej. Teraz ujawniono, jak zapadła ta decyzja, a także, co miało na nią wpływ.


W niedzielę 21 lipca w godzinach popołudniowych Joe Biden wydał oficjalne oświadczenie ws. wycofania się z wyborów prezydenckich, które odbędą się już w listopadzie. Jednak ostateczną decyzję w tej sprawie miał podjąć już dobę wcześniej. Do szczegółów wydarzeń z soboty 20 lipca dotarł "Time".

Joe Biden poszedł na plażę. U jego boku byli najbardziej zaufani współpracownicy


Joe Biden przechodzi rekonwalescencję po tym, jak kilka dni temu zaraził się koronawirusem. Zdrowie odzyskuje w swoim domu w Rehoboth w stanie Delaware. Posiadłość znajduje się w bagiennej zatoce niedaleko Oceanu Atlantyckiego. To właśnie na tamtejszej plaży Joe Biden poinformował, iż odpuszcza.

Wcześniej taki scenariusz wydawał się bardzo mało prawdopodobny. Choć głosów, iż powinien ustąpić, było coraz więcej, Biden twardo obstawał przy tym, iż to on pokona Donalda Trumpa. choćby amerykanista w rozmowie z naTemat podkreślał, iż rezygnacja Bidena byłaby aktem desperacji. A jednak do tego doszło.

Swoją decyzję Joe Biden przekazał w domu na plaży pod koniec dnia. Świadków tego wydarzenia było niewielu: zastępczyni szefa sztabu Annie Tomasini, rzecznik Kongresu Steve Ricchetti, doradca Mike Donilon, żona Jill Biden i jej doradca Anthony Bernal. To oni jako pierwsi dowiedzieli się, iż wbrew niedawnym zapowiedziom, po 21 lipca prezydent nie wróci do walki o reelekcję.

Joe Biden uległ naciskom? Znaczenie mogło mieć również wystąpienie Trumpa


Tego samego dnia Joe Biden usłyszał raport o kolejnych głosach w partii Demokratycznej, które jasno mówiły, iż powinien ustąpić. Znaczenie mogło mieć również czwartkowe zjednoczenie wokół Donalda Trumpa podczas spotkania Republikanów w Milwaukee.

Jego największy rywal wykorzystał także dwugłos u Demokratów, aby uderzyć w konkurenta. – Oni mają wiele problemów. Po pierwsze, nie wiedzą, kto jest ich kandydatem – mówił Donald Trump w weekend podczas wiecu w Grand Rapids w Michigan. Joe Biden nie mógł pozostać wobec tego wszystkiego obojętnym.

Całą noc trwały prace nad przygotowaniem oświadczenia o rezygnacji Joe Bidena. To pojawiło się na jego profilu w niedzielę po południu i doprowadziło do niemałego trzęsienia ziemi. Chwilę wcześniej prezydent zdążył się jednak skontaktować z najważniejszymi osobami.

To Joe Biden miał powiedzieć Kamali Harris. Została jego kandydatką


Pierwszą osobą, do której w niedzielę zadzwonił Joe Biden, miała być Kamala Harris. W rozmowie z nią powiedział, iż zwalnia dla niej pierwsze miejsce na liście i popiera ją w walce o prezydenturę. Jako kolejna o jego ustąpieniu dowiedziała się Jen O'Malley Dillon, szefowa jego kampanii.

Dillon nieustannie walczyła o pieniądze na jego kampanię. Jeszcze kilka dni wcześniej organizowała zbiórki, przekonywała darczyńców, iż Joe Biden się nie ugnie. A on właśnie ustąpił. Trzecią osobą, z którą prezydent chciał porozmawiać przed wypuszczeniem "bomby" miał być jego przyjaciel i powiernik senator Chris Coons. Ten jednak nie odebrał, bo przemawiał na konferencji w Kolorado.

Dalszy ciąg wydarzeń już znamy. Najpierw na profilu Joe Bidena w serwisie "X" pojawiło się oświadczenie o rezygnacji, a chwilę później wpis o namaszczeniu na swojego następcę Kamali Harris.

Resztę dnia Biden spędził na kolejnych telefonach. Tym razem nawiązując kontakty z liderami związkowców, gubernatorami i ważnymi graczami. To właśnie ich przekonywał, iż Kamala Harris będzie najlepszą kandydatką w wolce o prezydencki fotel. Najpewniej był przekonujący, bo kurek z pieniędzmi na kampanię Demokratów nagle się odkręcił.

Idź do oryginalnego materiału