Kolejny huragan w USA. Kończą się środki na naprawy zniszczeń

1 miesiąc temu

Klęski w postaci burz, huraganów czy tornad w USA stały się ostatnio tak kosztowne, iż zaczęło już brakować pieniędzy na wypłacanie odszkodowań. FEMA, odpowiednik naszego RCB, musi oglądać każdego dolara, nim zdecyduje się na wypłaty za poniesione straty. W tym roku USA doświadczają naprawdę kosztownych katastrof, za które odpowiada globalne ocieplenie. Kryzys klimatyczny jednocześnie zaczyna wymuszać migracje wewnętrzne, ale wielu Ameryków migruje tam, gdzie nie będzie dla nich przyszłości.

Z początkiem lipca niespotykany wcześniej huragan zrównał rajską wyspę z ziemią, szalejąc na Karaibach. Beryl, bo tak nazwano huragan, uderzył w USA, doprowadzając do śmierci kilku osób.

Miesiąc później świat obiegają informacje o kolejnym groźnym zjawisku – huragan Debby dotarł w poniedziałek 5 sierpnia na południowo-wschodnie wybrzeże USA, uszkadzając linie energetyczne. Amerykańskie media potwierdzają śmierć co najmniej 5 osób.

Koszty katastrof związanych z pogodą rosną bardzo szybko

Ten rok może okazać się rekordowy, jeżeli chodzi o klęski żywiołowe w USA związane z pogodą. „Winnym” tych rekordów jest globalne ocieplenie, które powoduje, iż straty stają się coraz większe. Choć oczywiście zdania tu mogą być podzielone, to jasno widać, iż z dekady na dekadę jest coraz gorzej – pogoda staje się coraz bardziej agresywna. Prawdą jest to, iż USA ponoszą największe straty, bo to kraj wysokorozwinięty.

Ilustracja. Wykres pokazują liczbę klęsk żywiołowych w USA oraz ich koszty w latach 1980-2024. Dane uwzględniają klęski, które poniosły za sobą straty przekraczające 1 miliard dolarów. Źródło: NOAA/NCEI.

To jedna strona medalu. Wykres pokazuje, iż dynamika wzrostu kosztów jest tak duża, iż trudno mówić tu tylko o procesach ekonomicznych. Liczba klęsk związanych z działaniem ekstremalnej pogody rośnie. Ubiegły rok był rekordowy. W tym roku miało miejsce już 15 potwierdzonych katastrof związanych z pogodą i klimatem. Te klęski przyniosły straty na blisko 38 mld dolarów. Bilans nie jest zamknięty, bo kończy się na czerwcu, a my czekamy na kolejne wyliczenia.

Taka sytuacja, która jasno pokazuje, iż przyczyną jest globalne ocieplenie, oznacza problem dla amerykańskich finansów publicznych. Katastrofy mogą wpłynąć na PKB, mogą choćby przybliżyć USA do kryzysu finansowego, który normalnie by się nie zdarzył. – jeżeli myślimy, iż w przyszłości będziemy mieć stosunkowo skromne formy wzrostu, dwa, może trzy procent wzrostu PKB, a tutaj mamy 0,4 procent strat PKB z powodu tylko tych burz, to naprawdę zaczyna to nadwyrężać nasz rozwój. Sytuacja może zmniejszyć naszą potęgę gospodarczą – uważa prof. Jesse Keenan, zajmujący się kwestiami planowania urbanistycznego na Uniwersytecie Tulane.

W budżecie krajowym zaczyna brakować pieniędzy na pokrywanie strat

Dawniej klęsk było mniej, tornada i huragany były słabsze, było mniej powodzi, mniej susz, bo klimat był chłodniejszy. Ostatnie lata to zupełnie inny obraz. Klęski pogodowe stają się tak niszczące, iż zaczyna brakować pieniędzy na odszkodowania dla ludzi.

Przykładem jest miasto Leominster w stanie Massachusetts, znajdujące się w regionie, który doświadcza klęsk związanych ze zmianami klimatu. Cieplejszy ocean i meandrujący prąd strumieniowy nie oznaczają dla lokalnych mieszkańców niczego dobrego. Burze i ulewy stają się silniejsze, a szkody, jakie we wrześniu 2023 roku poniosło miasto, były ogromne. To 24 mln dolarów. Okazało się, iż straty są… zbyt duże, w wyniku czego rząd federalny odrzucił wniosek o zwrot kosztów naprawy zniszczeń.

– Większość uważa, iż FEMA jest obecna, gdy dochodzi do wydarzeń na dużą skalę – zamierzają ci pomóc – powiedział Dean Mazzarella, burmistrz Leominster, który głowił się nad tym, skąd wziąć pieniądze na budowę nowej szkoły podstawowej. Plany budowy pojawił się jeszcze przed uderzeniem nawałnicy. – Ćwicz samodzielność. jeżeli czekasz na pomoc rządu federalnego, obniż swoje oczekiwania – mówił oburzony.

Leominster nie jest jedynym miastem, któremu FEMA odmówiła pomocy finansowej. Takich miast jest i będzie jeszcze więcej. Zwłaszcza teraz w związku z w tej chwili trwającym sezonem huraganów. FEMA, czyli Federalna Agencja Zarządzania Kryzysowego, jest czymś podobnym do naszego RCB. Agencja ta, oprócz ostrzegania, zajmuje się dystrybucją środków finansowych z budżetu państwa na pokrywanie strat związanych z klęskami żywiołowymi.

FEMA musi oglądać każdego dolara, nim wyda na pomoc poszkodowanym miastom

Strat jest tak dużo, iż agencja ta jest po prostu przeciążona. Środki finansowe są ograniczone. W 2023 roku odrzuciła 14 wniosków o pokrycie strat, to najwięcej od 2016 roku. Agencja stwierdziła, iż szkody w Leominster „nie były tak poważne i duże, aby uzasadniać wyznaczenie pomocy publicznej”.

Liczba katastrof, którymi FEMA musiała w zeszłym roku zarządzać, wzrosła do 71. To ponad dwukrotnie więcej niż w 2016 roku. Po 2017 roku rządowa jednostka została zmuszona do zwiększenia liczby kadr w związku z natłokiem prac. Przed 2017 rokiem pracowało tam 3300 osób, teraz około 6000, a potrzeba kolejnych pracowników. To oczywiście wraz z klęskami oznacza dodatkowe koszty.

Sytuacja w związku z coraz bardziej agresywną pogodą jest taka, iż budżet agencji do połowy sierpnia zostanie wyczerpany. W ubiegłym roku Fundusz Pomocy Ofiarom Katastrof został zmuszony do wstrzymania płatności na około miesiąc – po raz pierwszy od 2017 roku – dla tysięcy projektów, które nie zostały uznane za natychmiastowe, ponieważ kończyły się pieniądze. – jeżeli fundusze FEMA nie będą rosły w takim samym tempie jak liczba katastrof, coś się wydarzy. Te katastrofy stają się coraz bardziej kosztowne. Będzie to wymagało większego finansowania dla FEMA. jeżeli finansowanie to nie nadejdzie, mówimy o długoterminowym obciążeniu władz stanowych i lokalnych – powiedziała Sarah Sullivant, dyrektor zarządzająca w S&P Global Ratings.

Miasta będą musiały radzić sobie same, obywatele uciekają przed żywiołem

Oczywiście amerykański Kongres z pewnością znajdzie dodatkowe środki, bo będzie musiał je znaleźć. Pytanie tylko, kosztem czego? W przyszłości problem będzie narastać, a USA zostaną zmuszone do ponoszenia coraz większych kosztów katastrof związanych z globalnym ociepleniem. Jak powiedział Tom Doe, założyciel Municipal Market Analytics, sytuacje takie jak ta, przed którą stoi Leominster, zaczęto nazywać „luką katastroficzną”.

– Oczekuje się, iż poleganie na finansowaniu federalnym będzie niewystarczające w przyszłych latach ze względu na nadmierne zapotrzebowanie, podczas gdy deficyt federalny wciąż rośnie. Władze stanowe i lokalne będą zmuszone do sfinansowania niezbędnych projektów w celu ograniczenia negatywnych konsekwencji zdarzeń klimatycznych – powiedział Doe.

W zeszłym roku klęski związane z pogodą zmusiły 2,5 mln Amerykanów do opuszczenia swoich miejsc zamieszkania. Jednak jak dotąd stosunkowo kilka z tych osób przeprowadziło się do miejsc często określanych jako „klimatyczne raje” – miast takich jak Duluth w Minnesocie. Obszary leżące na północy, w pobliżu Wielkich Jezior są bezpieczne. Nie ma tam tornad ani fal upałów, problem mogą stanowić co najwyżej mrozy czy śnieżyce.

Migrują nie tam, gdzie powinni

Część osób przeniosła się do sąsiednich miast, co kilka zmienia. Wielu też zdecydowało się na migrację do tzw. Pasa Słonecznego, czyli południowych stanów USA. A to tam skutki globalnego ocieplenia są największe. W większości przypadków powodem takiego kierunku są możliwości rozwojowe, jakie póki co oferują południowe stany.

– Kiedy dotarłem do Los Angeles na Union Station, ktoś dowiedział się, iż jestem ślusarzem i zaproponował mi pracę. Później, gdy byłem w Jewelry District, spotkałem właściciela sklepu jubilerskiego. Powiedział mi, iż jego syn pracuje w studiu i nie jest już ślusarzem, więc zaproponował mi, żebym zamieszkał w jego pensjonacie w Burbank i wykorzystał starą furgonetkę służbową jego syna, aby rozpocząć działalność i podzielić się zyskami. W centrum Los Angeles ślusarz sprzedawał swój sklep i złożył mi ofertę. Następnie w Bunker Hill otrzymałem kolejną ofertę od właściciela na darmowe mieszkanie i sklep, jeżeli zostanę ślusarzem. To samo w Santa Monica. Zdałem sobie sprawę, iż Los Angeles ma dla mnie więcej możliwości niż to, co było dostępne w McKeesport [miasto w stanie Pensylwania] – opowiada Nehemiah Marcus, który niedawno przeniósł się do Kalifornii.

Firmy w USA wybierają bezpieczniejsze regiony

Miasta na południu USA wciąż się rozwijają, mimo narastającego problemu z globalnym ociepleniem. Los Angeles, zagrożone brakiem wody, nie jest tu wyjątkiem. Badania pokazują, iż w kwestii przeprowadzki bezpieczeństwo klimatyczne jest tylko jednym z wielu powodów migracji. Często decydującym czynnikiem są możliwości rozwoju i znalezienia pracy. To ogromny problem, którego na razie ci mieszkańcy nie odczuwają. Jednak w dłuższej perspektywie taki trend może być przyspieszeniem katastrofy społecznej, szczególnie iż ubezpieczyciele w USA zaczynają uciekać od świadczenia usług tam, gdzie zmiany klimatyczne mogą odcisnąć swoje piętno.

Jedynym rozwiązaniem może być tu zachęcanie ludzi do migracji tam, gdzie powinni. Rząd federalny może zachęcać do znaczących inwestycji sektora prywatnego, by skłonić ludzi do migracji. Można to zrobić współpracując z kluczowymi branżami w celu tworzenia programów relokacji i przekwalifikowania. Zwłaszcza dla pracowników o niskich dochodach i ograniczonych zasobach. Oczywiście nie znaczy to, iż władze mają doprowadzić do wyludnienia południa USA, ale sprawić, by stany te nie były nadmiernie zasiedlane. choćby jeżeli miasta te wciąż dają duże możliwości rozwojowe.

Dobrym przykładem ze strony sektora prywatnego jest decyzja giganta technologicznego Micron Technology Inc, który otworzył fabrykę czipów w stanie Nowy Jork, a nie gdzieś na południowym-zachodnie USA, gdzie np. może zabraknąć wody.

Wraz z postępującymi zmianami klimatu takich sytuacji będzie coraz więcej.

Zdjęcie tytułowe: shutterstock/Bilanol

Idź do oryginalnego materiału