Kolejne obietnice Morawieckiego. Kto za nie zapłaci?

1 tydzień temu
Zdjęcie: Morawiecki


Mateusz Morawiecki znów pojawił się w przestrzeni publicznej z głośnymi obietnicami. Były premier, dziś wiceprezes PiS, zaprezentował plan mający ochronić Polaków przed skutkami wzrastających cen energii.

Jego słowa brzmią donośnie, niemal dramatycznie: „Albo Polska będzie miała tanią energię – albo nasze bezpieczeństwo, przyszłość i rozwój będą zagrożone”. Na pierwszy rzut oka trudno się nie zgodzić. Energia jest fundamentem współczesnych gospodarek, a rachunki za prąd i ogrzewanie coraz częściej stają się problemem dla tysięcy rodzin. Kłopot jednak w tym, iż polityczne deklaracje Morawieckiego brzmią jak echo jego wcześniejszych rządów – pełnych głośnych zapowiedzi, a ubogich w realne efekty.

Plan Morawieckiego przewiduje m.in. obniżenie rachunków za prąd o 30 proc. poprzez redukcję VAT i „nieracjonalnych opłat”, naprawę programu Czyste Powietrze, rezygnację z dopłat do samochodów elektrycznych na rzecz magazynów energii czy wprowadzenie taryfy socjalnej dla najbardziej potrzebujących. W teorii brzmi to dobrze, ale praktyka każe zapytać: dlaczego tych rozwiązań nie wprowadzono, kiedy Morawiecki miał realną władzę?

Jako premier przez lata odpowiadał za kształt polityki energetycznej państwa. To wtedy rząd PiS doprowadził do uzależnienia Polski od węgla, a transformację energetyczną spowolnił do granic absurdu. To wtedy mnożono bariery dla rozwoju odnawialnych źródeł energii, zwłaszcza energetyki wiatrowej na lądzie. I to w tych latach, gdy świat inwestował w nowoczesne technologie, Polska utknęła w sporach politycznych i półśrodkach.

Morawiecki lubi stawiać się w roli zbawcy. W nowym nagraniu mówi: „Energia nie może być luksusem. To podstawa funkcjonowania i bezpieczeństwa każdej rodziny i każdej firmy”. Zgoda – tyle iż dziś problemem jest brak spójnej i konsekwentnej strategii, a nie brak górnolotnych frazesów. Gdy były premier zapewnia, iż „wie, co zrobić, by polskie rodziny nie przeżywały dramatów”, trudno oprzeć się wrażeniu, iż mówi to polityk oderwany od rzeczywistości.

Dlaczego? Bo w czasie, gdy kierował rządem, Polacy już przeżywali takie dramaty. Rosnące rachunki za energię, inflacja napędzana m.in. drożejącym prądem i gazem, brak przejrzystości w programach pomocowych – to wszystko działo się za jego kadencji. A teraz ten sam człowiek, który miał narzędzia, by temu zapobiec, apeluje o zaufanie i przedstawia siebie jako rozwiązanie.

„To wszystko jest możliwe, tylko potrzeba odważnych decyzji i sprawdzonych ludzi. Zaufaj” – mówi Morawiecki w spocie. Trudno o bardziej puste hasło. Zaufanie nie rodzi się od sloganów, ale od konsekwencji i uczciwości. Tymczasem bilans jego rządów w energetyce to chaos regulacyjny, marnowanie środków i brak długofalowej wizji.

Warto przypomnieć, iż PiS wielokrotnie zasłaniał się „tarczami antyinflacyjnymi”, które zamiast rozwiązywać problem u źródła, tylko doraźnie go łagodziły. Obniżki VAT czy akcyzy na energię były półśrodkami, które nie mogły zastąpić strategicznych inwestycji. A dziś Morawiecki obiecuje dokładnie to samo – kolejną wersję czasowej ulgi, zamiast poważnej, strukturalnej zmiany.

Obniżenie rachunków o 30 proc. to hasło efektowne, ale ekonomicznie wątpliwe. Budżet państwa nie jest z gumy, a koszty takich działań ostatecznie poniosą podatnicy. Brak precyzyjnych wyliczeń, brak odpowiedzi na pytanie, skąd wziąć środki, to klasyka politycznego populizmu. Obiecać łatwo – trudniej uczciwie przedstawić cenę tych obietnic.

Problem wzrastających cen energii jest realny i wymaga poważnej debaty. Ale Polska nie potrzebuje kolejnych „planów Morawieckiego”. Potrzebuje konsekwentnej polityki: inwestycji w odnawialne źródła, rozbudowy sieci przesyłowych, wsparcia dla innowacyjnych technologii i realnego programu efektywności energetycznej. Tego zabrakło przez ostatnie lata – i trudno uwierzyć, iż polityk, który miał szansę to zrobić, teraz nagle będzie działał inaczej.

Morawiecki próbuje dziś odgrywać rolę opozycyjnego reformatora, ale to rola nieprzekonująca. Jego plan to raczej recykling dawnych haseł niż realny program na przyszłość. Wzywa do zaufania, ale zapomina, iż zaufanie buduje się poprzez czyny, a nie efektowne spoty. jeżeli naprawdę zależało mu na bezpieczeństwie energetycznym Polski, powinien był działać wtedy, gdy miał władzę. Dziś jego propozycje brzmią jak spóźniona kampania ratunkowa – tyle iż ratować mają nie Polaków, ale jego własny wizerunek.

Idź do oryginalnego materiału