Konflikt izraelsko-irański – pierwszy tydzień

3 dni temu

Konflikt izraelsko-irański – pierwszy tydzień

W czasie swojej kampanii wyborczej, Trump obiecywał niewszczynanie kolejnych wojen. Uległ jednak głosom syjonistów z Izraela, atakując kolejny niepodległy kraj, gdyż Żydzi nie dawali sobie rady z nim w starciu 1 na 1.

Co już wiemy?

  1. Donald Trump publicznie, a tym samym oficjalnie wyznaczył deadline (ostateczny termin) na podjęcie negocjacji przez Iran – 14 dni. Implicite po tym terminie może nastąpić uderzenie USA na Iran: w okolicach 4 lipca, czyli 249. rocznicy ogłoszenia niepodległości przez Stany Zjednoczone Ameryki. To jedno z największych świąt, tzw. religii obywatelskiej, ang. civil religion w kraju Wuja Sama. Tak przewidywałem jeszcze w sobotę 21 czerwca, aczkolwiek już następnego dnia, czyli w niedzielę wiemy, iż nocą doszło do ataku, najprawdopodobniej bombowców B-2, na trzy ośrodki jądrowe: Fordow, Natanz i Isfahan. Akcja, według Amerykanów, miała zakończyć się sukcesem i całkowitym zniszczeniem wspomnianych placówek.
  1. W mediach pojawiają się, jednakże doniesienia o tym, iż Iran spodziewając się ataków, miał ewakuować większość personelu, jak i infrastruktury do wzbogacania uranu, poza wspomniane wyżej lokalizacje.
  2. Wiadomym już jest (poprzez odpowiedź – oświadczenie faktycznego najwyższego przywódcy Iranu, ajatollaha Ali Chamenei), iż Iran nie będzie negocjował dopóty, dopóki Izrael będzie to państwo atakował. Dziś już wiadomo, iż po amerykańskim ataku negocjacje będą praktycznie niemożliwe w najbliższej przyszłości, a reżim już zapowiada, tu cytuję: „wieczne konsekwencje”, „wszelkie opcje obrony” oraz, iż „Ameryka jest legalnym celem”.
  3. Aksjomatem w polityce rządu premiera Binjamina Netanjahu jest to, iż naloty będą trwały „tyle, ile potrzeba”. Również dowództwo IDF ogłosiło, iż kampania może trwać długo. Dlaczego tak? Są dwa wnioski: A. Izrael ma pomimo wszystko przewagę w powietrzu nad Iranem i na razie, przynajmniej wedle własnej propagandy, wygrywa ten pojedynek; B. przewagę ma dzięki m.in. Amerykanom (sprzęt, uzbrojenie i wsparcie polityczne), a także ogólnie rozumianemu światu zachodniemu (mniej lub bardziej) oraz nieoficjalnie, o czym już traktowałem w swojej pierwszej analizie, dzięki cichemu (wręcz milczącemu) przyzwoleniu część państw arabskich, które swoją rozprawę z dawną Persją, a dzisiejszym Iranem, załatwiają rękoma Izraelczyków.
  4. Amerykanie są ze swej natury nie tylko indywidualistami, ale i pragmatykami. Idą tam, gdzie mają biznes, a czym większy, tym lepiej. Szukają takich sposobów, aby w jak najlepszy sposób osiągnąć zamierzone cele (prakseologia), nie angażując do tego wielkich sił i środków. Pragmatyzm odnosi się do realistycznego i racjonalnego podejścia do rzeczywistości, polegającego na podejmowaniu działań, które gwarantują skuteczność i osiąganie wyznaczonych sobie efektów. Pragmatyczne mogą być tutaj dwie kwestie: A. nacisk na Iran poprzez bombardowania, ostrzały strategicznych obiektów (na zasadzie: „zobaczcie, a mogliście tego uniknąć, negocjując wcześniej z nami gdy był na to czas, teraz jednak to co się wydarzyło, jest efektem braku poważnego podejścia przez was do negocjacji. Zobaczcie, to jeszcze nie koniec i może coś wam się stać o wiele gorszego” – mniej więcej tak właśnie miała argumentować strona amerykańska względem Iranu, już po rozpoczęciu izraelskiej akcji, czyli presja militarna; B. macie jeszcze czas (dwa tygodnie) na podejście do stołu negocjacji, póki (niczym miłosierny ojciec, Donald Trump), jeszcze nie zamknął bezpowrotnie przed wami drzwi dyplomacji, czyli presja dyplomacyjna. Obie adekwatnie, tj. militarna i dyplomatyczna, mają charakter psychologicznej gry. Tak analizowałem jeszcze wczoraj, tj. 21 czerwca. Dziś już wiemy, a zdecydowanie jesteśmy pewni, iż to wszystko była zasłona dymna i gra USA, aby zmylić Teheran, uśpić jego czujność (w co jednak wątpię, iż do końca udało się Amerykanom, jako, iż Irańczycy nie są naiwni i spodziewali się ataków, dlatego najpewniej część infrastruktury przenieśli, ukryli w mniej dostępnych miejscach. Tutaj jednak pojawia się pytanie czy Mossad i CIA posiadają wiedzę o tym i jeżeli tak, to na ile jest ona bogata). w tej chwili po Donaldzie Trumpie można już spodziewać się wszystkiego. Bardzo trudno prognozować jego zachowanie, ale jedno jest pewne, kiedy będzie mówił o negocjacjach i pokoju, będzie myślał „atak militarny”, tak bowiem można interpretować rzeczywistość po ostatnich działaniach administracji waszyngtońskiej.
  1. Amerykanie generalnie pod doświadczeniach Iraku i Afganistanu, mają bardzo dobrą pamięć i nie chcą angażować się w kolejny dużo poważniejszy i kosztowniejszy konflikt w Iranie, tracąc przy tym swoich ludzi (zwłaszcza pod rządami paleokonserwatysty Trumpa). Sam Trump to nie George W. Bush w wersji 2.0. Faktycznie obaj są republikanami, aczkolwiek dzieli ich ideologia. Mam na myśli to, iż Bush był jako prezydent neokonserwatystą (stąd wojna w Afganistanie i Iraku – ideologia bowiem neokonserwatywna zakłada szerzenie demokracji w świecie, zaprowadzanie jej choćby siłą, czyli swoisty imperializm). Natomiast Trump, jak już wspomniałem powyżej, jest paleokonserwatystą, a przynajmniej najbliżej mu do tego nurtu. Świadczy o tym niechęć do militarnego angażowania się w świecie, skupianie się na własnym amerykańskim podwórku, gdzie jest bez zgoła problemów; pewnego rodzaju izolacjonizm, a więc przeciwieństwo imperializmu. Tutaj jednak jeszcze wspomnę o dwóch sposobach realizacji amerykańskiej polityki zagranicznej: A. hard power – „szerzenie demokracji” w sposób militarny w świecie cywilizacji zachodniej; B. soft power – pokojowe rozprzestrzenianie w świecie tego, co zachodnie (najlepiej amerykańskie, np. poprzez popkulturę czy macdonaldyzację). Dla Donalda Trumpa jeżeli już, oceniam, iż wariant B, jest najlepszym możliwym (i najtańszym). Dziś jednak widzimy, iż trudno go przypisać do jakiegokolwiek nurtu w polityce amerykańskiej. On wychodzi poza schematy, tworzy swoją własną filozofię i politykę nie mieszczącą się w ramach utartych prądów. Przynajmniej na razie Amerykanie zakończyli akcję na trzech ośrodkach jądrowych, nie jest jednak wykluczone, a wręcz jest wysoce prawdopodobne, iż dojdzie niedługo do kolejnych ataków. Wracając jednak do samych Amerykanów i ich negatywnych doświadczeń w Afganistanie i Iraku, działania Trumpa, który zapewniał o pokoju, powtarzał tak wiele razy America First, wyrażał wręcz podejście izolacjonistyczne, nagle angażuje się w wojnę izraelsko-irańską – to wydarzenie jest dla nich prawdopodobnie dużym szokiem. Część społeczeństwa poparła go w wyborach właśnie ze względu na pokojowe hasła. Teraz Trump może stracić wiele wśród własnych wyborców, a także może zrodzić się bunt wewnątrz jego administracji (jest to prawdopodobne, chociaż oceniam, iż jeszcze nie na tym etapie). Czy nastąpi jawny sprzeciw w amerykańskim społeczeństwie? Nie sądzę, aczkolwiek przewiduję, iż przez tamtejsze miasta przejdzie fala antywojennych protestów. W czasie swojej kampanii wyborczej, Trump obiecywał niewszczynanie kolejnych wojen. Uległ jednak głosom syjonistów z Izraela, atakując kolejny niepodległy kraj, gdyż Żydzi nie dawali sobie rady z nim w starciu 1 na 1.
  2. W ostatnim czasie w jednej z publikacji brytyjskiego „Guardiana” pojawiła się informacja jakoby amerykański prezydent rozważał włączenie się w konflikt tylko wtedy, kiedy miałoby to przynieść realne, acz wymierne korzyści. Przykładowo niszcząc zakłady nuklearne w irańskim Fordow, tzw. bombami głębinowymi lub bunkrowymi (ang. bunker buster bomb), np. GBU-57, 13,6-tonowej (30 000 funtów). Problemem jednak według części amerykańskich ekspertów jest skuteczność GBU-57, która była tematem głębokiego sporu w Pentagonie od początku kadencji Trumpa. Według dwóch urzędników obrony, być może tylko taktyczna broń jądrowa mogłaby zniszczyć Fordow ze względu na to, jak głęboko jest położone. Na publikację „Guardiana” nerwowo zareagowali Rosjanie, którzy ustami rzecznika Kremla Dmitrija Pieskowa, orzekli, iż jakiekolwiek użycie taktycznej broni jądrowej przez USA w Iranie, byłoby katastrofalne nie tylko dla samego Iranu, ale i dla całego Bliskiego Wschodu, Europy i świata. Wedle innej brytyjskiej prasy „The Economic Times”, ani Trump ani sekretarz obrony Pete Hegseth, nie rozważają użycia broni nuklearnej przeciwko Teheranowi. W mojej ocenie zastosowanie tego rodzaju broni (masowego rażenia) nie jest w interesie USA, gdyż otworzyłoby przysłowiową „puszkę Pandory”. Wówczas choćby Rosjanie mogliby użyć takiej broni bez najmniejszych wątpliwości w Ukrainie, a w przyszłości być może Chiny wobec Tajwanu (aczkolwiek to jest czysta dywagacja, gdyż osobiście uważam, iż i Rosja względem Ukrainy i Chiny wobec Tajwanu, mają o wiele więcej środków nacisku, w tym militarnego, niż ostateczne wyjście nuklearne). Tak analizowałem wczoraj. Faktycznie Amerykanie uznali, iż włączenie się w konflikt będzie faktycznie wymierne. Wedle doniesień prasowych „New York Times”, definitywne uderzenia nastąpiły przy użyciu, już wcześniej przeze mnie wspomnianych bombowców stealth B-2, które miały zrzucić sześć 13-tonowych bomb penetrujących MOP (ang. Massive Ordnance Penetrators) – GBU-57, która nota bene są największymi nieatomowymi bombami w arsenale USA – to na ośrodek w Fordow. Natomiast stacja Fox News donosi, iż w atakach na inne ośrodki użyto 30 pocisków manewrujących Tomahawk.
  3. Amerykanie wypowiedziami D. Trumpa zaznaczają, iż wiedzą, gdzie ukrywa się najwyższy przywódca Iranu, Chamenei, ale „na razie nie chcą go zneutralizować”. Na te wieści ponownie negatywnie zareagował jeden z najbliższych sojuszników Iranu, czyli Rosja. Ponownie pan Pieskow wyraził się, iż jakakolwiek ingerencja zewnętrzna w zmianę reżimu w Iranie, jest dla Rosji nieakceptowalna i zostanie bardzo źle przyjęta w Moskwie, co będzie stanowić też rażącą eskalację i otwarcie puszki Pandory (zapewne miał na myśli obawę o próby zmiany reżimu we własnym kraju), jak podaje „Sky News”.
  4. W mojej ocenie, zabójstwo ajatollaha Chamenei nie wniesie nic nowego i dobrego w temacie. Dla Izraela będzie jedynie symboliczne, z kolei w samym Iranie może przynieść wręcz odwrotne od zamierzonych skutki. Zamiast sprzężenia zwrotnego dodatniego (pozytywnego), może nastąpić sprzężenie zwrotne ujemne (negatywne). Tłumaczę, o co tu chodzi. Teoretycznie zabójstwo lidera Republiki Islamskiej, jakim bez wątpienia dla irańskich szyitów, stanowiących zdecydowaną większość Iranu, al Chamenei, może dać podłoże tudzież paliwo do zmiany reżimu, w efekcie regulacji, stabilizacji i adaptacji Irańczyków do nowej rzeczywistości (sprzężenie zwrotne dodatnie pozytywne). Aczkolwiek może nastąpić coś zupełnie odwrotnego, tj. radykalizacja społeczeństwa, wzrost poziomu agresji i nienawiści względem kolektywnego Zachodu, a już na pewno USA i Izraela oraz wybór nowego najwyższego przywódcy, a więc regulacja, stabilizacja i adaptacja Irańczyków do nowej sytuacji (sprzężenie zwrotne ujemne negatywne). Podsumowując, sprzężenie zwrotne to fundamentalny mechanizm, który odgrywa kluczową rolę w wielu dziedzinach, pozwalając na stabilizację, regulację i adaptację (w jedną lub drugą stronę, tak jak powyżej to opisano). Tak więc zabójstwo ajatollaha Chamenei będące punktem początkowym sprzężenia zwrotnego, może dać albo efekt ujemny albo dodatni. Oczywiście, wszystko zależy też od punktu spojrzenia, dla kogo będzie efekt pierwszy, a dla kogo drugi. To co dla Amerykanów i Izraelczyków może być na przykład sprzężeniem zwrotnym dodatnim, dla Rosji, Chin, reżimu ajatollahów może być sprzężeniem zwrotnym ujemnym, i vice versa.
  5. Pojawił się w ostatnim czasie temat zmiany władzy w Iranie. Należy jednak postawić tu pytanie – na jaką? Kto miałby o tym zadecydować – wielkie mocarstwa czy może sami Irańczycy? W ciągu ostatnich dni, pomimo trwającej wymiany ciosów, przez m.in. 9-milionowy Teheran przetoczyły się potężne, kilkusettysięczne manifestacje poparcia dla władz islamskiej republiki. Tak więc wcześniejsze apele Netanjahu skierowane do narodu irańskiego, aby ten wziął sprawy w swoje ręce i rozliczył, obalił, zmienił reżim, trafiły w próżnię. Efekty izraelskich ataków są zgoła inne od oczekiwanych przez Tel Awiw. Liczono bowiem tam na oddolny bunt, rewolucję, która zmiecie szyickich ajatollahów z powierzchni ziemi (przynajmniej tej irańskiej). w tej chwili jednak okazuje się, iż reżim ma więcej zwolenników niż przeciwników w społeczeństwie, a nic tak nie jednoczy narodu, jak wojna tudzież jej widmo. O chwiejących się posadach, fundamentach reżimu teherańskiego, mówił choćby sam syn ostatniego szacha Iranu (nota bene obalonego przez lud w 1979 roku), książę Reza Pahlawi, który również wezwał do postawienia się narodu przeciwko tyranii ajatollahów. Czyżby miał powrócić na perski tron? Na pewno musiałby mieć poparcie samych Irańczyków, aby Amerykanie mogli go zainstalować w Teheranie po ewentualnej rewolucji. Wielu ludzi już nie pamięta życia sprzed rewolucji roku 1979 roku. Ci którzy urodzili się po tej cezurze, znają tylko Iran Republiki Islamskiej. Kolejni w kolejce, niekoniecznie pożądani przez Zachód do objęcia steru władzy, są lewicowi (acz nie marksistowscy) mudżahedini walczący z „niewiernymi” i mniej dosłownie – z okupantami lub nieakceptowalną przez siebie władzą. Grupa ta stanowi główną siłę stojącą za Narodową Radą Oporu Iranu, na której czele stoi Maryam Radżawi, a która aktywnie działa w wielu krajach zachodnich. Kurdyjscy i beludżystańscy muzułmanie, głównie sunniccy, często sprzeciwiali się rządom perskojęzycznego, szyickiego rządu w Teheranie. Kilka grup kurdyjskich od dawna organizuje opozycję wobec Republiki Islamskiej w zachodnich częściach kraju, gdzie stanowią większość i zdarzały im się okresy aktywnej rebelii przeciwko siłom rządowym. W Beludżystanie, wzdłuż granicy Iranu z Pakistanem, sprzeciw wobec Teheranu obejmuje stronników sunnickich duchownych, którzy chcą wykroić więcej miejsca dla swoich zwolenników w Republice Islamskiej, ale również uzbrojonych dżihadystów powiązanych z Al-Kaidą. Kiedy duże akty protestu rozprzestrzeniały się po całym kraju. Często były najbardziej zaciekłe na terenach kurdyjskich i beludżystańskich, ale w żadnym z regionów nie ma pojedynczego, zjednoczonego ruchu opozycyjnego, który stanowiłby wyraźne zagrożenie dla rządów Teheranu. Setki tysięcy Irańczyków wyszło na ulice w masowych protestach w kolejnych punktach przez dziesięciolecia. Po wyborach prezydenckich w 2009 r. demonstranci wypełnili Teheran i inne miasta, oskarżając władze o sfałszowanie głosowania na urzędującego Mahmuda Ahmadineżada przeciwko rywalowi Mirowi Hosseinowi Musawiemu. „Zielony Ruch” Musawiego został zmiażdżony, a on sam został aresztowany w domu, wraz ze swoim sojusznikiem politycznym i byłym przewodniczącym parlamentu Mehdim Karubim. Ruch, który dążył do reform demokratycznych w ramach istniejącego systemu republiki islamskiej, jest w tej chwili powszechnie uważany za martwy. W 2022 r. Iran ponownie ogarnęły duże protesty skupione wokół praw kobiet. Demonstracje pod hasłem „Kobieta, Życie, Wolność” trwały miesiącami, ale nie doprowadziły do ​​powstania organizacji ani przywó Wielu protestujących zostało ostatecznie aresztowanych i uwięzionych, jak podaje „Reuters”. Reasumując, w mojej ocenie, Irańczycy też są podzielonym narodem, z tym, iż wojna jednak może ich zjednoczyć wokół obecnego reżimu. Istnieje taka ewentualność i adekwatnie już się przejawia. Dlatego trudno o prawidłowe wytypowanie tego, co może nastać w Iranie przyszłości po ewentualnym odsunięciu od władzy szyickich ajatollahów. Jaki byłby Iran postreżimowy? Tego nie wiemy, przynajmniej na razie.
  6. Po obu stronach konfliktu działa silna propaganda. Izraelczycy nie informują świata o szczegółach strat po własnej stronie, za to chętnie opowiadają o ciosach zadanych Iranowi. Teheran z kolei odcina (a przynajmniej w dużej mierze ogranicza) Internet swoim obywatelom, aby nie mogły do nich docierać informacje ze świata inne od tych, jakie prezentuje sam reżim. Cenzura obowiązuje po obu stronach barykady. Trwa nieustanna wojna informacyjna i psychologiczna, towarzysząca spadającym bombom, rakietom i licznym ofiarom, tak izraelskim, jak i irańskim. Przykładowo Izrael informuje o tym, iż przeciwnik zaatakował ich szpital (jeden z największych) w Beer-Szeba. Z kolei milczą o udanym ataku sił irańskich na główną siedzibę Mossadu i Dyrektoriat Wywiadu Wojskowego AMAN (ang. The Directorate of Military Intelligence (AMAN) czy letnią rezydencję premiera Netanjahu w Cezarei Nadmorskiej – to akurat miało miejsce 22 października 2024 – przez ładunek zrzucony z drona Hezbollahu (polskie media dziwnie o tym milczały).
  7. W ostatnim czasie pojawiły się informacje prasowe o mającym wyczerpywać się uzbrojeniu Izraela otrzymanego uprzednio od amerykańskiego protektora. Czy to jest prawdą, nie byłbym do końca skłonny w to wierzyć. Na pewno kto jak kto, ale USA nie pozwolą, aby Izrael pozostał bezbronny.
  8. Dochodzą także wieści, iż system obrony powietrznej Izraela jest już na skraju wyczerpania swoich możliwości, stąd przepuszcza coraz więcej pocisków irańskich. Prawda może być jednak zgoła inna. Pojawiają się bowiem także informacje, iż Iran zaczął używać broni hipersonicznej osiągającej zawrotną prędkość choćby 1500 km/h (czyli potrafiącej od momentu wystrzelenia w ciągu 3 minut uderzyć w państwo Izrael). Najprawdopodobniej Żelazna Kopuła nie jest w stanie przechwytywać tego typu broni.
  9. Wzywanie przez Donalda Trumpa do ewakuacji Teheranu są niczym innym, w mojej ocenie, jak presją psychologiczną na reżim i tamtejszą ludność. Stolica każdego kraju świadczy o sile i prestiżu danego państwa. Uderzenie w samo serce, czyli w stolicę, jest zawsze największym ciosem. Oczywiście z punktu logistycznego ciężko byłoby ewakuować cały Teheran. Gdzie ci ludzie mieliby pójść? Fakt, ludność Iranu liczy ok. 90 milionów osób, czyli stolica stanowi w tym wypadku 10% populacji całego państwa. Jednak niemożliwym jest ot tak przesiedlić 9 mln ludzi. Pamiętajmy, iż takie apele wpisują się również w kampanię wojny psychologicznej. Z drugiej strony, po nocnym włączeniu się USA w wojnę, ciężko ocenić, czy to jedynie straszak Trumpa, czy faktycznie w razie nie ugięcia się reżimu teherańskiego, nastąpią zmasowane naloty i ataki na stolicę ajatollahów.
  10. Uderzenia po obu stronach następują zasadniczo falami, nocami. Oczywiście w dzień wzajemna wymiana ognia także ma miejsce, ale na dużo mniejszą skalę. Podobne zjawisko ma miejsce w wojnie rosyjsko-ukraińskiej.
  11. O przygotowaniach do uderzenia USA na Iran mogły świadczyć następujące zjawiska z ostatnich dni: A. przenoszenie amerykańskich samolotów z baz Bliskiego Wschodu w bardziej odległe miejsca; B. przesuwanie dodatkowych sił wsparcia w postaci bombowców czy lotniskowców w rejon Zatoki Perskiej bądź w pobliże (tak, aby Iran był w ich polu rażenia); C. dalsza ewakuacja zbędnego personelu cywilnego z ambasad czy baz wojskowych Bliskiego Wschodu, ewakuacja obywateli (mówi się, iż tych – w tym również legitymujących się podwójnym obywatelstwem – tylko w samym Izraelu ma przebywać w tej chwili ok. 700 tysięcy) – tak jeszcze wczoraj prognozowałem i okazuje się to trafione.
  12. Iran zapowiedział wycofanie się z traktatu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT). Nieproliferacja BMR (broni masowego rażenia), w tym pozyskiwania technologii jej wytwarzania cechuje ten układ. w tej chwili po amerykańskich atakach, tym bardziej Iran może dążyć do uzyskania broni jądrowej od strategicznych partnerów.
  13. Należy podkreślić, iż Chiny i Rosja, a także Pakistan, nie będą długo czekać z reakcją na ataki USA. W końcu najpewniej również wkroczą w teatr wojenny pośrednio lub bezpośrednio, dostarczając broń zaatakowanemu sojusznikowi. W przeciwnym razie ich wiarygodność runie w gruzy i okażą strach przed amerykańską supermocarstwowością, na co, w mojej ocenie, Pekin i Moskwa na pewno sobie nie pozwolą. Już wiadomo, iż szef MSZ Iranu Abbas Aragczi ogłosił, iż pilnie udaje się do Moskwy, gdzie w poniedziałek odbędzie „poważne konsultacje z Putinem”. Należy podkreślić, iż Iran wiąże strategiczne partnerstwo z Rosją – dodał. prawdopodobnie chodzi o wsparcie Teheranu przez Moskwę na polu militarnym dostawami broni, tak jak Iran wsparł Rosję dostawami choćby dronów Shahed 136 w jej zmaganiach wojennych z Ukrainą.
  14. Ewentualne dalsze ataki na Iran mogą spowodować skutek odwrotny od zamierzonego. Iran może dążyć do pozyskania broni jądrowej, ale już nie tyle własnymi siłami, ale od któregoś z partnerów, uzasadniając to „niesprowokowaną agresją reżimu syjonistycznego w Tel Awiwie”. Tym bardziej użycie taktycznej broni jądrowej w celu zniszczenia irańskiego podziemnego kompleksu badań jądrowych w Fordow, stanie się nieodzownym argumentem Irańczyków za pozyskaniem w taki czy inny sposób odstraszających głowic nuklearnych (już dziś wiemy, iż do użycia broni jądrowej w Iranie na całe szczęście nie doszło, co nie oznacza, iż taka opcja nie była rozważana).
  15. ONZ stał się inwalidą, czymś co można określić „klubem panów z oddziału geriatrycznego”. Organizacja, która miała stać na straży pokoju i porządku międzynarodowego, raz po raz nie radzi sobie z kolejnymi eskalującymi jeden po drugimi konfliktami. Osobiście odnoszę wrażenie, iż szacowni państwo z Narodów Zjednoczonych gromadzą się tam, aby sobie porozmawiać, czasem pospierać, zagłosować nad tą czy inną rezolucją, bez żadnego przełożenia na rzeczywistość. Dzieje się tak, dlatego, iż kiedy ONZ wymagał reformy, nie podjęto jej. I teraz mamy tego efekty. Inną konsekwencją jest fakt, iż adekwatnie Rada Bezpieczeństwa złożona z USA, Chin, Rosji, Francji i Wielkiej Brytanii jest w stanie podjąć jednomyślnie wiążące decyzje, a jak wiadomo powszechnie, owej jednomyślności brak (tutaj choćby Rosja i Chiny są sojusznikami Iranu). Dodatkowo nie pozostaje bez znaczenia postrzeganie świata, podział globu na strefy wpływów. Waszyngton widzi ziemię w kształcie unilateralnym, a Rosja i Chiny oraz kraje zrzeszone wokół BRICS dążą do rzeczywistości multilateralnej (pluralistycznej). Prawdę mówiąc obecna ONZ jest martwa i bezradna, tak jak wobec konfliktu Moskwa – Kijów, tak względem tego najświeższego na linii Tel Awiw – Teheran.
  16. Skąd takie bezgraniczne poparcie USA dla Izraela? Temat zasługuje na odrębną analizę, aczkolwiek polecam dwie lektury znanego w kręgach nauki o stosunkach międzynarodowych, jednego z teoretyków SM, Johna Mearsheimera (niektórzy podają – żydowskiego pochodzenia) – „Lobby izraelskie w USA” z 2011 roku oraz nowszą pozycję „Izraelskie lobby a polityka zagraniczna USA” z 2022 roku. Sam Mearsheimer jest amerykańskim politologiem, twórcą teorii realizmu ofensywnego, wykładowcą nauk politycznych na uniwersytecie w Chicago.

Podsumowując. W mojej ocenie wejście Amerykanów w teatr wojenny na Bliskim Wschodzie, co już nastąpiło, nie zakończy się jedynie na tym, czego byliśmy świadkami minionej nocy. Chociaż Donald Trump jest specyficznym prezydentem – wybuchowym i narwanym, to jednak nie można mu zarzucić braku racjonalności, realizmu i pragmatyzmu. USA wykonają ruch, kiedy będzie to dla nich i bezpieczne (po ewentualnej ewakuacji, zabezpieczeniu oraz uzbrojeniu ich baz, lotniskowców czy innej obecności będącej w polu rażenia Iranu, co już dokonano), a także opłacalne (przyniesie wymierne korzyści na bardzo długi czas, a najlepiej na stałe). Do wczoraj wydawało się, iż akcja militarna ze strony USA jest blefem Białego Domu, aby zmusić Iran do ustępstw i negocjacji. Być może jednak Amerykanie będą przez cały czas dostarczali broń Izraelowi, ale z większą pasją i kalibrem, tylko pośrednio uczestnicząc w wojnie i poprzestając finalnie jedynie na akcji z zeszłej nocy. Z kolei, o ile przyciśnięty do muru reżim ajatollahów usiądzie do stołu negocjacyjnego, wcale nie jest pewne to, iż Izrael przestanie bombardować Iran. Jak już pisałem w swojej zeszłotygodniowej analizie, głównym celem Tel Awiwu jest bowiem zmiana reżimu w Teheranie na przynajmniej neutralny, a bardzo optymistycznym wariancie – życzliwy względem państwa Izrael, USA i ogólnie Zachodu. Co będzie, pokażą najbliższe tygodnie i miesiące.

Piotr Żak, analityk i ekspert ds. międzynarodowych, internacjolog i amerykanista

Idź do oryginalnego materiału