Jest coś tragikomicznego w grozie, jaką zdają się wzbudzać w wielu knowania kliki z Davos i im podobnych tromtadrackich sprzysiężeń. najważniejszy jest tu być może rażący kontrast między niebosiężną arogancją owych koterii a wtórnością, miałkością i lichotą snutych przez nie „wielkich planów”. Otóż plany te są już od dawna niczym innym, jak tylko spauperyzowanym i zinfantylizowanym amalgamatem wszystkich przebrzmiałych ideologicznych fantazmatów, począwszy od pseudopogańskiego kultu natury, poprzez bezwłasnościową krainę pieczonych gołąbków, a skończywszy na technokratycznych rojeniach o świecie „nadludzi”. Dlaczego ktokolwiek miałby szczerze bać się podobnego zlepku głodnych kawałków, zwłaszcza w wydaniu zblazowanego wiecu kawiorowych rewolucjonistów?
Odpowiedź na to pytanie kryje się prawdopodobnie nie w źródle grozy, tylko w jej ofierze, a zasadniczej ilustracji dostarczają tu doświadczenia ostatnich kilku lat. Otóż to nie tyle rozmaite twory davosopodobne urosły do rangi bezprecedensowego zagrożenia dla materialnego i duchowego dobrobytu ludzkości, co ludzkość w swej masie stała się bezprecedensowo miękka, słaba, tchórzliwa i bezcharakterna, a więc wyjątkowo podatna choćby na zagrożenia stanowiące jedynie bladą kalkę swoich dawnych pierwowzorów. Innymi słowy, klika z Davos jest nie tyle wszechmocną, pochłaniającą wszystko otchłanią zniszczenia, co wielkim krzywym zwierciadłem, w którym ludzkość może obejrzeć w szczegółach skalę własnego odrętwiałego samozniszczenia.
Podsumowując, trudno się dziwić, iż ogólny przestrach może budzić szydercza deklaracja domorosłych zarządców świata, iż „nie będzie się miało niczego i będzie się szczęśliwym”, gdy z własnej woli roztrwoniło się uprzednio to wszystko, co pozwala zabijać podobne deklaracje śmiechem. Warto więc, by ów przestrach posłużył jako motywacja do jak najszybszego odzyskania choćby minimum siły woli, charakteru, wytrwałości i samozaparcia – czyli tego wszystkiego, co rzeczywiście pozwala być szczęśliwym, wiedząc, iż rozmaici „poprawiacze świata” są bezradni w obliczu codziennych czynów zwykłych ludzi dobrej woli, jeżeli tylko ci ostatni idą wspólnym i niezłomnym frontem.
Jakub Bożydar Wiśniewski