Kołodziej: Gdzie się podziały elity?

3 dni temu

Często w debatach publicznych porusza się temat elit, które przestały reprezentować społeczeństwo. W tym kontekście prawdziwych elit więc nie ma, bo nie reprezentują społeczeństwa, ale partykularne interesy korporacyjne lub państwa korporacyjnego. Dlaczego zatem w odczuciu społeczeństwa doszło do zanegowania tzw. procesu krążenia elit, czyli „produkcji” elit, które wyróżniały się na tle społeczeństwa, a społeczeństwo dążyło do awansu społecznego i wejścia do tych elit?

Wszystko zaczęło się wraz z rozwojom ekonomii neoliberalnej, która wniknęła do filozofii i socjologii na zasadzie głośnych wartości, a raczej założeń filozoficznych, promowanych przez nauki ekonomii. Należą do nich m.in. efektywność rynku i efektywna alokacja zasobów, które miałaby w założeniu promować mądrych i zdolnych, a co za tym idzie system miał służyć dobru całego społeczeństwa. Społeczeństwa są zatem w takim systemie „wrzucone na głęboką wodę”, a to jak sobie poradzą zależy już od wypadkowej działań obywateli. Te założenia są zakorzenione w liberalnym indywidualizmie, w idei, iż człowiek to autonomiczna jednostka, kalkulująca, wolna, niezależna od struktury społecznej. Ma posiadać też wartości społeczne i ogólnie cechy wrodzonego humanizmu, jeżeli zapewni się mu odpowiednie warunki materialne i rozwojowe, środowiskowe. jeżeli jednak uczciwa konkurencja nie działa, to wzbogaca się system w odpowiednie przepisy, które są w stanie ukarać „złego” i nagrodzić „dobrego”. Jednak nie o konkurencji korporacyjnej, czy niedoskonałej konkurencji monopolistycznej, ale o rządzeniu się samymi sobą warto pomyśleć. choćby liberał z perspektywy czasu wie jak, ta konkurencja wyglądała w czasach transformacji w Polsce. Dlaczego to nasze rządzenie samymi sobą w ramach państwa suwerennego nie tworzy elit, które nam by odpowiadały, które czulibyśmy (nawet podświadomie), iż działają w naszym interesie i rozumieją ten interes? W demokracji przecież to nie dziennikarze, czy ludzie z ludu muszą się wręcz dobijać do elit, by im coś przekazać czy zaalarmować? Dlaczego elity śpią lub często podejmują działania z opóźnieniem, gdy są do tego zmuszone przez lud i to nie tylko w Polsce? Odpowiedź znajduje się znacznie dalej niż możemy sobie to wyobrazić w perspektywie czasowej.

Ekonomia neoklasyczna zaczęła dominować mniej więcej od lat siedemdziesiątych dziewiętnastego wieku, ale jej prawdziwa hegemonia jako głównego paradygmatu nauczania i badań ugruntowała się w XX wieku, zwłaszcza po drugiej wojnie światowej. Neoklasycyzm z naciskiem na modele matematyczne, równowagę rynkową i racjonalne decyzje jednostek (w tym racjonalną alokację zasobów i efektywność rynków), zdominował podręczniki, uniwersytety i instytucje badawcze. Sfera gospodarki, w gruncie rzeczy ideologiczna i polityczna, początkowo mająca wspierać głównie podmioty gospodarcze i rozwój korporacji oraz handlu przeniknęła jednak na wiele innych obszarów kultury, w tym nauki humanistyczne, takie jak historię, socjologię, filozofię, które zgodnie z założeniami modeli gospodarczych promowały wartości korporacyjne, czyli pracę, uczciwość i efektywność, jak w dobrze funkcjonującej maszynie. Historia neoliberalizmu gospodarczego adekwatnie jednym ruchem przekreśliła wszystko, historię, głębokie korzenie narodów, kulturę bycia, człowieka takiego, jakim on jest. Neoklasycyzm gospodarczy, czy też wolnorynkowy to bowiem nie tylko nauka, ale także ideologiczna opowieść: o tym, iż rynek jest sprawiedliwy, iż każdy dostaje to, na co zasłużył, iż konkurencja między „państwami-korporacjami” to czysta gra.

Specjaliści od ekonomii i rynków mieli dbać o gospodarkę i byt ludności, stąd zaczęto ich zwać technokratami, z powodu wymogu umiejętności technicznych i analitycznych. Powszechnie mówiło się, iż wraz z rozwojem gospodarek neoliberalnych nastąpił koniec historii. niedługo okazało się jednak, iż system wymyślony przez amerykańską elitę naukową wcale nie prowadzi do tak wyśmienitych rezultatów, jakich się spodziewano, mimo stałych usprawnień w promowaniu kultury organizacji, zarządzania i promowania wzorców współpracy na poziomie mikro i makro organizacji. Modele neoliberalne uznawały, iż państwo jest tylko jednym z podmiotów gry rynkowej, a nie głównym kreatorem polityki gospodarczej i w przyszłości światłe społeczeństwa nie będą potrzebowały suwerennych państw z własnymi interesami. Będą rządzone przez technokratów, którzy rozumieją rynek i korporacje oraz potrafią dostrzec i wyegzekwować interesy społeczeństwa.

Eurodeputowany Parlamentu Europejskiego Philippe de Villiers (warto zaznaczyć, iż została przetłumaczona z francuskiego tylko na język polski) w swojej książce o amerykańskich korzeniach utworzenia Unii Europejskiej pt. Kiedy opadły maski podkreśla, iż zarząd oparty na tych domniemanych wartościach natury ludzkiej, która ma być racjonalna, a choćby altruistyczna i sprawiedliwa wynika z logiki kierowniczej i pragmatycznej, a więc technokratycznej, a nie z logiki politycznej i konstytucyjnej, nie z pewnej idei wspólnoty czy wartości zakorzenionych w społeczeństwach. W takim modelu, a raczej wyidealizowanej wizji świata, gdzie każdy za pracę i zdolności jest odpowiednio wynagradzany, nie ma typowego dla suwerennego państwa planu układania się stanów (klas, grup społecznych), nie ma choćby percepcji czy też świadomości, iż istnieją jakiekolwiek grupy i podejścia do współpracy, które obejmuje dany kod kulturowy, umożliwiający porozumienie się.

Wszyscy bowiem są wolni i równi w dostępie do zasobów czy rozwoju (sic!). W filozofii technokratycznej, gdzie eksperci „wiedzą lepiej”, lepiej rozpoznają interes społeczny nie ma też kontaktu pomiędzy elitami poszczególnych narodów. Elity zajmują bowiem miejsca w urzędach, gdzie ich wpływ na kształtowanie się opinii społecznych jest mocno ograniczony, co jeszcze tragiczniejsze profesorowie i intelektualiści stali się ich klientami. To przecież korporacje i urzędy zatrudniają doradców ekonomicznych, prezesów spółek państwowych, a badania naukowe są często finansowane z funduszy unijnych, organizacji i funduszy ponadnarodowych oraz państwowych… W technokratycznym społeczeństwie podobnie jak w świecie niezawodności rynku i doskonałej alokacji zasobów, urzędnicy stali się elitami, którym musimy ufać. Teoria neoliberalna niezawodności rynków i doskonałej alokacji zasobów ludzkich przerodziła się w „dogmat niezawodności elit”. Skoro elity są technokratyczne i korporacyjne, to kierowanie duchowo-ideowe przestaje mieć znaczenie.

Uczelnie bardzo często nie podejmują się więc prac opiniotwórczych, jeżeli byłyby one niezgodne z przyjętymi przez technokratów wymogami, co najwyżej liczą modele i prognozy na zlecenie i zgodnie z dominującą narracją. Jeszcze 10-15 lat temu mówienie, iż strefa euro to pomyłka było tematem tabu, temat ten potrzebował 20 lat, by stać się istotny w debacie publicznej. Zgodnie z regułą technokratyczną, opartą na niezawodności rynku i elit, UE pokazuje w doskonały sposób, jak w takim systemie bez elit, rolę reprezentowania interesów narodowych przejmują w łatwy sposób lobbyści. Mechanizm jest prosty i znany, w organizacjach lobbystycznych zasiadają byli komisarze, europarlamentarzyści oraz jedna czwarta byłych unijnych urzędników, działających na korzyść sektora finansowego i wielkich korporacji, gdyż właśnie z tych sektorów płyną do fundacji lobbystycznych pieniądze, a nie z budżetów państw. Następuje oczywiście i w tym przypadku efektywna alokacja zasobów dla jednego z uczestników rynku, tylko brak jest drugiej strony, jaką jest reprezentacja społeczeństw, a przynajmniej bardzo ograniczony jej zakres.

Praktycznie nie ma sektora, jak podkreśla de Villiers, który nie byłby poddany lobbingowi, w szczególności dotyczy on przemysłu chemicznego GAFAM, czyli Google, Apple, Facebook, Amazon i Microsoft, cyfryzacji, energetyki, rolnictwa, przemysłu farmaceutycznego, telekomunikacji, transportu, ale również LGBT. I do tego dochodzi jeszcze lobbing prowadzony przez państwa spoza Unii Europejskiej. Nie ma więc już kontaktu między elitami korporacyjnymi, a elitami narodów, które zanikają. Bardziej przypomina to model autokreacji post demokratycznej, a nie demokracji oświeceniowej i różnorodności kultur o podobnym kodzie i korzeniu kulturowym, dodaje ten francuski Eurodeputowany.

Neoklasycy zakładają, iż rynek jest pełen konkurujących podmiotów, które nie mają wpływu na ostateczny wynik i działają racjonalnie. Tymczasem w rzeczywistości mamy koncentrację kapitału: korporacje są ogromne, mają siłę monopolistyczną lub oligopolistyczną i wpływają nie tylko na rynek, ale też na politykę, prawo i normy społeczne W skrajnych przypadkach korporacje są wręcz silniejsze niż państwa – mają budżety większe niż PKB wielu państw i mogą wpływać na decyzje rządów przez lobbying czy arbitraż inwestycyjny i propagandę.

Rozmywanie się elit w konstrukcie europejskim państw korporacyjnych

Coraz większą liczba ludzi dostrzega, iż podstawą do stworzenia Unii Europejskiej nie były wartości, których oczekiwały wolne, demokratyczne społeczeństwa. Tzw. konstrukt europejski był bowiem zapoczątkowany przez Stany Zjednoczone. Ojcowie założyciele Monet i Schuman ściśle współpracowali z Amerykanami, a w szczególności z wielkim biznesem amerykańskim przy tworzeniu traktatów założycielskich i organizacji międzynarodowych UE. Działanie ich oparto na teorii funkcjonalizmu, która mówi, iż większość problemów wymaga rozwiązań technicznych. Zaleca ona w imię wartości uważanych za powszechne, jednoczenie się państw nie poprzez współpracę i obronę własnych interesów, czy to na szczeblu ogólnopaństwowym, czy też stanowym (klas, grup społecznych, grup przedsiębiorców, sektorów) ale poprzez integrację osadzoną.

Technokratyczne zasady funkcjonowania polegają na powoływaniu instytucji wyspecjalizowanych, które wpierw przejawiać mają ograniczone kompetencje, rozszerzające się stopniowo na inne dziedziny w ramach efektu rozwoju, bez możliwości cofnięcia. Wprawdzie instytucje ponadnarodowe, służące handlowi nie mogą nikogo dziwić. W końcu to Ameryka optowała za ambitnym planem Europy federalnej związanej z rynkiem amerykańskim, w ramach jednego geopolitycznego bloku przeciwko blokowi sowieckiemu. To amerykańscy eksperci zredagowali tekst konstytucji Europejskiej i marzyli o odbudowaniu Niemiec, aby prowadzić biznes z ich wielkimi koncernami. Nie może to dziwić w świetle faktów iż konkurencyjny kapitalizm i indywidualizm okazał się systemem znacznie efektywniejszym niż komunizmu.

Konieczność zwalczania sowieckiego komunizmu i szerzenie poglądów wolnorynkowych w gospodarce, uczestnictwo amerykańskiej dyplomacji we włączaniu kolejnych państw do wielkiego rynku europejskiego, jak również idei pokoju powojennego mogła stanowić legitymizację amerykańskich działań kulturowych w Europie, jednak funkcjonalistyczna proces według którego miała przebiegać integracja europejska miał zapewnić depolaryzację Europy na rzecz Waszyngtonu uważa de Villiers.

Jednak w ramach zarządu europejskiego instytucje, które określają na co przeznaczać środki na badania i rozwój, na jakie badania można otrzymać granty unijne, czy to w dziedzinie gospodarki danego kraju, czy kultury i sztuki dziwią coraz bardziej. Zaciskanie się niewidzialnej pętli, czy też niewidzialnej ręki rynku zaczęło się w momencie dyskwalifikowania badań profesorów amerykańskich, krytycznie odnoszących się do ekonomii neoklasycznej i w wielu badaniach kwestionujących założenia tego typu ekonomii, czy też twardych założeń filozoficznych z nią związanych. Takim naukowcom odmawiano publikacji w punktowanych żurnalach, alienowano, a choćby pozbawiano katedr. Ekonomia miała nie być związana z polityką…

Takie działania doprowadziły, do sytuacji w której współczesne państwo i korporacja nie muszą już bić ani zamykać – wystarczy, iż wytworzą takie środowisko, w którym jednostka sama się kontroluje: czy jest wystarczająco wydajna, zmotywowana, produktywna, czy myśli poprawnie – uważał Foucault. I właśnie przez tę logikę działania – którą przejmują szkoły, urzędy, social media – korporacyjna kultura przenika wszystko i wszystko rozmywa.

Globalizm, globalizacja i nowy komunizm

Monnet uważał, iż odebranie państwom ich suwerenności powinno zachodzić znośnie, zaczynając od wąskiego frontu natarcia, a następnie powinna być ona atakowana z odwagą. Najpierw następuje alienacja suwerenności w danych dziedzinach, zaczynając początkowo od współpracy gospodarczej w ramach wspólnoty węgla i stali, co przynosiło korzyści gospodarcze, ale następnie w małych krokach kompetencje mają być przenoszone na coraz wyższy poziom, w jedną ponadnarodową całość (de Villiers). Technokraci powinni dążyć do stworzenia świata bez narodów, ponieważ to one stanowią zarzewie wojen i partykularnych interesów elit. Nie wiadomo jednak w tym ujęciu dlaczego interesy korporacji, podszyte zgrabnym sloganem liberalnej efektywności i dobra społecznego miałyby im zapobiec? Świetnie obrazują to utopie w rodzaju ,,Nowego wspaniałego świata” Huxley’a.

Gramsci, twórca teorii hegemonii kulturowej, podkreślał, iż władza działa nie tylko przez pieniądze i przemoc, ale też przez ideologię i kulturę. Zauważył, iż elity utrzymują swoją dominację nie dlatego, iż zmuszają ludzi siłą, ale dlatego, iż narzucają swoją wizję świata jako oczywistą i naturalną. W praktyce oznacza to, iż wartości i interesy klasy dominującej – np. właścicieli fabryk, korporacji – stają się „zdrowym rozsądkiem”. Ludzie zaczynają wierzyć, iż sukces to ciężka praca, indywidualizm, rywalizacja, elastyczność – bo tak mówi reklama, szkoła, media. Przestają widzieć, iż za tym wszystkim stoi konkretna struktura władzy i interesu. Nie należy zatem utożsamiać globalizacji, która jest procesem naturalnym wraz z rozwojem gospodarek światowych z globalizmem, który zagraża gospodarkom i społeczeństwom i jest formą totalitaryzmu.

O ideologii mówimy też wtedy, gdy ludzie akceptują system nawet, gdy działa przeciwko nim, bo albo uważają, iż nic nie mogą przecież zrobić, lepiej się nie wychylać, albo przypisują sobie winę za nieumiejętność przystosowania się do „systemu” lub choćby „naturalnego systemu” choćby jeżeli wiąże to się najzwyczajniej z obojętnością wobec nieetycznych, złych, „drapieżnych”, czy przemyconych praktyk. W takiej sytuacji żadna technokracja, ani zarząd czy regulacje nie zmienią sumienia człowieka. I tu wkraczamy w sferę filozofii i religii, dobra wspólnego, które ideologia może bardzo zubożyć.

Jeszcze do niedawna i podejrzewam przez cały czas ludzie ze zdziwieniem słyszą, iż Niemcy – dobrotliwy hegemon mogą mieć interesy, iż UE może mieć interesy, na który większy wpływ mają państwa centralne. Przecież rynek ma rację, a jeżeli kraj jest słaby kulturowo, ludzie nie potrafią współpracować czy obronić swoich interesów narodowych, to jest wina tego państwa. Urzędnicy za sprawą swej elitarności korporacyjnej są niczym komuniści kreatorami technicznego porządku, w którym pierwiastek ludzki poradzi sobie, tak jak poradzą sobie ci lepsi w korporacjach. W takim systemie jednak to właśnie potencjalne narodowe elity równają w dół, bo przede wszystkim muszą być posłuszne, by awansować lub choćby utrzymać swą pozycję urzędniczą, robią to co im nakazuje zarząd. Podobnie w korporacji, managerowie jakimś dziwnym splotem wcale nie są tymi po najlepszych uczelniach, czy z doświadczeniem zawodowym, jak słusznie wielu ludzi pracujących w korporacjach twierdzi, awanse są z przypadku. Przypomina to bardzo ustrój komunistyczny, niż demokratyczny i wolnościowy, bo promuje wiernych biernych.

Charakter zarządzania korporacyjnego przejawiają też kolejne rządy europejskie. Doskonałym tego przykładem jest decyzja o likwidacji 17 spółek regionalnych Polskiego Radia oraz postawieniu w stan likwidacji Telewizji Polskiej (TVP) i Polskiej Agencji Prasowej (PAP), która została podjęta przez rząd D. Tuska w grudniu 2023r., czyli za prounijnych rządów koalicji skupionej wokół Platformy Obywatelskiej (PO). Termin „w likwidacji” oznacza proces, a nie natychmiastową likwidację, co może oznaczać początek restrukturyzacji, która może obejmować zmiany w zarządzaniu, reorganizację lub inne zmiany strukturalne. Podejmowane są więc przez cały czas decyzję o dalszym losie jednostek finansowanych z budżetu państwa i to na dużą skalę. Wymiana managerów będzie dostosowywała struktury organizacyjne do „nowych celów” ekipy rządzącej.

Wielki kapitał, a rewolucje i chaos

W kontekście tzw. efektywnego charakteru kapitału i rynków, pomagających społeczeństwom w bogaceniu się, warto przypomnieć też, kto sfinansował rewolucję październikową w Rosji 1917 r. Okazuje się, co udokumentował brytyjski ekonomista Antony’ego Sutton’a w swojej książce „Wall Street a rewolucja bolszewicka”, iż bez pomocy Amerykanów, amerykańskich bankierów i przemysłowców finansujących bolszewików, nie byłoby rewolucji październikowej, ani objęcia przez nich władzy. Nie tylko z inicjatywy banku centralnego USA, jak twierdzi Sutton, wysłano do Rosji kilkunastu bankierów do wsparcia ich działań, ale w 1918 r. choćby korpus 8 tys. żołnierzy amerykańskich, którzy przysłużyli się do pokonania kontrrewolucji na dalekim wschodzie Rosji. USA finansowały też propagandę i zrzucanie broszur i książek komunistycznych poza granice rewolucji do Niemiec, licząc na to, iż rozprzestrzeni się ona na dalsze kraje w Europie, mi. in. Francję i Włochy, kolejnych konkurentów USA twierdzi – A. Sutton.

Dzięki amerykańskim przemysłowcom z Wall Street bolszewicy odbudowali przemysł po wojnie i zaczęli produkować maszyny na bazie amerykańskich licencji. Amerykański pomysł był według Leszka Pietrzaka prosty: zainstalować nieefektywny system gospodarczy w Rosji, a potem uzależnić ją od amerykańskich towarów i technologii, oraz wyeksportować rewolucję do innych krajów, bo łatwiej będzie zarządzać władzą scentralizowaną, słabymi gospodarkami i rynkami zbytu w Europie. Obawiano się też, iż po wojnie słaba gospodarczo Rosja będzie eksploatowana przez Niemcy, stąd stary kontynent mógłby w wyniku chaosu rewolucji stać się, tak jak Rosja, terenem większej infiltracji przez kapitał amerykański. Dystynktywnym stał się artykuł w New York Times, w którym rosyjski kacyk podziękował oficjalnie Amerykanom za wsparcie bolszewickiej rewolucji! Na pomoc amerykańskiej finansjery mógł liczyć każdy z wyjątkiem tych, którzy chcieli stworzenia wolnego indywidualistycznego społeczeństwa, dlatego beneficjentami tej pomocy mogli być tylko bolszewicy – uważa A. Sutton. W ówczesnym czasie bolszewizm był znacznie bardziej interesującym systemem politycznym, gdyż można go było użyć nie tylko do osiągnięcia korzyści finansowych na kraju w warunkach przewrotu, ale do kontrolowania społeczeństwa, a równocześnie wyeliminowania Rosji, potencjalnego konkurenta z rynku, który w przyszłości mógłby zagrozić Stanom Zjednoczonym.

Nie wzięto jednak pod uwagę celów bolszewików, iż nie wszyscy uważali, iż komunizm z czasem zostanie przejęty przez inne narody dobrowolnie. Lenin twierdził , iż „kapitaliści sprzedadzą nam sznurek na którym później ich powiesimy”. W latach 1929-1933 prawie wszystkie fabryki w Rosji zostały zbudowane przez amerykańskie firmy. Przykładowo fabryka Forda, (którego fundusz czynnie wspierał poprzez fundusze amerykańskie powstanie konstruktu europejskiego) w Gorkach w Rosji bolszewickiej gwałtownie przestawiła swą produkcję, tak jak wiele innych fabryk na przemysł zbrojeniowy. Amerykanie wychowali zatem sobie potwora (L. Pietrzak).

Chaos informacyjny, kryzysy i wojny

„Na wojnach najlepiej zarabia kapitał” twierdził Paul Kennedyego w swojej książce „Mocarstwa świata, narodziny, rozkwit, upadek, przemiany gospodarcze i konflikty zbrojne w latach 1500-2000″, która niedawno doczekała się po wielu latach wznowienia druku (choć posiadam jeszcze egzemplarz antykwarystyczny z 1994 r.). Koncert mocarstw, warto też dodać korporacyjnych, ma służyć dalszej kumulacji kapitału, który umożliwiał Pax Americana. Znaczący w tym kontekście staje się artykuł New York Times z marca 2025 r., w którym ujawniono, iż wojną na Ukrainie sterowano z amerykańskiej bazy w Wiesbaden w Zachodnich Niemczech. Podobnie zbrojenie się państw NATO pod zarządem UE, która również wymusza zbrojenia! bez zgody wszystkich jej członków jest narzucone przez USA. Stany Zjednoczone i niektóre państwa Zachodu przekazały Ukrainie rakiety dalekiego zasięgu i robiły to stopniowo i z ograniczeniami. W wielu przypadkach Ukraina miała zgodę tylko na użycie tych rakiet na swoim terytorium, ale ostatnio część państw, w tym USA, złagodziła te ograniczenia i dopuściła ataki na cele w Rosji, głównie w rejonach przygranicznych..

Jean Boissonnat analizując system funkcjonalistyczny narzucony Europie przez amerykańskich mocodawców, stwierdził, iż „Europa sprawia wrażenie, jakby posuwała się naprzód dzięki pewnego rodzaju sile politycznego pędu, a każdy etap odpala mechanikę prowadzącą do kolejnego. Kiedy zaś pojawiają się obawy co do jakiejś nowości, okazuje się, iż już jest za późno, ale bowiem zatrzymanie się mechanizmu niesie za sobą większe zagrożenia niż przyzwolenie na ciąg dalszy. De Villiers twierdzi, iż dokonuje się równocześnie dekonstrukcji krajowych demokracji i buduje techniczno-handlową maszynerię.

Dzięki „Europie małych kroków” Unia przesuwa się do przodu małymi, zamaskowanymi posunięciami, Euro, migracje, handel,, a im bardziej otwierane są granice, tym bardziej zwiększa się nieufność i trudności pomiędzy krajami wpakowanymi na wspólny pokład, zatem tym bardziej trzeba zwiększać regulacje! A w konsekwencji oddać władzę ponadnarodowym organom. W każdej kwestii zachodzi ten sam piekielny cykl, a jest to strategia zarządzania poprzez chaos. Jacques Delors nazwał ją „korzystnym kryzysem”, ponieważ każdy kryzys jest doskonałym pretekstem do kolejnego kroku w kierunku ponadnarodowości, a włoski filozof Roberto de Mattei dowodził, iż totalitaryzm nadejdzie w dzisiejszych czasach poprzez powodowanie chaosu.

Unia Europejska mogłaby być wspólnotą demokratycznych narodów, a nie wspólnotą technokratów i lobbystów biznesu, ale na chwilę obecną nie ma kontaktu pomiędzy „prawdziwymi” elitami poszczególnych narodów. W obecnym kształcie przypomina ona raczej bardziej model autokracji post demokratycznej, a nie demokracji oświeceniowej i europejskiej, dlatego jest bardziej niebezpieczna niż może się wydawać.

Karolina Kołodziej

Idź do oryginalnego materiału