Komary pod lupą – jak uczymy się monitorować najgroźniejsze owady świata

1 godzina temu
Zdjęcie: komary


Niepozorne, a jednak jedne z najbardziej śmiercionośnych zwierząt na świecie – komary pozostają zagadką także w polskich miastach. Ponad 50 gatunków, różne preferencje siedliskowe, a do tego zdolność przenoszenia wirusów, takich jak gorączka Zachodniego Nilu czy Zika, sprawiają, iż naukowcy coraz uważniej przyglądają się tym owadom. O kulisach pierwszego w Polsce projektu systematycznego monitoringu populacji komarów, finansowanego przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, opowiada Kamil Słomczyński – biolog i współkoordynator badań.

Wodne Sprawy: Czy to prawda, iż komarom bardziej sprzyjają małe, brudne kałuże niż czyste, otwarte zbiorniki? Gdzie dziś – w realiach miejskich – komarom żyje się najlepiej? I czy z punktu widzenia biologa można wskazać ich ulubione siedliska wodne?

Kamil Słomczyński: W Polsce mamy ponad 50 gatunków komarów, które cechują się różnymi preferencjami odnośnie do siedlisk. Niektóre z nich wolą stałe zbiorniki, inne – okresowe. Mamy gatunki, które wybierają zbiorniki z dużą ilością materii organicznej oraz takie, gdzie jest jej mniej. W związku z tym, konkretne gatunki komarów mają konkretne preferencje co do wyboru miejsca składania jaj. Nie możemy zatem generalizować. W realiach miejskich, poza naturalnymi siedliskami wodnymi, larwy komarów możemy spotkać w wiadrach na deszczówkę, konewkach, popielniczkach, porzuconych w ogrodzie zabawkach czy doniczkach. Warto podkreślić, iż do zasiedlenia takich efemerycznych siedlisk antropogenicznych przez komary niezbędne są opady deszczu, których niestety w Polsce brakuje.

WS: Coraz częściej promujemy lokalne magazynowanie wody: zbiorniki retencyjne, ogrody deszczowe, beczki na deszczówkę. Czy równie często myślimy o tym, jak zapobiegać ich zasiedlaniu przez komary? Co mówi biologia, a co praktyka?

KS: Retencjonowanie wody deszczowej to bardzo ważna inicjatywa i absolutnie nie należy z niej rezygnować ze względu na ryzyko stworzenia domów dla larw komarów. Oczywiście, komary z chęcią będą korzystać z takiej infrastruktury, ale wystarczy odpowiednio zabezpieczyć wiadra czy beczki na deszczówkę, np. gęstą siatką czy szczelną pokrywką, aby zminimalizować szanse na złożenie jaj. Możemy również regularnie doglądać wody w naszych ogrodowych zbiornikach i mechanicznie usuwać larwy komarów. Natomiast z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, iż raczej jest to rzadka praktyka. Warto wspomnieć jeszcze, iż małe zbiorniki tego typu będą nagrzewać się znacznie szybciej w upalne dni niż jeziora czy stawy, a wyższa temperatura wpływa pozytywnie na tempo rozwoju larw komarów.

WS: Gatunki inwazyjne – jak Aedes japonicus – przemieszczają się dziś z niezwykłą łatwością. Czy nasze miasta stają się portami przesiadkowymi dla egzotycznych komarów, a tym samym miejscem potencjalnego zagrożenia epidemiologicznego?

KS: W związku z postępującą globalizacją niektórym gatunkom udaje się odbyć w krótkim czasie bardzo dalekie podróże, poza ich naturalny zasięg występowania, i przykładem tego jest właśnie Aedes japonicus. Przypuszcza się, iż jest to gatunek, który przybył do Europy z pomocą człowieka, za sprawą transportu opon, w których znajdywały się larwy tego gatunku. W związku z tym, iż Ae. japonicus odnalazł się w naszych warunkach klimatycznych, można przypuszczać, iż inne obce gatunki komarów również zadomowią się w Polsce, jeżeli tutaj trafią. Z racji, iż pozaeuropejskie gatunki komarów, takie jak Aedes japonicus, Aedes albopictus czy Aedes aegypti są wektorami różnych chorób wirusowych, możemy się spodziewać, iż w momencie pojawienia się patogenu na terenie kraju, przyczynią się one do powstania lokalnych epidemii. To wszystko jest możliwe, natomiast na ten moment ryzyko jest trudne do oszacowania.

WS: Wasz projekt dotyczy badania komarów jako potencjalnych wektorów chorób. Jakie wirusy są brane pod lupę? Czy mamy w Polsce realne ryzyko przenoszenia przez komary patogenów, takich jak gorączka Zachodniego Nilu czy Zika?

KS: W naszym projekcie skupiamy się na czterech wirusach – są to: wirus dengi, wirus Zika, wirus gorączki Zachodniego Nilu oraz wirus wywołujący żółtą febrę. Na ten moment w Polsce mamy do czynienia z Aedes japonicus, który jest wektorem gorączki Zachodniego Nilu i to właśnie materiał genetyczny tego wirusa jest najbardziej prawdopodobny do wykrycia podczas naszych badań. W Polsce w poprzednim roku był odnotowany przypadek endemicznego zachorowania na gorączkę Zachodniego Nilu oraz wywołany przez tego samego wirusa pomór krukowatych w Warszawie.

WS: Jednych komary omijają, inni są wiecznie pogryzieni. Co tak naprawdę decyduje o tym, iż stajemy się atrakcyjni dla komarzycy? Chemia ciała, temperatura skóry, metabolizm – czy to wszystko razem?

KS: Samice komarów w celu znalezienia żywiciela kierują się trzema głównymi czynnikami: wydychanym dwutlenkiem węgla, ciepłem ciała oraz składem chemicznym potu. Oczywiście, natężenie tych czynników jest zmienne. Na przykład osoby z podwyższonym tempem metabolizmu (np. podczas aktywności fizycznej), które wydychają więcej dwutlenku węgla, będą bardziej narażone na ataki komarów. Skład chemiczny potu również decyduje o tym, czy te owady będą się nami interesować. Na ten moment zidentyfikowano wiele różnych komponentów chemicznych ludzkiego potu, więc komary mają w czym wybierać. Ten czynnik również jest bardzo zmienny na poziomie osobniczym. Są badania, które sugerują preferencje niektórych gatunków do określonych grup krwi, natomiast w tej kwestii istnieje wiele wątpliwości i temat przez cały czas podlega analizom. Krótko mówiąc, wybory pokarmowe komarów to złożone zagadnienie, w którym pozostało wiele pytań.

WS: Dla nas smog, dla nich – dżungla zapachów. Jak komary odnajdują się w złożonej, miejskiej przestrzeni? Czym się kierują, poszukując źródła pożywienia? Bo przecież nie zawsze chodzi o krew.

KS: Miejska dżungla to z pewnością nie lada wyzwanie dla komarów. Duże zagęszczenie populacji ludzkiej w miastach stwarza wielką mieszaninę dwutlenku węgla, substancji zawartych w ludzkim pocie oraz zanieczyszczeń, jednak mimo wszystko komary dobrze się w tym odnajdują. Wydaje się, iż kluczowymi czynnikami naprowadzającymi mogą być ciepło ciała oraz chemizm ludzkiego potu. Oczywiście, samice komarów odżywiają się krwią (samce – nektarem kwiatów, w tym tych balkonowych), ale potrzebują również substancji cukrowych z nektaru, dzięki którym uzyskają energię do lotu, więc również stołują się w tych samych miejscach, co samce.

WS: W przestrzeni publicznej komary pojawiają się głównie jako latający problem. Czy można prowadzić rzetelne badania nad nimi, nie wpaść w pułapkę antropocentryzmu i dostrzec, iż komar to także część ekosystemu, nie tylko sezonowy wróg?

KS: Warto pamiętać, iż komary to element ekosystemu, który istnieje na Ziemi zdecydowanie dłużej niż ludzie. Stanowią one bardzo istotny element łańcuchów troficznych – osobniki dorosłe są pokarmem dla ptaków i nietoperzy, a larwy dla ryb i płazów. Nie należy się ich bać, ale patrzeć na nie z odpowiednim respektem i świadomością. W ujęciu światowym choroby przenoszone przez komary są odpowiedzialne za około 800 tys. zgonów rocznie, choć pojawiają się statystyki mówiące choćby i o 1 mln śmierci rocznie. W związku z tym należy pamiętać, iż komary są istotnym zagrożeniem epidemiologicznym i trzeba się przed nimi chronić, stosując repelenty czy używając moskitier. Kluczem do zrównoważonej koegzystencji z komarami jest ich jak najlepsze poznanie, zrozumienie ekologii i systematyczny monitoring. Z pewnością nie należy stosować wieloobszarowych oprysków, ponieważ zabijają one również inne gatunki owadów, w tym zapylaczy, oraz destabilizują lokalne ekosystemy.

Projekt finansowany ze środków budżetu państwa, przyznanych przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach Programu „Studenckie koła naukowe tworzą innowacje”

Komary pod lupą – jak uczymy się monitorować najgroźniejsze owady świata 2

zdj. główne: Erik Kartis/Unsplash

Idź do oryginalnego materiału