Zwycięstwo Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich, wywołało w Prawie i Sprawiedliwości falę euforii. Kandydat popierany przez partię zdobył 50,89 proc. głosów, pokonując Rafała Trzaskowskiego z Koalicji Obywatelskiej, który otrzymał 49,11 proc.
Nawrocki, odbierając w minioną środę zaświadczenie o wyborze na Zamku Królewskim w Warszawie, stał się symbolem kolejnego sukcesu PiS. Jednak wśród partyjnych celebracji szczególną uwagę zwraca postawa Mateusza Morawieckiego, byłego premiera i wiceprezesa PiS, który w ostatnich wypowiedziach zdaje się robić wszystko, by przypisać sobie część tego triumfu. Jego deklaracje o „mocnym optowaniu” za Nawrockim już latem zeszłego roku budzą pytanie: czy to wyraz politycznej lojalności, czy raczej próba podlizywania się nowemu prezydentowi?
Morawiecki, w rozmowie na kanale „PRZEkanał” na YouTube, nie krył entuzjazmu. „Karol Nawrocki był również moim wyborem” – stwierdził z szerokim uśmiechem, podkreślając, iż należał do wąskiego grona osób, które od początku wierzyły w sukces prezydenta elekta. Twierdzi, iż już latem 2024 roku mocno wspierał kandydaturę Nawrockiego, co miało być tajemnicą znaną tylko nielicznym, z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Ta narracja brzmi jednak jak starannie wyreżyserowana próba przypomnienia o swojej roli w obozie władzy. W końcu, w partii, gdzie lojalność wobec lidera i umiejętność ustawienia się we właściwym miejscu są kluczowe, takie publiczne deklaracje nie są przypadkowe.
Postawa Morawieckiego wydaje się tym bardziej znamienna, iż w jego wypowiedziach pobrzmiewa nuta rywalizacji z obecnym rządem Donalda Tuska. Były premier nie omieszkał podkreślić, iż porażka Trzaskowskiego to tak naprawdę klęska Tuska, który „postawił cały swój autorytet” na kampanię kandydata KO. „Obecny rząd pokazał, iż nie potrafi rządzić” – stwierdził, próbując zdyskredytować swoich politycznych przeciwników. Jednak ta retoryka, choć typowa dla polityka PiS, wydaje się służyć także innemu celowi: Morawiecki chce być postrzegany jako kluczowa figura w sukcesie Nawrockiego, a tym samym umocnić swoją pozycję w partii i w oczach nowego prezydenta.
Krytycy wskazują, iż takie zachowanie Morawieckiego nosi znamiona politycznego oportunizmu. W Prawie i Sprawiedliwości nie brakuje wewnętrznych napięć, a pozycja byłego premiera od dawna budzi spekulacje. Po przegranych wyborach parlamentarnych w 2023 roku i oddaniu fotela premiera Tuskowi, Morawiecki musiał odnaleźć się w nowej roli – wiceprezesa partii i jednego z wielu graczy w obozie PiS. Publiczne podkreślanie swojego wsparcia dla Nawrockiego może być próbą zabezpieczenia wpływów w nowej konfiguracji władzy, w której prezydent Nawrocki będzie odgrywał kluczową rolę. W końcu prezydent z poparciem PiS to nie tylko sukces partii, ale także potencjalny sojusznik dla tych, którzy chcą utrzymać się w centrum politycznej gry.
Czy Morawiecki faktycznie był tak zagorzałym zwolennikiem Nawrockiego, jak teraz twierdzi? W polityce deklaracje ex post często służą budowaniu wizerunku, a niekoniecznie odzwierciedlają rzeczywistość. Warto zauważyć, iż latem 2024 roku w PiS trwały intensywne dyskusje na temat kandydata na prezydenta, a Nawrocki nie był oczywistym wyborem dla wszystkich. Morawiecki, chwaląc się swoją wiarą w zwycięstwo Nawrockiego, zdaje się teraz kreować na wizjonera, który przewidział sukces. Jednak ta narracja może być odbierana jako zbyt nachalna, zwłaszcza w kontekście jego wcześniejszej ostrożności w wypowiadaniu się na temat kandydatur.
Mateusz Morawiecki, akcentując swoje zasługi w kampanii Nawrockiego, wpisuje się w klasyczną polityczną grę o wpływy. Jego entuzjastyczne wypowiedzi mogą budzić uśmiech politowania, gdy widzimy, jak bardzo stara się przypodobać nowemu prezydentowi. W polityce takie gesty rzadko są bezinteresowne. Morawiecki, choć wciąż pozostaje istotną figurą w PiS, zdaje sobie sprawę, iż w nowej rzeczywistości musi potwierdzić swoją wartość. Czy Nawrocki doceni te starania, czy raczej uzna je za przejaw nadgorliwości? Czas pokaże, ale jedno jest pewne: w świecie polityki nikt nie „optuje” za kimś bez powodu.