Dariusz Matecki, jeden z najbardziej obrzydliwych przedstawicieli twardego skrzydła PiS, znów jest niesławnym bohaterem afery. Tym razem nie jako hejter czy internetowy krzykacz, ale jako beneficjent fikcyjnego zatrudnienia za niemal pół miliona złotych z pieniędzy publicznych. Prokuratura Krajowa postawiła zarzuty trzem byłym dyrektorom Lasów Państwowych za przekroczenie uprawnień — bo właśnie oni mieli „zatrudnić” Mateckiego w instytucji, w której jego jedynym realnym wkładem było… pobieranie pensji.
Afera jest częścią większego, rozrastającego się niczym rak, śledztwa w sprawie Funduszu Sprawiedliwości — finansowego eldorado dla politycznych kumpli i działaczy PiS. Dariusz Matecki usłyszał już sześć zarzutów, w tym cztery dotyczące sprzeniewierzenia mienia. Teraz prokuratura uderza w jego mocodawców — ludzi, którzy zapewniali mu sowite wynagrodzenie za nieistniejącą pracę.
Matecki, który przez lata prowadził serię brutalnych ataków na przeciwników politycznych, dziennikarzy i organizacje pozarządowe, jest postacią obrzydliwą.
Według prokuratury Matecki w latach 2020–2023 miał „pracować” w Centrum Informacyjnym Lasów Państwowych oraz Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Szczecinie, inkasując z tego tytułu blisko 484 tys. złotych. Pracy jednak nie było. Były za to wpływy na konto.
To nie przypadek, iż ten wątek łączy się z zakupem systemu Pegasus i wyprowadzaniem środków z Funduszu Sprawiedliwości. Cała konstrukcja, zbudowana za czasów Zbigniewa Ziobry, przypomina mafijną strukturę: pieniądze podatników trafiały do wybranych ludzi, fundacji, „zatrudnionych” działaczy i hejterów. Matecki, jako jeden z filarów propagandy Suwerennej Polski i PiS, nie tylko ją nakręcał — był przez nią karmiony.
Systemowe złodziejstwo.