W rosyjskiej polityce przez trzy dekady istniała osobliwa formacja – Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji (LDPR) Władimira Żyrinowskiego. Oficjalnie była opozycją, w praktyce – elementem systemu Putina, służącym do kanalizowania radykalnych nastrojów społecznych. Hałaśliwa, radykalna, pełna skandali i politycznego teatru, ale zawsze tak ustawiona, by nie zagrozić fundamentom władzy. W Polsce tę rolę odgrywa Konfederacja.
Podobnie jak LDPR, Konfederacja łączy w swoim przekazie agresywny nacjonalizm z elementami liberalizmu gospodarczego, tworząc mieszankę atrakcyjną dla części wyborców, zwłaszcza młodych mężczyzn szukających „prawdziwej alternatywy” dla establishmentu. Hasła o silnym państwie narodowym idą tu w parze z opowieściami o wolnym rynku, niskich podatkach i ograniczeniu biurokracji. Retoryka jest celowo prowokacyjna. Liderzy Konfederacji, tak jak Żyrinowski, lubią ostre wypowiedzi, publiczne awantury i medialne show. Skandale, kontrowersyjne żarty czy ostre ataki na przeciwników to dla nich paliwo polityczne. Nie chodzi wyłącznie o program – chodzi o bycie głośnym, zauważalnym i stale obecnym w debacie publicznej. Agresja i show. To ich życie.
Podobnie jak w Polsce, w rosyjskim modelu LDPR była „kontrolowaną opozycją” – krytykowała władzę, ale w momentach strategicznych popierała Kreml. W polskich realiach Konfederacja nie jest formalnym elementem układu władzy, ale zdarzają się sytuacje, w których jej posłowie wspierają projekty korzystne dla PiS. Oba ugrupowania łączy też umiejętność grania na resentymentach – zarówno narodowych, jak i ekonomicznych. Podobieństwo widać również w strukturze elektoratu.
To głównie młodsi wyborcy, często rozczarowani tradycyjnymi partiami, szukający formacji, która powie „głośno to, co inni boją się powiedzieć”. W Rosji LDPR była wentylem bezpieczeństwa dla systemu Putina – pozwalała radykalnym wyborcom wykrzyczeć swoje poglądy w ramach dozwolonej sceny politycznej. W Polsce Konfederacja pełni podobną funkcję w demokratycznym systemie – przechwytuje niezadowolenie i gniew, nadając mu formę wyborczego protestu.
Konfederacja jest więc polską wersją partii Żyrinowskiego – głośną, barwną, radykalną, ale pozbawioną realnych możliwości samodzielnego rządzenia. To polityczna scena, na której teatr i retoryka mają pierwszeństwo przed konsekwentnym programem. W Rosji taka formacja wzmacniała władzę Putina. W Polsce może być dla PiS wygodnym partnerem w sytuacjach, gdy potrzeba kilku dodatkowych głosów – choćby jeżeli na co dzień obie partie ostro się zwalczają w mediach. Ale to walka na niby.
Dodatkowo istotna jest kontrola – Kaczyński trzyma nad Konfederacją władzę poprzez haki. Znane publicznie są co najmniej dwa:
- zarzuty dla brata Metnzena – udział w grupie przestępczej. Kwity na Mentzena trzymają Kamiński z Wąsikiem w wyniesionym z CBA archiwum,
- współpraca Krzysztofa Bosaka z Obajtkiem i zdjęcia kompromitujące lidera Konfederacji dotyczące spraw obyczajowych.
Dlatego w Sejmie mówi się, iż Kaczyński trzyma Mentzena za jaja – ostro, dosadnie, ale to są słowa polityków m.in. PiS.