Koń trojański Trumpa w Unii Europejskiej

2 godzin temu
Zdjęcie: https://euractiv.pl/section/polityka-wewnetrzna-ue/opinion/kon-trojanski-trumpa-w-unii-europejskiej/


Ulubiona karta przetargowa KE, czyli pieniądze, traci na znaczeniu, gdy objęty sankcjami lider może sobie jechać do Waszyngtonu i tam uzyskać obietnicę przyjaźni i konkretne korzyści, wskazuje Frank Furedi z think tanku MCC Brussels.

Piątkowe (7 października) spotkanie węgierskiego premiera Viktora Orbána z prezydentem USA Donaldem Trumpem w Białym Domu, było nie tylko kolejną okazją do wspólnego zdjęcia dla populistów. Był to dyplomatyczny policzek dla Brukseli – i przypomnienie, iż moralne uniesienia Unii Europejskiej znaczą niewiele, gdy brakuje twardej siły i politycznej woli.

Moment nie mógł być gorszy dla Komisji Europejskiej. Na Węgrzech zbliżają się wybory, a unijne fundusze dla tego kraju pozostają zamrożone, Orbán przyjechał do Waszyngtonu nie jako parias, ale jako gość honorowy. Podczas gdy urzędnicy w Berlaymoncie martwią się o „mechanizm praworządności”, Trump wychwalał węgierskiego przywódcę jako człowieka, którego Europie dramatycznie brakuje – takiego, który jak coś mówi, to robi to, a nie tylko mówi.

– Wszyscy go (Orbána – red.) szanują. Niektórzy go lubią. A ja mogę powiedzieć, iż podwójnie: lubię go i szanuję – powiedział Trump dziennikarzom. Brukselską bańkę ta wypowiedź mogła zaboleć bardziej niż jakiekolwiek oświadczenie o realnym politycznym znaczeniu.

Trump nie szczędził węgierskiemu premierowi. pochwał – To bardzo wyjątkowa osoba (…) i wielki przywódca – co szeroko relacjonowano. Niewielu jednak w Europie chciało przyznać, iż trumpowskie peany na cześć Orbána były publicznym afrontem wobec Brukseli. Przekaz Trumpa był prosty: o ile Bruksela się waha, Orbán działa.

Szczególnie ostro Trump ostro skrytykował podejście UE do imigracji, twierdząc, iż Orbán „miał rację” w tej sprawie”, podczas gdy „oni” (w domyśle: unijny mainstream) się mylili. – Ciągle powtarzam (europejskim – red.) przywódcom: „Lepiej przestańcie, bo niedługo nie będzie już Europy’. To, co robią, jest bardzo niebezpieczne” – podkreślił.

Brukselscy urzędnicy będą upierać się, iż spotkanie Orbána z Trumpem dotyczyło handlu. To prawda, Węgry wyjechały z Waszyngtonu, uzyskawszy od USA wyjątek, który pozwoli im przez cały czas kupować rosyjską ropę mimo nowych sankcji. Znacznie istotniejsze było to, co wydarzyło się na płaszczyźnie politycznej. Za kulisami Trump i Orbán najwyraźniej osiągnęli ciche porozumienie, które sięga daleko poza kwestie gospodarcze.

Orbán mówił później o „tarczy finansowej” – obietnicy, iż Waszyngton pomoże chronić Węgry przed zewnętrznymi atakami ekonomicznymi. – jeżeli doszłoby do jakichkolwiek zewnętrznych ataków na Węgry lub ich system finansowy, Amerykanie dali słowo, iż będą bronić stabilności finansowej Węgier – powiedział.

Z punktu widzenia Węgier najbardziej prawdopodobnym agresorem nie jest Moskwa, a Bruksela. To samo w sobie pokazuje, jak bardzo pogorszyły się relacje między Węgrami a UE. To, co zaczęło się jako spór o demokratyczne standardy, przerodziło się w otwartą rywalizację o suwerenność i wpływy. A w Trumpie Orbán znalazł potężnego sojusznika, gotowego rzucić wyzwanie autorytetowi Unii na jej własnym podwórku.

Obaj poruszyli też temat Ukrainy – kolejny drażliwy punkt dla Brukseli. Trump stwierdził, iż gdyby miał negocjować z Władimirem Putinem, wolałby to robić w Budapeszcie. – Orbán rozumie Putina i bardzo dobrze go zna (…). Myślę, iż Viktor czuje, iż zakończenie tej wojny nie jest już tak odległe – mówił.

Orbán nie zaprzeczył. – Problemem jest Bruksela i Europejczycy. Oni wciąż myślą, iż Ukraina może wygrać na polu bitwy. Źle zrozumieli sytuację – stwierdził. Ku przerażeniu unijnych dyplomatów premier Węgier i prezydent USA zdawali się mówić jednym głosem.

Kiedy Trump zapytał, czy Ukraina przez cały czas może zwyciężyć, Orbán wzruszył ramionami. – Cuda się zdarzają – skwitował Orbán ironicznie. Ekipa Trumpa – w tym wiceprezydent J.D. Vance – uśmiała się, nie kryjąc pogardy dla brukselskich elit.

Jak można było przewidzieć, elity te starały się umniejszyć znaczeniu spotkania. Utrzymywały, iż to nic ważnego, i zbywali przechwałki Orbána jako polityczny teatr. Ich reakcja zdradzała jednak niepokój. Ulubiona karta przetargowa Komisji Europejskiej, czyli pieniądze, traci skuteczność. Gdy premier kraju objętego unijnymi karami może bez przeszkód pojechać do Białego Domu i wrócić z obietnicami przyjaźni, widać, jak wyraźne są granice wpływów Brukseli.

Dla Orbána sama symbolika spotkania była na wagę złota. U siebie w kraju może zaprezentować się jako człowiek, który postawił się Brukseli i znalazł przyjaciela w Waszyngtonie. Dla Trumpa ważne było z kolei to, iż spotkanie wpasowało się w jego narrację, iż tak zwany liberalny światowy porządek załamał się pod ciężarem własnej hipokryzji.

Europejski establishment będzie przez cały czas pouczał Orbána, a on przez cały czas będzie to olewał. On wrócił z Waszyngtonu silniejszy. Bruksela tymczasem wydaje się mniej ważna i bardziej krucha. Dla kontynentu, który aspiruje do „strategicznej autonomii”, to beznadziejny obrót spraw.

Frank Furedi jest dyrektorem think tanku MCC Brussels, finansowanego przez wspieraną przez Węgry organizację Mathias Corvinus Collegium. Autor był członkiem węgierskiej delegacji w Stanach Zjednoczonych w ubiegłym tygodniu.

Idź do oryginalnego materiału