Daniel Drob: Jaką ocenę w szkolnej skali wystawiłby pan ekipie Donalda Tuska po dwóch latach rządzenia?
Rafał Chwedoruk: Z poszczególnych przedmiotów byłyby to oceny bardzo różne - od niedostatecznej po bardzo dobrą. Uśredniając, pewnie postawiłbym dostateczny z plusem.
REKLAMA
Uczeń zdolny, ale leniwy?
Wszyscy go uważają za niesamowicie uzdolnionego, wobec czego mają duże wymagania, ale nikt nie patrzy, iż ten uczeń ma trudną sytuację w domu. Jest więc powszechne poczucie, iż gdyby chciał, to mógłby więcej. Tymczasem problemem jest obiektywny stan, w którym przyszło mu funkcjonować.
Czyli dość egzotyczny charakter koalicji bardzo odmiennych środowisk i prezydent z przeciwnego obozu.
Tak.
Rząd może działać sprawniej, biorąc pod uwagę te okoliczności?
Możliwości manewru są niewielkie. Wspomniał pan o "egzotycznym" charakterze koalicji, ale jeżeli spojrzymy na zaplecze społeczne, to ono pozostało bardziej zróżnicowane. Cóż może łączyć studenta z dużego miasta z wielkim biznesmenem, a tegoż z kolei z nauczycielem z miasta średniej wielkości? Plątanina interesów jest niesamowita i w stosunku do elektoratu PiS to zaplecze jest dużo bardziej złożone. Można się zastanawiać, czy obsada niektórych ministerstw była optymalna oraz, czy Polska 2050 nie dostała wpływów w rządzie ponad stan, ale to nie są najważniejsze kwestie. Tej koalicji ciąży to, iż nie przewidziano skali przeciwników w drugiej turze wyborów prezydenckich. Planu B na wypadek przegranej Rafała Trzaskowskiego nie było, bo być nie mogło. Konstytucja nie daje możliwości przełamywać wet prezydenta przy takiej większości w Sejmie i tyle.
Często powtarzana teza publicystyczna głosi, iż Karol Nawrocki traci na częstym wetowaniu ustaw rządu.
Weto wetu nierówne. Rządzący mają możliwość wysyłania prezydentowi takich ustaw, przy których to oni będą mieli poparcie większości społeczeństwa. To rzeczywiście może doprowadzić do uruchomienia mechanizmu, w którym część opinii publicznej zacznie postrzegać głowę państwa jako destruktora. Należy przy tym pamiętać, iż zaplecze prezydenta jest bardzo profesjonalne i nie będzie dawało się złapać w pułapkę tak łatwo. Już dyskusja o związkach partnerskich pokazuje, iż w otoczeniu prezydenta istnieje świadomość potrzeby gry na dwie strony, ponieważ część młodych wyborców Konfederacji to niekoniecznie osoby o mocno konserwatywnych poglądach.
Co okazało się największymi słabościami tej koalicji?
W dwóch dziedzinach ten rząd miał strategiczną przewagę nad PiS. Pierwsza kwestia to polityka zagraniczna, a druga to edukacja. Środowiska nauczycielskie z całą pewnością są bliższe PO nie PiS. Ponadto w grupie wiekowej, skupiającej Polaków, których dzieci chodzą do szkoły, prawica także nie ma przewagi. W obu tych dziedzinach propozycje przedstawiane w kampanii wyborczej zdobywały większy lub mniejszy poklask, a dzisiaj widać, iż postęp jest umiarkowany lub nie ma go wcale. jeżeli chodzi o resort edukacji, to z jednej strony widzimy sukces w postaci likwidacji HiT-u i ograniczenia lekcji religii, z drugiej ministerstwo uwikłało się w dyskusję na temat zniesienia prac domowych. Pomysł, którym, jak się wydawało, koalicja zapunktuje bez większego wysiłku, zaczął być odbierany jako awangardowy. To uwikłanie zaszkodziło rządzącym.
Zobacz wideo Morawiecki u Sroczyńskiego: Bliżej mi do koalicji z Braunem niż z Tuskiem
A polityka zagraniczna?
Można było się spodziewać większej otwartości na świat, tymczasem rząd okazał się zupełnie nieprzygotowany na prezydenturę Donalda Trumpa. Dzisiaj zbieramy tego konsekwencje. Nie byliśmy też przygotowani do funkcjonowania w realiach kryzysu władzy w najważniejszych państwach zachodnich - Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii. Do tego następuje wyraźny rozjazd polskich elit i społeczeństwa w kwestii wojny w Ukrainie i perspektyw jej zakończenia. Ten rozjazd sprawia, iż tworzy się przestrzeń dla politycznej szarlatanerii.
Opozycja chętnie wytyka rządzącym, iż Polski nie ma na kluczowych szczytach, dotyczących Ukrainy.
Ale to było dość oczywiste, bo nasza nieobecność wynika z potencjału Polski i charakteru konfliktu, którego konsekwencje mają globalny wymiar. Po prostu należało opinię publiczną do tego faktu przygotowywać, a nie, w ślad za PiS, pompować balonik, iż jesteśmy potęgą, wszyscy chcą z nami rozmawiać, "nic o nas bez nas" i tak dalej. "Jesteśmy adwokatem Ukrainy", mówiono, choć Polska nie ma uprawnień do pełnienia roli tego adwokata. Rozsądniejszą postawą byłby umiarkowany postęp w granicach prawa, a nie mówienie o mocarstwowości. Naturalną koleją rzeczy jest, iż później pojawia się frustracja w opinii publicznej, ale też paliwo dla opozycji.
Znani na europejskich salonach Tusk z Sikorskim mieli być rozgrywającymi, ale okazało się, iż Polska jako średniak, rozgrywać za bardzo nie może?
Tak. Rządzący mieli pokazać, iż zachodni liderzy bez Polski się nie obejdą. gwałtownie się okazało, iż jak najbardziej - mogą się obejść. Trzeba przy tym mieć na uwadze, iż zachodnie salony są w kryzysie. Poparcie dla Macrona jest parodią, Merz jest jednym z najsłabszych, jeżeli nie najsłabszym, chadeckim kanclerzem w dziejach, w Niemczech rządzi koalicja dwóch wielkich partii, które uzyskały historycznie jedne z najgorszych wyników. Fatalnie oceniany jest też Starmer, który wszystko, co było do zepsucia, zepsuł na dzień dobry. Nie jestem przekonany, czy obecność na tych pogrążonych w kryzysie salonach byłaby dla nas taka korzystna. Nie mam jednak wątpliwości, iż pragmatyzm, elastyczność, dostosowywanie się do zmiennych koniunktur i pewna doza pokory byłyby lepszą inwestycją dla polskiego rządu.
Z danych CBOS wynika, iż w listopadzie lekko drgnęło poparcie dla rządu Donalda Tuska, ale przez cały czas przeciwników jest więcej niż zwolenników. Da się odbudować jeszcze to zaufanie?
Po porażce w wyborach prezydenckich Donald Tusk logicznie uznał, iż 10 milionów z okładem, które poparły Rafała Trzaskowskiego, to wyborcy - przy zastrzeżeniach dotyczących frekwencji - którzy pojawią się po raz kolejny przy urnach i poprą w tej chwili rządzące ugrupowania. Jednak ta koalicja wyborców, która w drugiej turze poparła Karola Nawrockiego, już się nie pojawi. Po pierwsze, przyszłe wybory nie będą dla nich prostym plebiscytem, jakim była druga tura wyborów prezydenckich. Po drugie, prawica - siłą rzeczy - będzie o ten elektorat rywalizowała. A po trzecie, nie wszyscy wyborcy Nawrockiego ponownie pójdą głosować, a do ich mobilizacji już nie wystarczy bycie przeciwko Tuskowi. Obecny wzrost poparcia dla KO dokonuje się oczywiście kosztem Trzeciej Drogi, ale z drugiej strony Lewica okazuje się niespodziewanie stabilna pod względem poparcia i w większości sondaży przekracza próg wyborczy. Tusk pokazał, iż ma siłę sprawczą, podtrzymał swoje przywództwo wewnątrz partii i obozu liberalnego i dał sygnał, iż nie zanosi się na wielki marsz prawicy po władzę. To nie zmienia faktu, iż negatywny elektorat premiera jest bardzo duży. Przywrócenie słupków zaufania do rządu, gdzie ufający zdecydowanie przewyższają nieufających, jest trudne do wyobrażenia. Z punktu widzenia rządu najważniejsze będzie zmobilizowanie na wybory wszystkich zwolenników i zdemobilizowanie części tych wyborców, którzy nie ufają rządowi.
PiS po wygranych wyborach prezydenckich jest daleko za KO. To poparcie zostało roztrwonione?
Roztrwonić można coś, co się ma. Kłopot jest inny. Prawo i Sprawiedliwość, wygrywając wybory prezydenckie, nie rozwiązało żadnego ze swoich strukturalnych problemów: zaawansowany wiek elektoratu, rozjazd w poglądach między Polakami w młodym i średnim wieku a tradycyjnymi wyborcami PiS, kwestia sukcesji władzy w partii, co wywołuje widoczne na każdym kroku napięcia. Wreszcie są czynniki obiektywne, czyli prawicowa konkurencja, szczególnie w postaci Korony. Partia Grzegorza Brauna na poziomie Lubelszczyzny i Podkarpacia mocno uderzyła w popularność ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego.
Przyspieszenie rozliczeń działa na elektorat koalicji 15 października?
Skoro urosło poparcie KO, a Lewica ma się nie najgorzej, to można zakładać, iż tak. Z tym iż działa na wyborców, którzy a priori są przekonani. To potwierdza gwarancję, iż zwolennicy tej ekipy stawią się przy urnach, ale raczej nie oddziałuje na niezdecydowanych, wahających się. Dla młodych wyborców to często kompletna abstrakcja. Krótkoterminowo więc rozliczenia są politycznie dobrym ruchem, ale ze strategią to nie ma nic wspólnego.
Wyobraża sobie pan koalicję PiS-Konfederacja-Korona za dwa lata?
Władza jest najlepszym balsamem na wszelkie rany i nic tak nie łączy, jak jej wspólne sprawowanie. Niemniej jednak nie sądzę, iż doszłoby do powstania bezpośredniej koalicji. Braun stałby się raczej kimś, kto co najwyżej toleruje istnienie mniejszościowego rządu. Zdarzały się takie przypadki w niektórych państwach. We Francji opozycyjni socjaliści wbrew reszcie lewicy czasami podtrzymują władzę pod egidą Macrona, swojego byłego towarzysza partyjnego. U Czechów tak było z komunistami, którzy podtrzymywali Babisza mimo ewidentnych różnic ideologicznych. Niewątpliwie dialog między PiS a Konfederacją, szczególnie w kwestiach społeczno-gospodarczych, będzie czymś arcyciekawym. Połączenie społecznej nauki Kościoła katolickiego z Miltonem Friedmanem to byłaby prawdziwa egzotyka.

22 godzin temu












