Zorganizowana grupa przestępcza wyłudzała unijną pomoc żywnościową przeznaczoną dla najuboższych, a wszystko działo się pod czujnym okiem instytucji powołanych i wspieranych przez rząd PiS. To pierwsza sprawa, którą w Polsce prowadzi Prokuratura Europejska, i już jest mrożąca krew w żyłach. Skala przekrętów, bezczelność oszustów oraz powiązania z organizacjami religijnymi sprawiają, iż afera ta może stać się jedną z najbardziej kompromitujących dla byłych władz.
Na razie zatrzymano sześć osób – czterech mężczyzn i dwie kobiety – należących do grupy religijnej, która miała za zadanie dystrybuować pomoc żywnościową finansowaną przez Unię Europejską. Zamiast do potrzebujących – uchodźców, bezdomnych, osób żyjących w skrajnym ubóstwie – 2500 ton żywności o wartości 3,7 mln euro (ponad 15 mln zł) trafiło… do sklepów w Polsce i za granicą. Zamiast charytatywnej misji, mieliśmy do czynienia z cyniczną machiną zysków na cudzej biedzie. Cały proceder funkcjonował dzięki ogromnym zaniedbaniom – a może przy cichym przyzwoleniu – państwowych instytucji nadzorowanych przez ludzi PiS.
Dodatkowo, organizacja religijna otrzymała kolejne 500 tys. euro na koszty administracyjne – również z kieszeni europejskich podatników. W tym czasie fałszowano podpisy odbiorców, tworzono fikcyjne dokumenty, a pomoc znikała z magazynów w tajemniczych okolicznościach.
Skala zuchwałości poraża. W toku śledztwa przeszukano 34 lokalizacje – od parafii głównego podejrzanego po magazyny, w których „legalizowano” nielegalny handel. Zabezpieczono nieruchomości warte 1,5 mln zł oraz udziały w prywatnej spółce za kolejne pół miliona. Wszystko wskazuje na to, iż oszuści zrobili sobie z unijnej pomocy całkiem dochodowy interes. I to pod przykrywką wiary oraz rzekomego „działania na rzecz wykluczonych”.
Warto przypomnieć, iż to nie pierwsza afera za czasów PiS, w której wykorzystywano instytucje religijne jako parasol ochronny dla szemranych interesów. Państwo PiS hojnie dotowało organizacje związane z Kościołem, często z pominięciem jakiejkolwiek kontroli. Efekt? Kasa się zgadzała – ale nie w domach potrzebujących, tylko w portfelach „misjonarzy” przekrętów.