W Sejmie – miejscu, które powinno kojarzyć się z powagą instytucji i debatą publiczną – otwarto wystawę prac artystycznych Marka Suskiego.
Trudno powiedzieć, czy to próba humanizacji wizerunku posła PiS, czy raczej kolejny etap budowania alternatywnej rzeczywistości, w której politycy partii Jarosława Kaczyńskiego są jednocześnie legislatorami, wizjonerami i, jak się okazuje, artystami-malarzami. Faktem jest jednak, iż w środę w holu głównym można było zobaczyć kilkanaście dzieł sygnowanych nazwiskiem Suskiego – od pejzaży, przez portrety rodzinne, aż po rysunki satyryczne i, co szczególnie reprezentatywne, mnogość koni.
Konie, jak się gwałtownie okazało, stały się nie tylko bohaterami obrazów, ale także bohaterami komentarzy. Roman Giertych, poseł Koalicji Obywatelskiej, nie przepuścił okazji, by wypunktować kuriozalność sytuacji. „Wiedziałem, iż pisowcy mają obsesję na punkcie koni, ale żeby wystawę z tego robić?” – napisał w serwisie X. Trafił w sedno: wizerunki szlachetnych zwierząt, odwołujące się do tradycji polskiego malarstwa, symboliki narodowej i romantycznych ciągot, w zestawieniu z bieżącą polityką tworzą wrażenie świata rodem z alternatywnej wersji „Ogniem i mieczem”.
Wiedziałem, iż pisowcy mają obsesje na punkcie koni, ale żeby wystawę z tego robić? https://t.co/XMbbJ9JdFu
— Roman Giertych (@GiertychRoman) December 3, 2025
Sam Suski nie kryje dumy. „Sztuka to jest czynienie dobra w sposób piękny. To jest takie moje credo” – ogłosił podczas otwarcia. I może byłoby to choćby urocze, gdyby nie fakt, iż autorowi wystawy zdarzało się wcześniej czynić dobro w sposób… trudny do zlokalizowania. W praktyce artystyczna ekspozycja pełni więc funkcję nie tylko autopromocyjną, ale i wybielającą – w sensie estetycznym i politycznym. Gdy przeszłe wypowiedzi, kontrowersyjne decyzje czy legislacyjne zawirowania nie działają na korzyść posła, zawsze można pokazać galerię koni i rodzinnych portretów.
Wystawę uświetnił swoją obecnością prezes PiS Jarosław Kaczyński, co samo w sobie jest komentarzem: oto partia, która jeszcze niedawno straszyła „końcem demokracji”, teraz ochoczo celebruje końskie portrety. Wśród gości znaleźli się również członkowie rodziny autora, przyjaciele oraz politycy, m.in. szef Kancelarii Prezydenta Zbigniew Bogucki. Na sali obecni byli więc wszyscy, którzy z politycznego i towarzyskiego obowiązku muszą utrzymywać kamienny wyraz twarzy, choćby wówczas gdy na ścianie patrzy na nich czwarty tego dnia ogier w galopie.
Trudno oprzeć się wrażeniu, iż wystawa w Sejmie to wyraz pewnego rodzaju rytuału: władza prezentuje swoje „ludzkie oblicze”, a publiczność ma przyklasnąć, iż to wszystko jest bardzo normalne. Tymczasem normalne nie jest. Sztuka w przestrzeni parlamentu nie jest niczym złym, ale wykorzystywanie jej jako pretekstu do budowania kultu jednego z najbardziej charakterystycznych polityków PiS – już jak najbardziej. W dodatku Suski nie poprzestał na malarstwie: zaprezentowano również książkę o jego rodzinie, napisaną i zilustrowaną przez niego samego, a całość uzupełniono zdjęciami fresków jego autorstwa. Powstaje obraz człowieka-instytucji, który jednego dnia poprawia ustawę o mediach, a następnego – maluje karykaturę polityczną na wzór satyry sprzed półwiecza.
Jednak to konie przyciągnęły największą uwagę. Nie tylko dlatego, iż pojawiają się na niemal każdym drugim obrazie, ale również dlatego, iż stały się symbolem pewnej politycznej estetyki PiS. Kiedy partia nie potrafi odpowiedzieć na realne problemy – inflację, chaos w sądownictwie czy stagnację gospodarczą – oferuje za to odwołania do tradycji, narodowego imaginarium i sentymentów. Koń w tej opowieści jest więc nie tyle zwierzęciem, ile wehikułem przenoszącym wyborców do świata, w którym „kiedyś było lepiej”.
W efekcie wystawa Suskiego nie tyle bawi, ile odsłania mechanizm funkcjonujący w polskiej prawicy od lat: polityka jako teatr, w którym liczy się nie jakość działań, ale jakość dekoracji. I choć sama sztuka nie musi być przedmiotem kpiny, to jej instrumentalne używanie przez polityków – już jak najbardziej.

10 godzin temu












