Kłopot Romanowskiego. Będzie musiał wyjechać z Węgier?

2 dni temu

Przyznanie azylu politycznego Marcinowi Romanowskiemu przez rząd Viktora Orbána to nie tylko próba ochrony jednego polityka PiS przed polskim wymiarem sprawiedliwości, ale i symboliczny cios w zasady, na których opiera się Unia Europejska. Decyzja ta pokazuje, jak bliska kooperacja dwóch obozów politycznych – w Warszawie i w Budapeszcie – może stać się narzędziem unikania odpowiedzialności.

Sprawa Marcina Romanowskiego to podręcznikowy przykład, jak polityczne układy potrafią wypaczać sens prawa. Były wiceminister sprawiedliwości i poseł PiS opuścił Polskę w grudniu 2024 roku, tuż po decyzji sądu o trzymiesięcznym areszcie. Powody były poważne: prokuratura zarzuca mu 11 przestępstw, w tym udział w zorganizowanej grupie przestępczej, ustawianie konkursów o środki z Funduszu Sprawiedliwości oraz podpisywanie umów bez wymaganych pełnomocnictw.

To nie są zarzuty natury politycznej – to twarde, kryminalne sprawy, które w normalnych warunkach wymagałyby szybkiego działania i rozliczenia. Jednak w tym przypadku pojawił się czynnik, który w Europie powinien być marginesem, a w relacjach PiS–Fidesz stał się regułą – polityczna protekcja.

Rząd Viktora Orbána, znany z konfrontacyjnego stosunku do instytucji unijnych i prób ograniczania niezależności sądów, zdecydował się na udzielenie Romanowskiemu azylu politycznego. Argumentacja? Formalnie – ochrona przed „politycznymi represjami”. W praktyce – ochrona przed polskim wymiarem sprawiedliwości, który próbuje rozliczyć jednego z prominentnych polityków obozu władzy z czasów PiS.

Peter Magyar, lider węgierskiej opozycyjnej partii TISZA, nazwał tę decyzję wprost nadużyciem i złamaniem międzynarodowych zobowiązań. Trudno się z tym nie zgodzić. kooperacja państw UE w zakresie ekstradycji i ścigania przestępstw opiera się na zasadzie wzajemnego zaufania. jeżeli jeden z państw udziela schronienia obywatelowi innego państwa członkowskiego, którego ściga prokuratura, oznacza to, iż zaufanie to zostało zerwane.

Działanie Orbána jest szczególnie wymowne w kontekście zarzutów wobec Romanowskiego. To nie przypadek, iż azyl znalazł akurat w kraju, którego premier od lat pielęgnuje polityczną współpracę z PiS. Wspólna linia polityczna obu formacji opiera się na podważaniu roli Brukseli, relatywizowaniu znaczenia praworządności i prezentowaniu każdej próby rozliczeń jako „politycznych ataków”.

Nie można też pominąć faktu, iż w tej sytuacji PiS zyskuje wygodny pretekst do narracji o „politycznych prześladowaniach” swoich byłych ministrów. Narracji, która ma osłaniać nie tyle fakty, co wizerunek partii – choćby jeżeli w praktyce oznacza to obronę osób podejrzanych o poważne przestępstwa gospodarcze.

Tymczasem według ostatnich sondaży, węgierska opozycja ma realną szansę odsunąć Orbána od władzy – partia TISZA prowadzi o 15 punktów procentowych. jeżeli ten scenariusz się zrealizuje, Romanowski może stać się problemem nie tylko dla samego siebie, ale i dla tych, którzy zapewnili mu polityczne schronienie.

Azyl dla Romanowskiego to sygnał, iż dla części europejskich liderów lojalność wobec partyjnych sojuszników jest ważniejsza niż wspólne zasady i uczciwość. I choć formalnie to decyzja węgierskiego rządu, polityczna nić łącząca Orbána z PiS jest tu zbyt gruba, by udawać, iż to tylko zbieg okoliczności.

W dłuższej perspektywie takie przypadki podkopują fundamenty Unii Europejskiej – bo jeżeli państwa członkowskie przestają respektować wspólne reguły w imię partyjnych układów, projekt europejski traci sens. A to już problem nie tylko dla Węgier i Polski, ale dla całej wspólnoty.

Idź do oryginalnego materiału