Kłopoty Błaszczaka. Takie są konsekwencje grania bezpieczeństwem Polski

2 tygodni temu
Zdjęcie: Błaszczak


Mariusz Błaszczak, były minister obrony narodowej w rządzie PiS, znalazł się w centrum skandalu, który rzuca cień na jego odpowiedzialność jako polityka mającego dbać o bezpieczeństwo państwa.

W czwartek, 24 kwietnia 2025 roku, Prokuratura Okręgowa w Warszawie ogłosiła zarzuty dla jego bliskich współpracowników – Agnieszki Glapiak, byłej dyrektor Centrum Operacyjnego MON i obecnej wiceszefowej KRRiT, oraz Piotra Z., byłego dyrektora Departamentu Strategii i Planowania Obronnego MON. Oboje mieli pomóc Błaszczakowi w odtajnieniu i ujawnieniu fragmentów strategicznego planu użycia Sił Zbrojnych RP „Warta” w lipcu 2023 roku, co miało miejsce w trakcie kampanii wyborczej. W najbliższych dniach zarzuty usłyszy także historyk Sławomir Cenckiewicz, były dyrektor Wojskowego Biura Historycznego, który również jest zamieszany w tę sprawę.

Bezpieczeństwo na ołtarzu polityki

Sprawa dotyczy odtajnienia i publicznego ujawnienia we wrześniu 2023 roku fragmentów planu „Warta”, dokumentu z 2011 roku, który szczegółowo opisywał strategię obrony Polski w razie ataku ze strony Rosji. Błaszczak, wykorzystując te materiały w kampanii wyborczej PiS, zarzucał ówczesnemu rządowi PO-PSL, iż planował obronę kraju dopiero na linii Wisły, co miało rzekomo oznaczać „oddanie połowy Polski” potencjalnemu agresorowi. Prokuratura zarzuca Błaszczakowi przekroczenie uprawnień i działanie na szkodę interesu publicznego, co może skutkować karą do 10 lat więzienia. Współpracownikom Błaszczaka, w tym Glapiak i Piotrowi Z., postawiono zarzuty pomocnictwa w tym przestępstwie, za co grozi im taka sama kara.

Prokurator Marcin Maksjan ujawnił, iż Piotr Z. wyznaczył podległych mu oficerów do poszukiwania tajnych dokumentów w Wojskowym Biurze Historycznym, mimo iż nie mieli oni odpowiednich upoważnień. Co więcej, to sam Piotr Z. podpisał dla nich upoważnienie, choć zgodnie z prawem takie decyzje może podejmować jedynie minister obrony lub szef Sztabu Generalnego. Wraz z Agnieszką Glapiak selekcjonowali oni dokumenty, które następnie Błaszczak odtajnił i wykorzystał w politycznej walce. Takie działania, w ocenie prokuratury, naraziły bezpieczeństwo Polski, ujawniając strategiczne informacje, które – mimo iż pochodziły z 2011 roku – wciąż mogły być cenne dla potencjalnego przeciwnika.

Brak skruchy i odpowiedzialności

Mariusz Błaszczak, zamiast przyznać się do błędu, brnie w swoją narrację, twierdząc, iż odtajnienie „archiwalnych dokumentów” było jego „prawem i obowiązkiem”. Podczas konferencji prasowej po ogłoszeniu zarzutów dla jego współpracowników, Błaszczak nie tylko nie wyraził skruchy, ale posunął się do ataków na prokuraturę, zarzucając jej upolitycznienie i „rewanż polityczny”. Stwierdził, iż prokurator Maksjan jest niewiarygodny, ponieważ miał być „prześladowany za rządów PiS”, a jego ojciec rzekomo był tajnym współpracownikiem, co według Błaszczaka i Cenckiewicza świadczy o motywach zemsty. Takie argumenty brzmią jak desperacka próba odwrócenia uwagi od meritum sprawy i zrzucenia winy na innych.

Błaszczak utrzymuje, iż Glapiak miała „wszystkie niezbędne upoważnienia” do pracy z dokumentami, co jednak stoi w sprzeczności z ustaleniami śledztwa. Prokuratura wskazuje, iż Glapiak, po objęciu stanowiska w KRRiT, straciła ważność swoich wcześniejszych zgód na dostęp do dokumentów planowania operacyjnego, co wynika z rozkazu szefa Sztabu Generalnego WP z 2019 roku. Jej działania w kancelarii tajnej, w tym brak wpisu do kart zapoznania z dokumentami niejawnymi, tylko pogłębiają wrażenie lekceważenia procedur.

Współodpowiedzialność i polityczne ambicje

Agnieszka Glapiak, która w tej chwili pełni funkcję wiceszefowej KRRiT, również nie przyznała się do winy, określając zarzuty jako „politycznie motywowane”. W jej oświadczeniu dla PAP próbowała przedstawić się jako ofiara ataku na wolność mediów, sugerując, iż sprawa jest próbą przejęcia przez obecny rząd kontroli nad rynkiem mediów. Takie tłumaczenie wydaje się naciągane i nieadekwatne do powagi zarzutów, które dotyczą narażenia bezpieczeństwa państwa, a nie kwestii wolności słowa. Glapiak, mimo braku formalnych uprawnień, aktywnie uczestniczyła w selekcjonowaniu tajnych dokumentów, co stawia pod znakiem zapytania jej kompetencje i odpowiedzialność.

Sławomir Cenckiewicz, kolejny podejrzany w sprawie, również nie unika kontrowersji. Podczas konferencji prasowej Maksjana próbował wejść w polemikę z prokuratorem, reprezentując TV Republikę, co pokazuje, jak bardzo sprawa ta jest upolityczniona. Cenckiewicz, znany z bliskich powiązań z PiS i roli w komisji „lex Tusk”, wydaje się bardziej zainteresowany polityczną walką niż rzetelnym wyjaśnieniem swojej roli w aferze. Jego obecność wśród podejrzanych dodatkowo podkreśla, iż odtajnienie planu „Warta” było częścią szerszej strategii PiS, mającej na celu zdyskredytowanie politycznych przeciwników kosztem interesu narodowego.

Skutki dla bezpieczeństwa Polski

Ujawnienie fragmentów planu „Warta”, choćby jeżeli dokument pochodził z 2011 roku, mogło mieć poważne konsekwencje dla bezpieczeństwa Polski. Strategiczne plany obronne, choćby archiwalne, zawierają informacje, które mogą być wykorzystane przez obce służby do analizy zdolności obronnych kraju. W kontekście trwającego konfliktu na Ukrainie i napiętych relacji z Rosją, takie działania są co najmniej nieodpowiedzialne. Błaszczak, jako były minister obrony, powinien zdawać sobie sprawę z potencjalnych skutków swoich decyzji, a jednak wybrał krótkoterminowe korzyści polityczne nad długofalowe bezpieczeństwo państwa.

Co więcej, sposób, w jaki odtajniono dokumenty, budzi dodatkowe wątpliwości. Jak ujawniła Wirtualna Polska, proces skanowania dokumentów odbywał się w sposób chaotyczny – niejawne informacje zasłaniano tekturą, co świadczy o lekceważącym podejściu do procedur bezpieczeństwa. Takie działania, w połączeniu z brakiem odpowiednich upoważnień dla zaangażowanych osób, malują obraz niekompetencji i braku szacunku dla zasad ochrony informacji niejawnych.

Czas na odpowiedzialność

Afera związana z odtajnieniem planu „Warta” to kolejny przykład, jak politycy PiS, w tym Mariusz Błaszczak, wykorzystywali instytucje państwowe do realizacji partyjnych interesów. Ujawnienie strategicznych dokumentów w trakcie kampanii wyborczej, bez merytorycznych przesłanek i wbrew procedurom, nie tylko naraziło Polskę na ryzyko, ale także podkopało zaufanie sojuszników z NATO. Błaszczak, zamiast wziąć odpowiedzialność za swoje czyny, ucieka się do teorii spiskowych i ataków na prokuraturę, co tylko pogłębia wrażenie, iż nie rozumie powagi sytuacji.

Zarzuty dla Glapiak, Piotra Z. i Cenckiewicza pokazują, iż afera „Warta” to nie tylko problem Błaszczaka, ale całej grupy osób, które działały w imię politycznych korzyści, ignorując bezpieczeństwo państwa. Polacy zasługują na polityków, którzy stawiają interes narodowy ponad partyjne rozgrywki. Mariusz Błaszczak, zamiast chować się za immunitetem i retoryką zemsty, powinien stanąć przed sądem i odpowiedzieć za swoje decyzje. Bezpieczeństwo Polski nie może być zakładnikiem ambicji politycznych.

Idź do oryginalnego materiału