Komu bije dzwon? (Nie) Polityczny Kraków

1 miesiąc temu

No, właśnie nikomu. I o to w całej sprawie chodzi. Na inaugurację prezydentury Karola Nawrockiego nie zabrzmiał Dzwon Zygmunta, mimo iż arcybiskup Marek Jędraszewski winszował sobie, by zabrzmiał. Co zrobić, by takie sytuacje nie powtarzały się w przyszłości? Powołać Spiżową Gwardię Rezerwy Dzwonu Zygmunta. Ale brzmi! Zresztą w Galicji nie może być inaczej, musi brzmieć. Tyle tylko, iż tym razem to dość pusty dźwięk.

O tym, iż po raz pierwszy zdarzyło się, iż Zygmunt nie obwieścił początku nowej prezydentury, wiedzą wszyscy. Na Wawelu nie zjawiła się 6 sierpnia wystarczająco liczna grupa dzwonników i dzwon zabrzmieć nie mógł. Jedni mówili, iż w okresie urlopowym nie dało się zgromadzić wszystkich dzwonników. Inni, iż to polityczna zemsta i niesubordynacja względem Jego Ekscelencji Księdza Arcybiskupa Marka, który kazał w dzwon uderzyć, bo przecież prezydentem został Polak-katolik, a to wciąż brzmi dumnie. Abstrahując od tego, czy dzwonnicy zwiedzali urlopowo Notre Dame lub turecką riwierę, oraz od tego, czy Rafałowi Trzaskowskiemu dzwon biłby tak samo, sprawa z zeszłego miesiąca znalazła swoją kontynuację niedawno.

Oto, jak doniosły media, powstawać jęła Spiżowa Gwardia Rezerwy Dzwonu Zygmunta. Członkowie tej organizacji mieli za zadanie stawić się na każde wezwanie proboszcza Katedry Wawelskiej i bić w dzwon kiedy trzeba i tak jak trzeba. Oprócz tego członek Gwardii miał też być wierzącym i praktykującym katolikiem, bez kanonicznych przeszkód w przyjmowaniu sakramentów-to w sferze sacrum. Natomiast w sferze profanum miał się zobowiązać do wspierania parafii katedralnej comiesięcznym datkiem, nie mniejszym niż 50 zł.

Tak jak interpretatorzy powodów niestawienia się dzwonników na Wzgórzu Wawelskim 6 sierpnia podzielili się na dwa główne obozy, tak samo rozmaicie oceniano w mediach powstanie Spiżowej Gwardii. Jedne tytuły przekazywały, iż to słuszna konsekwencja „skandalu”, jak miał całe zdarzenie nazwać arcybiskup Jędraszewski. Drugie, iż powstaje nowa katolicka bojówka. Ostry podział nastąpił nawet-i to w całej sprawie najciekawsze-co do tego, kto był inicjatorem powstania grupy nowych dzwonników. No bo było to Krakowskie Bractwo Kurkowe. Pomyli się jednak ten, kto uzna, iż twór ten jest Bractwem Kurkowym, które jest znane krakowianom z historii, uświetnia swoją obecnością różne krakowskie wydarzenia, a koloryt miastu dodają jego uroczystości, jak np. wybór i intronizacja Króla Kurkowego.

Ta organizacja to Towarzystwo Strzeleckie Bractwo Kurkowe. Natomiast za powstanie Gwardii odpowiada Zjednoczenie Organizacji Historycznych i Strzeleckich Bractwo Kurkowe Rzeczypospolitej, podmiot stosunkowo nowy i nie żyjący z tym znanym Bractwem Kurkowym w przyjaźni. Za powstanie nowej organizacji odpowiada Gniewomir Gwidon Ireneusz Juda Tadeusz Rokosz-Kuczyński. I to dobrze, bo czy brzmiałoby poważnie, gdyby Spiżową Gwardię Rezerwy Dzwonu Zygmunta wymyślił Józef Wójcik, albo Jan Nowak? No, właśnie. Gniewomir Rokosz-Kuczyński od lat jest związany ze środowiskami prawicowymi. Kiedyś m.in. z Chrześcijańską Demokracją RP Lecha Wałęsy, z której ramienia startował w 2002 r. na prezydenta Krakowa, potem z Prawicą Rzeczypospolitej Marka Jurka, ostatnio natomiast z Bezpartyjnymi Samorządowcami. Z Bractwem Kurkowym także, choć założył własną organizację, a z poprzedniej został wyrzucony.

Pomysł Gniewomira Rokosz-Kuczyńskiego jednym spodobał się bardzo, innym bardzo się nie spodobał. Na czele tej drugiej grupy stanęło, co nie dziwi, Bractwo Kurkowe, które rozesłało do wielu środowisk list protestacyjny tłumaczący całe nieporozumienie z przypisywaniem mu rekrutowania nowych dzwonników. Do sytuacji odniósł się również proboszcz Katedry Wawelskiej, stwierdzając, iż o wsparcie żadnej Gwardii nie prosił, nie prosi i od pomysłu się odcina. W ten sposób Spiżowa Gwardia Rezerwy Dzwonu Zygmunta zniknęła zanim na dobre powstała. Pozostał jednak podwójny niesmak. Pierwszy o to, iż już po nagłówkach można rozpoznać, w którym medium znalazł się tekst na dany temat i co w tym tekście można wyczytać. Obiektywizm mediów jest więc w zaniku i każdy czyta, słucha i ogląda to, co chce przeczytać, wysłuchać i zobaczyć. Drugi zaś jest taki, iż już choćby instytucje symboliczne, ważne, albo przynajmniej nobliwe, stają się trampoliną rozmaitych polityczno-medialnych hucp. Wiadomo, żadne to odkrycia, ale gdzież, jeżeli nie w Krakowie, narzekać, iż nie uszanują już żadnej świętości. A kto nie uszanuje? I o jaką świętość chodzi? Ano, to już każdy sobie podstawi co mu pasuje w zależności od poglądów. Takie czasy!

Jakub Olech, politolog, wykładowca akademicki, krakowianin z importu, obserwator (bliższy) i uczestnik (dalszy) życia miasta i regionu.

Idź do oryginalnego materiału