Od blisko półtora roku rządzi w Polsce „koalicja 13 grudnia”, a na jej czele stoi Donald Tusk. Przez ten czas ogłoszono mnóstwo plebiscytów i wskazywano mniej lub bardziej oczywistych zwycięzców, ale w kategorii „największa kompromitacja i brak kompetencji” wybór jest przepastny. Jak sobie poradzić z wyznaczeniem liderów w tej grupie? Zadanie wydaje się wręcz niewykonalne o ile nie sięgnie się pod nadzwyczajny środek, jakim jest przyznanie tytułów ex aequo. Najłatwiej byłoby przyznać taki tytuł całej koalicji, ale to nadmierne uproszczenie krzywdzące komisję ds. Pegasusa.
Scenarzyści najbardziej kultowych serii komediowych nie potrafiliby przeskoczyć tego poziomu absurdu, w jaki komisja ds. Pegasusa wchodzi nieustannie z pełną spontanicznością. Samo spisanie wszystkich wpadek i groteskowych zachowań członków komisji to materiał na trylogię. Dość wspomnieć takie hity jak „członek Zembaczyński”, czy cyrkowe przedstawienie z pośpiesznym zamykaniem posiedzenia, aby nie mógł się na nim stawić Zbigniew Ziobro. Wydawałoby się, iż szczególnie z tej ostatniej kompromitacji, która zakończyła się korzystnym dla byłego ministra wyrokiem sądu, w końcu członkowie komisji wyciągną jakieś rozsądne wnioski. Czy tak się stało? Owszem, ale wyłącznie w minimalnym stopniu i w dodatku paradoksalnie uwypukliło to żałosny obraz komisji.
Jedynym przytomnym i kompetentnym uczestnikiem tej tragifarsy politycznej okazał się Przemysław Wipler. Poseł Konfederacji jest prawnikiem w przeciwieństwie do większości członków komisji i dlatego bardzo gwałtownie wychwycił kolejny rażący błąd, jaki popełniono. Mało tego, błąd ten ściśle wiąże się z poprzednim nieudanym doprowadzeniem Zbigniewa Ziobry przed oblicze komisji. Dokładnie chodzi o to, iż zgodnie z Kodeksem postępowania karnego skuteczne doręczenie zawiadomienia następuje po odbiorze pisma przez adresata, co jest dość oczywiste. Natomiast procedura przewiduje tak zwaną podwójną awizację, w tych przypadkach, gdy adresat nie odebrał przesyłki osobiście. Oznacza to, iż przesyłkę uznaje się za skutecznie doręczoną po 14 dniach od pierwszego awizo i po 7 dniach od drugiego.
Posługując się językiem prawników można stwierdzić, iż w realiach przedmiotowej sprawy świadek Zbigniew Ziobro miał czas do 24 kwietnia 2025 roku, godz. 00.00, aby zmieścić się w terminie zawitym. Mówiąc po ludzku Zbigniew Ziobro nie stawiając się na komisji w żaden sposób nie naruszył prawa, o ile odebrał zawiadomienie po zamknięciu posiedzenia. Przy czym tego wyścigu komisja wygrać nie mogła, ponieważ Zbigniew Ziobro w ogóle nie musiał odbierać zawiadomienia i wówczas zgodnie z prawem po godz. 00.00, 25 kwietnia pismo uznaje się za doręczone. Cały problem w tym, iż doręczenie zawiadomienia po terminie posiedzenia z mocy prawa i logiki uznaje się za nieskuteczne. Nie ma przy tym znaczenia, czy Ziobro wiedział, czy nie wiedział kiedy jest termin posiedzenia, bo komisja musiała wypełnić wymogi formalne, czego nie zrobiła.
Prawdopodobny przebieg wydarzeń będzie teraz taki, iż po wniosku komisji o ukaranie świadka Ziobry, pan minister złoży odpowiedź w sądzie, w której opisze powyższy stan rzeczy i po raz kolejny choćby sędzia z Iustitii będzie musiał te wyjaśnienia uznać. Biorąc pod uwagę, iż ostatnio komisja skompromitowała się z powodu kilku minut, a teraz chodzi jednak o 24 godziny, to jakiś postęp nastąpił. Tak, czy inaczej to już szósta próba postawienia Zbigniewa Ziobry przed komisją i szósta nieudana. Prosta matematyka podpowiada, iż wynik pojedynku Komisja ds. Pegasusa – Zbigniew Ziobro, to nie wynik, ale pogrom 0:6.
Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!